Minęło kilkanaście długich minut, zanim Zayn ochłonął i wrócił na szpitalny oddział ratunkowy. Chociaż nie był już tak zdenerwowany, jak bezpośrednio po rozmowie z ojcem, nie miał jeszcze okazji przemyśleć wszystkiego i posegregować do odpowiednich szufladek w głowie. Musiał wypisać wszystkie słowa, działające na korzyść Bree, lecz także przekonujące zdania, świadczące o niewinności Justina. Najgorsze było jednak dla niego, że nie mógł z nikim podzielić się prawdziwą wojną, toczącą się w jego myślach. Nie mógł porozmawiać ani z matką, ani z Bree, ani tym bardziej z ojcem, do którego nadal miał ograniczone zaufanie. Komu więc powinien uwierzyć, kiedy obie wersje zdawały mu się jednocześnie prawdziwe i nie do końca zgodne z rzeczywistością?
-Zayn co się stało? Jesteś bardzo zdenerwowany - Bree próbowała go zatrzymać, kiedy szybkim krokiem mijał pojedyncze kafelki na podłodze.
-Daj spokój, Bree. Nie mam teraz czasu na rozmowy - rzucił krótko, aby dziewczyna szybko dała mu spokój. Nie wiedział, jak powinien zachowywać się w jej towarzystwie, kiedy nadal nie znał prawdy dzisiejszej nocy. Coraz większą winę zaczął jednak zauważyć w idealnej dziewczynie, która od miesięcy była dla niego obrazem szczerości, prawdomówności i wewnętrznego dobra. Dzisiaj po raz pierwszy zaczął wątpić w jej niewinność.
-Zayn, do jasnej cholery, co się stało? Co powiedział ci ojciec? Chyba nie wierzysz w ani jedno jego słowo - Bree szarpnęła ramieniem chłopaka, zanim ten ponownie wszedł na oddział ratunkowy. W zasadzie sam nie wiedział, o czym kolejny raz chciał rozmawiać z ojcem. Temat domniemanego wykorzystania seksualnego nie dawał mu spokoju, a jedynym obrazem, kwitnącym przed jego oczami, było nagie ciało Bree pod nagim ciałem Justina.
-Daj mi spokój, młoda - zmuszony był lekko szarpnąć ramieniem, aby uwolnić je z uścisku dłoni brunetki.
Oboje weszli na oddział, gdzie na najbliższym łóżku przy ścianie leżał Justin, a na krześle obok, z nogą założoną na nogę, siedziała Anastasia, trzymająca torebkę z beżowej skóry na kolanach. Kiedy Justin zobaczył w drzwiach Zayna, rozpogodził się i poczuł, że syn zaczyna powoli wierzyć w jego wersję i z całą pewnością wierzyć w nią chce. Postać Bree nie wywołała jednak u niego entuzjazmu. Wręcz przeciwnie, mężczyzna zacisnął lekko szczękę i z całego serca starał się grać opanowanego w towarzystwie byłej żony i syna. Z piętnastolatką miał zamiar rozmówić się w innych okolicznościach i innej atmosferze, bez świadków, aby mogła prosto w oczy wyrzucić wszystko, co ma za złe jego osobie. Wiedział, że teraz nie warto zagłębiać się z nią w jakąkolwiek dyskusję.
-Gdzie jest Vicky? - nagle zrozumiał, że nie ma przy nim drobnej jedenastolatki, którą powinien otaczać opieką, którą chciał otaczać opieką i którą, w jego odczuciu, opiekował się najlepiej, jak potrafił. Był przy niej. Blisko. Znacznie za blisko. Ciężko było mu jednak dostrzec własne błędy.
-Powinna być w domu. Nie należy raczej do dzieciaków, które byłyby skłonne do jakichkolwiek ucieczek - mruknął Zayn, udając obojętność, jednak on również troszczył się o bezpieczeństwo przyrodniej siostrzyczki. Nie miał pojęcia, że największa tragedia toczy się tuż za jego plecami, tuż za ścianą, w sąsiednim pokoju.
-Mam do ciebie ogromną prośbę, Zayn. Mógłbyś po nią pojechać? Nie chcę, żeby siedziała sama - wzrokiem poprosił byłą żonę, aby pożyczyła chłopakowi kluczyki do auta. Zayn zdał bowiem egzamin na prawo jazdy dwa miesiące temu i spełniał się w roli kierowcy nad zwyczaj dobrze, jakby urodził się na fotelu, z nogą na gazie.
Zayn wyszedł z oddziału, a zaraz za nim wybiegła Bree. Kiedy chciała, potrafiła być zimną suką bez uczuć, a jednak nie chciała zostawać w otoczeniu Justina bez swojego chłopaka, który do tej pory był w stanie zrobić i poświęcić dla niej wszystko. Wolała jechać z Zaynem, nawet gdyby całą drogę mieli trwać w nieznośnym milczeniu. Zayn był dla niej chłopakiem idealnym i przede wszystkim niezwykle naiwnym, co odpowiadało podstępnemu charakterowi Bree, jednak kiedy miewał momenty poważnych przemyśleń, potrafił ignorować najbardziej dobitne wśród jej sztuczek.
-Kim jest Vicky? - Anastasia poczekała na moment, w którym zostali z Justinem sami i dopiero wtedy kontynuowała rozmowę z byłym mężem. W jej głowie zapaliła się lampka, płonąca czystym, głębokim zainteresowaniem.
-Vicky to moja adoptowana córeczka. Ma jedenaście lat i mieszka z nami dopiero od kilku dni - Justin nie chciał, aby Anastasia dowiedziała się o dziewczynce w ten sposób, ponieważ wiedział, że narazi się tym na pretensje kobiety. Teraz mógł jedynie naginać prawdę, aby nie wzbudzić w byłej żonie choćby najmniejszych podejrzeń. Wtedy byłby skończony.
-Masz córkę? - Anastasię niekoniecznie zainteresował fakt, że Vicky jest jedynie adoptowanym dzieckiem. Liczył się dla niej sam fakt. - Dobrze wiedziałeś, że marzyłam o drugim dziecku, właśnie o córeczce - Justin westchnął głośno. Już teraz bowiem słyszał w jej głosie wyraźne zarzuty.
-Anastasia, nie zaczynaj. Vicky jest adoptowaną córką. Mój dawny znajomy miał problemy finansowe i nie mógł dłużej opiekować się dzieckiem, więc zamiast oddać ją do domu dziecka, prawa rodzicielskie przekazał mi, nic więcej.
-Mimo wszystko, kiedy ja tylko wspominałam o drugim dziecku, tobie od razu podnosiło się ciśnienie. Broniłeś się rękoma i nogami, abym tylko nie zaszła w ciążę, a teraz raptem bez problemu przyjmujesz pod dach obce dziecko. Zastanawia mnie tylko, po co?
Justin czuł, że im więcej prostych wymówek użyje, jedynie zbliży Anastasię do prawdy, którą za wszelką cenę chciał zachować pomiędzy sobą, a Vicky. Anastasia nie odrywała od niego wzroku, dlatego nie mógł pozwolić sobie na choćby niewielkie oznaki zdenerwowania. To było dla niego prawdziwą próbą i wyzwaniem. Trudnym sprawdzianem, czy rzeczywiście potrafi tak dobrze maskować uczucia, czy jednak była żona, która bądź co bądź znała go od od wielu lat, będzie w stanie ujrzeć nerwowy błysk w jego oku i koniuszek języka, który w stresujących momentach znacznie częściej przejeżdżał po dolnej wardze.
-Nie chciałem mieć z tobą drugiego dziecka, ponieważ sama doskonale zdajesz sobie sprawę, jak ogromną odpowiedzialnością i zobowiązaniem jest wychowanie dziecka. Zayn jest już niemal dorosły i poradził sobie po naszym rozwodzie, jednak kiedy mielibyśmy małe dziecko na głowie, nadal tkwilibyśmy w tym fikcyjnym związku - zmierzwił dłonią włosy, które zaczęły powoli wydostawać się spod zaczesanej ku górze grzywce i opadać na czoło. Dodatkowo musiał zająć czymś dłonie, aby nie zacząć nimi niepotrzebnie gestykulować. - Posłuchaj mnie, Anastasia. Jesteś młodą, atrakcyjną kobietą. Jestem pewien, że znajdziesz faceta, z którym na nowo założysz rodzinę i z którym będziesz miała to upragnione, drugie dziecko.
-Skoro uważasz, że jestem atrakcyjna, dlaczego się ze mną rozwiodłeś? Nie rozumiem tego, Justin, i nigdy nie potrafiłam zrozumieć. Myślę, że niczego mi, jako kobiecie, nie brakuje. Ponad to, mężczyźni zazwyczaj odchodzą od żon dla młodszych partnerek, kochanek, a tymczasem minęło już kilka miesięcy od naszego rozwodu, a ty nadal jesteś sam. Za czasów naszego małżeństwa podejrzewałam nawet, że możesz być homoseksualistą, ale to również zdawało mi się absurdalne - zaśmiała się krótko i nerwowo, lecz Justin odetchnął. Wolał być postrzegany, jako gej, niż jako pedofil, którym w rzeczywistości był.
-Rozstałem się z tobą, ponieważ cię nie kochałem, Anastasia, i dobrze o tym wiesz. Nie jestem homoseksualistą, a jeśli chodzi o nowe związki, nie spieszy mi się z kimkolwiek wiązać, chociaż poznałem kogoś, w kim jestem zauroczony - uznał, że kiedy porozmawia z byłą żoną na spokojnie, może w końcu uda mu się zakończyć odwieczną wojnę pomiędzy nimi.
-Ile ona ma lat? - Justin z każdą chwilą zyskiwał pewność, że Anastasii nadal na nim zależało i czuł się z tym źle, bo nigdy nie chciał ranić tak kruchych istot, jakimi były kobiety.
-Dwadzieścia, ale proszę, nie rozmawiajmy już o tym dłużej, to bez znaczenia. Spotkałem się z nią raz i nie jest wcale powiedziane, że zobaczę się z nią po raz kolejny. Ja chcę, szczerze chcę, żebyś znalazła sobie kogoś i była z nim szczęśliwa. Widzę, że ci na mnie zależy, ale między nami nic już nie ma i, prawdę powiedziawszy, nie wiem, czy kiedykolwiek było. Przykro mi, Anastasia, nie rób sobie niepotrzebnych nadziei.
Kobieta kilka razy pokiwała głową, a kiedy poczuła, że jej oczy powoli wypełniają się łzami, pospiesznie wstała z krzesła, mrucząc jedynie pod nosem, że musi iść do łazienki, aby poprawić nienaganny makijaż. W tym samym czasie na oddział wrócili Zayn i Bree, tym razem z małą Vicky u boku chłopaka. Ta drobna jedenastolatka starała się udawać, że czuje się dobrze, choć tak naprawdę odczuwała wyraźnie skutki dzisiejszego zbliżenia z Justinem. Nikt nie wiedział, jak każdy jego dotyk silnie na nią oddziaływał. Każdy krok sprawiał jej nieprzyjemny ból, jednak zaciskała szczękę i uśmiechała się przez łzy. Miała wrażenie, że gdyby powiedziała komukolwiek o tym, co robi jej Justin, wszyscy mieliby pretensje właśnie do niej, nie do szatyna. W dodatku, czuła ogromny wstyd.
-Vicky, chodź do tatusia - gdy tylko jej postać mignęła przed oczami Justina, wyciągnął w kierunku dziewczynki obie ręce, czekając, aż wdzięcznie wpadnie w jego otwarte ramiona. Owszem, przy Dianie zaczął zmieniać się w prawdziwego mężczyznę, jednakże kiedy obok niego pojawiała się Vicky, znów zapominał o tym, że zyskiwał szansę na wyleczenie się z chorych upodobań.
Jedenastolatka przełknęła gorzkie łzy i pozwoliła Justinowi, aby przytulił ją do swojej klatki piersiowej, zanim na nowo wybuchnęłaby płaczem i zwróciła na siebie uwagę każdej z osób w otoczeniu. Owszem, mogłaby okłamywać ich, że do tego stopnia przejęła się wypadkiem opiekuna i najpewniej przekonałaby ich bez wysiłku, lecz sama przed sobą nie mogła kłamać. Czuła mocne perfumy Justina, gdy silnie wtulał ją w swoje ciało. Każda kobieta nie miałaby złudzeń - Justin pachniał pięknie i wręcz rozpraszająco. Vicky jednak zapach ten kojarzył się tylko z bólem.
Gdy Justin odgrywał razem z Vicky poprawną, rodzinną scenkę, a Zayn przyglądał się temu z lekkim uśmiechem na ustach, nikt z nich nie ujrzał wzroku Bree, który nieustannie utrzymywała wbity w postać Justina. Niebezpodstawnie darzyła go nienawiścią. I może gdyby Justin choć na moment podniósł wtedy wzrok i spojrzał w jej żądne zemsty, bólu i cierpienia oczy, oszczędziłby samemu sobie wielu przykrości. Oszczędziłby cierpienia samemu sobie, jednak nie oszczędziłby go krzywdzonej Vicky.
***
Justin wziął do ręki czajnik z wrzącą wodą i zalał nią ekspresową herbatę owocową w swoim ulubionym kubku. Ujął go obiema dłońmi, aby rozgrzać zziębnięte palce, które zmarzły razem z jego ciałem na jesiennym deszczu. Uparł się, aby lekarze już dzisiaj wypisali go ze szpitala, a jako człowiek dorosły mógł sam decydować o miejscu i metodach leczenia. Po lekach przeciwbólowych czuł się znacznie lepiej i wierzył, że jeśli będzie się oszczędzał, ból zacznie ustępować, a nie narastać w jego ciele. Poruszał się więc powoli, a każdy krok stawiał ostrożnie. Zrezygnował nawet z eleganckiego garnituru i koszuli z krawatem pod szyją, na rzecz szarych dresów i białej koszulki z krótkim rękawem.
Gdy usiadł na zamszowej kanapie i upił kilka łyków gorącej herbaty, przechwycił w dłonie dokumenty kolejnego pacjenta, zagłębiając się w ich treść. Praca była jednocześnie jego pasją i nawet przy średnim samopoczuciu nie potrafił się od niej oderwać. Tym razem trafił na pacjenta w wieku jego syna, po licznych konfliktach z prawem. Zanim przeczytał choćby kilka zdań jego życiorysu i kartoteki policyjnej, tworzył plan, w jaki sposób zmienić postępowanie chłopaka i nawrócić go na właściwą drogę.
Mike Reed, urodzony w roku 1997 w Los Angeles, w stanie Kalifornia. Pierwsze lata swojego życia spędził z ojcem, nadużywającym alkoholu. W wieku dwunastu lat uciekł z rodzinnego domu do matki, mieszkającej w Seattle, w stanie Waszyngton. Zaczął wagarować pod koniec szkoły podstawowej, gdy jego matka związała się z 10 lat młodszym konkubentem. Pierwszej kradzieży z włamaniem dokonał w wieku piętnastu lat. Został aresztowany i objęty dozorem kuratora. Rok później napadł na starszą kobietę w celach rabunkowych. Został umieszczony w ośrodku szkolno - wychowawczym, z którego wyszedł przeszło miesiąc temu za dobre sprawowanie i chęć poprawy zachowania. Pod wpływem otoczenia i dawnych znajomych, powrócił jednak do dawnych przyzwyczajeń. Ponownie zaczął wagarować, istnieją również przypuszczenia, że nadużywa narkotyków.
Justin westchnął głośno i odłożył teczkę z dokumentami nieletniego Mike'a na blat szklanego stołu. Wiedział, że będzie musiał poświęcić wiele czasu i zaangażowania, aby zmienić postępowanie chłopaka z silnie ukształtowanym charakterem. Na tym jednak polegała jego pasja. Pasja, której oddawał się od wielu lat.
-Zayn, znasz Mike'a Reed? Podobno chodzi do twojej szkoły i jest w twoim wieku - słysząc brzdęk uderzanych o siebie szklanych talerzy w kuchni, zwrócił się twarzą do syna, przygotowującego kanapki z serem i pomidorem.
-Wiadomo - odparł z pełnymi ustami, przełykając kęs. - Był chłopakiem Bree. Nie lubię gnoja, działa mi na nerwy. Wciąż myśli, że może mi ją odbić. Jestem od niego lepszy, bardziej rozgarnięty i przede wszystkim przystojniejszy. Nie ma szans u Bree, robi z siebie jedynie idiotę, wciąż starając się o nią - Zayn nie dopytywał nawet, skąd u Justina podobne pytanie. Wzmianka o rywalu w drodze do serca ukochanej dziewczyny wyprowadziła go z równowagi do tego stopnia, że aby uspokoić przyspieszony oddech, musiał zatrzasnąć za sobą drzwi pokoju i rzucić się na łóżko, twarzą prosto w puchową poduszkę.
W tym samym czasie po salonie rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi wejściowych. Justin poderwał się z kanapy, jak oparzony, jednak szybko pożałował gwałtownego ruchu, gdy wzdłuż jego dolnej kończyny przepłynął promieniujący ból. Na ustach mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech. Wiedział, kto stoi tuż za drzwiami i kto, chociaż nie musiał, martwił się o niego do tego stopnia, żeby w deszczu wsiąść do samochodu i przejechać pół miasta, aby upewnić się, że nie doznał żadnych poważniejszych obrażeń.
-Cieszę się, że przyjechałaś - uśmiechnął się szeroko do Diany, przechodzącej przez próg domu.
Młoda kobieta ubrana była w cienką bluzkę w kolorze wyblakłego różu, z krótkim rękawem i półokrągłym dekoltem, eksponującym jej pełny biust. Wąskie wcięcie w talii uwydatniała czarna spódniczka, rozszerzana na biodrach, natomiast spod niej wyłaniały się długie, smukłe nogi. Patrząc w pełni obiektywnie, Diana mogłaby być modelką. Każdy szczegół jej ciała był niemal stworzony do pięknych kreacji, wybiegu i blasku fleszy. Ona jednak uważała modeling za pójście na łatwiznę, gdzie zamiast inteligencji liczy się jedynie uroda.
-Justin, co się dokładnie stało? Jak się czujesz? - spytała, gdy Justin pomagał zdjąć dziewczynie jesienny płaszczyk, pokryty kroplami deszczu. Gdy ujrzał na jej śniadej skórze gęsią skórkę, chciał potrzeć ramię brunetki dłonią, jednak był mężczyzną dobrze wychowanym i eleganckim, któremu nie wypadało na drugim spotkaniu zbliżać się do dziewczyny. Mimo wszystko miał swoje zasady.
-Zapraszam do salonu - nie wypadało mu rozmawiać z piękną dziewczyną w przedpokoju, na stojąco, dlatego dotknął dłonią dołu jej pleców i ostrożnie skierował do największego pomieszczenia w domu. Ściany w nim pokryte były kolorem beżowym i idealnie pasowały do mebli z ciemnego drewna. Pod zamszową kanapą i szklanym stolikiem wyłożony był gruby, puchowy dywan w kolorze szarym. Tak samo szarym, jak ramki ze zdjęciami, zawieszone na dwóch sąsiadujących ze sobą ścianach.
-Sam urządzałeś salon? Masz bardzo dobry gust, Justin - Diana usiadła na jednym z końców kanapy i założyła nogę na nogę, natomiast torebkę z czarnej skóry ustawiła na podłodze, przy jednej z nóg stołu.
-Większość dobierała moja była żona. Gdybym dekorował dom samodzielnie, uwierz mi, wyglądałoby tu o wiele gorzej - zaśmiał się cicho i podrapał tył głowy, mierzwiąc zdrowe, gęste włosy palcami.
-Za to jesteś chyba bardzo poukładany. Mówi się, że samotni mężczyźni to bałaganiarze, a tymczasem u ciebie panuje znacznie większy porządek, niż u mnie, pomijając porozrzucane zabawki Emily. Ale podoba mi się to. Mój były chłopak potrafił jedynie leżeć na kanapie z puszką piwa w ręce, a kiedy miał cokolwiek sprzątnąć, choćby swoje porozrzucane ubrania, dostawał gorączki - Diana przewróciła oczami, a Justinowi spodobał się jej gest. Nie chciał mieć przy sobie kobiety, która ani odrobinę nie dba o porządek. W Dianie ujrzał jednak cechy, które od zawsze pragnął widzieć w kobiecie swojego życia.
-Co jak co, ale o porządek dbam. Nie pomyśl jednak, że jestem jakimś pedantem, broń Boże - oboje zaśmiali się cicho i oboje przejechali krańcem języka po dolnej wardze. Justin skupił na moment uwagę na jej pełnych, malinowych ustach, delikatnie rozchylonych i, o dziwo, kuszących. Towarzyszące emocje dotychczas były mu zupełnie odległe. - Powiedz lepiej, czego się napijesz, Diana?
-Jeśli masz, poproszę sok pomarańczowy - Justin skinął głową i zaczął oddalać się w stronę kuchni, jednak w drodze zatrzymał go subtelny głos Diany. - Ale wracaj szybko.
Kiedy Justin nalewał do dwóch szklanek z jasnego szkła chłodnego soku pomarańczowego, wyjętego prostu z lodówki, towarzyszył mu szeroki uśmiech. W szczęściu nie zobaczył nawet, że wypełnił szklankę po brzegi, a sok powoli zaczynał wylewać się poza krawędzie.
-Cholera - mruknął pod nosem, co prawda cicho, jednak jego głos nie uciekł uwadze Diany, która wstała z kanapy i powoli podeszła do kuchennego blatu, stykając nagie ramię z nagim ramieniem Justina. Nie wiedziała, że dotykiem spowodowała dreszcz, przebiegający przez jego ciało.
-Spokojnie, poradzimy sobie z tym - delikatnie wyjęła z dłoni Justina karton z sokiem, muskając przy tym jego skórę opuszkami palców. Justin nie wiedział, że Diana zrobiła to celowo i umyślnie. Wiedziała, jak działa na mężczyzn i kiedy chciała, potrafiła to wykorzystać.
-Nie będę cię wykorzystywał, Diana - kiedy dziewczyna sięgała dłonią po jedną z kuchennych ścierek, aby wytrzeć z blatu pozostałości soku, Justin również wyciągał w tym kierunku rękę. I znów ich skóra spotkała się w przyjemnym dotyku. I znów Justin poczuł dreszcze. I znów chciał musnąć jej gładką skórę.
-Nie wykorzystujesz mnie, Justin. Ja chcę ci pomóc - z subtelnym uśmiechem wyjęła nową szklankę i wypełniła ją sokiem, tym razem bez żadnych wypadków przy pracy. Poczekała jeszcze, aż Justin wytrze ciecz z beżowego blatu i wyrzuci jednorazową ścierkę, a później razem wrócili do salonu i usiedli na kanapie.
-Wracając do twojego wcześniejszego pytania, czuję się już dobrze. Wypadek dzięki Bogu nie był poważny i wyszedłem z niego praktycznie bez szwanku, jednak mało brakowało, abyś kolejny raz odwiedziła mnie na cmentarzu - chciał być zabawny, jednak sam usłyszał po swoich słowach, że nie zabrzmiało to najlepiej, dlatego szybko odkaszlnął i posłał dziewczynie przepraszające spojrzenie.
-Masz co najmniej nieodpowiednie poczucie humoru, Justin - zaśmiała się cicho, odrzucając włosy. - A wiesz już, jak doszło do wypadku?
-Policja podobno wszczęła śledztwo, jednak na razie nic nie wiadomo. Czekam na dalsze informacje - Justin mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Miał wrażenie, że Diana martwi się o niego, mimo iż zna go jeszcze dość słabo. - Ale proszę, zmieńmy temat. Zbyt wiele osób wypytywało mnie o wypadek.
-Dobrze, przepraszam. W takim razie, czy twój syn jest w domu? Chętnie bym go poznała - Justin poczuł, że Diana wiąże z jego postacią dalsze plany. W przeciwnym razie, czy chciałaby poznać jego dzieci?
-Jest u siebie, na górze, tylko - zamilkł na moment i zaczerpnął powietrza. - Ostatnio nie dogadujemy się zbyt dobrze, panuje między nami dość napięta atmosfera.
-Powiesz mi, co się między wami wydarzyło? - spytała nieśmiało i chociaż wiedziała, że nie powinna wnikać w prywatne sprawy Justina, była zwyczajni ciekawa.
-Myślę, że nie powinienem o tym mówić. Nie zrozum mnie źle, nie chcę cię po prostu wystraszyć. Nie chcę, żebyś wstała i wyszła, bojąc się mnie.
-A mam powód, żeby się ciebie bać? - uniosła idealnie wyregulowaną brew i zaczęła stukać zadbanymi paznokciami, zabarwionymi bladoróżowym lakierem, o szklany stolik.
-Oczywiście, że nie, Diana. To chore insynuacje - kiedy Diana nadal nie odrywała od niego przenikliwego spojrzenia, Justin wypuścił ze świstem powietrze i poddał się jej urokowi. - Dziewczyna Zayna, mojego syna, oskarżyła mnie o wykorzystanie seksualne. Zarzuciła mi, że upiłem ją i zwyczajnie zgwałciłem. Ale Diana - gdy ujrzał szok na jej twarzy, szybko ujął jej małe dłonie w swoje i pogładził skórę dziewczyny. Chciał nawet pocałować wierzch jej dłoni lecz znów czuł, że mu nie wypada. - Nie zrobiłem tej dziewczynie krzywdy. Nie zrobiłbym krzywdy żadnej kobiecie - kobiet nie krzywdził, jednak dzieci owszem.
-Spokojnie, Justin. Ja ci wierzę i nie mam zamiaru słuchać słów jakiejś małolaty. Możesz być spokojny. Widzę, że jesteś dojrzałym, dobrze wychowanym mężczyzną i nie zrobiłbyś krzywdy kobiecie, a w szczególności dziewczynie Zayna. Chociaż cię nie znam, wiem, że nie zaryzykowałbyś relacji z synem dla samego seksu. No, chyba że zakochałeś się w tej dziewczynie, wtedy sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej.
-Diana, przestań tak nawet żartować - Justin parsknął cichym śmiechem, podczas kiedy brunetka wzruszyła niewinnie ramionami.
-Tym razem ci odpuszczę. Ale uważaj, następnym razem mogę nie być tak miła - Justin dostrzegł w jej oku błysk. Sądził, że Diana to poważna, młoda kobieta, posiadająca niezwykłą klasę. Owszem, klasę miała, jednak szatyn zaczął zauważać, że nie jest tak niewinna, jak sądził z początku. - Przepraszam, Justin, ale muszę już uciekać. Zostawiłam córkę pod opieką przyjaciółki, a jej za pół godziny zaczynają się wykłady na uczelni, sam rozumiesz - skrzywiła się lekko, aby pokazać Justinowi, że gdyby mogła, zostałaby u niego znacznie dłużej, rozmawiając o mało istotnych sprawach i żartując.
Mężczyzna wstał z kanapy zaraz po Dianie, aby odprowadzić ją pod same drzwi wyjściowe. Pomógł jej założyć płaszcz, który w międzyczasie zdążył przeschnąć, a kiedy dwudziestolatka nachyliła się, aby zawiązać sznurowane botki na wysokim obcasie, wzrok Justina mimowolnie zsunął się wzdłuż jej ciała, na wypiętą w jego kierunku, zgrabną pupę.
Doprawdy nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie miał w zwyczaju zwracać uwagi na walory figur młodych kobiet, a teraz wręcz nie mógł oderwać wzroku od jej pięknych, delikatnie opalonych nóg, szczupłych i z pewnością wyjątkowo gładkich. Czuł się nieswojo również w otoczeniu łagodnego zapachu perfum, bijącego od Diany. Chciał zatopić twarz w jej włosach i musnąć wargami szyję, zaciągając się przy tym głęboką wonią.
-W takim razie dziękuję, Justin, za miło spędzone chwile i, mam nadzieję, do następnego razu - powiedziała, ostatni raz przekładając sznurówkę przez utworzoną pętelkę, zanim wyprostowała się i stanęła twarzą w twarz z Justinem.
Nie wiedziała, że mężczyzna stał tak blisko niej. Dzieliło ich niespełna pół kroku, a twarze oddalone były od siebie o raptem parę centymetrów. Justin wstrzymał przyspieszony oddech i czuł, że powoli zaczyna rozsadzać jego klatkę piersiową, w oczekiwaniu na pierwszy ruch Diany. Sądził, że speszona spuści głowę, odsunie się od niego i pośle ciepły oddech. Nie spodziewał się natomiast, że uniesie niewielką dłoń, przyłoży do jego policzka, pokrytego lekkim zarostem i zbliży usta do jego, aby w końcu przykryć pełnymi wargami wargi Justina. Szatyn momentalnie poczuł, jak przyjemne uczucie w dole jego brzucha eksplodowało, rozsyłając do każdej pojedynczej komórki w ciele falę ciepła i czegoś, czego nazwać jeszcze nie potrafił. Zanim zdążył się poruszyć, Diana zaczęła poruszać wargami subtelnie i powoli, aby Justin mógł włączyć się w pocałunek. Wiedziała, że chciał właśnie tego. Widziała pragnienie w jego ciemnych oczach. Nie musiała długo czekać na potwierdzenie własnych przypuszczeń. Justin najpierw ujął jej lewą dłoń i przyłożył ostrożnie do drugiego policzka, który również potrzebował dotyku dziewczyny. Sam natomiast zacisnął palce na jej biodrach, być może boleśnie, lecz jego silny, męski uścisk wywołał przyjemny rodzaj bólu. Długo jednak nie wytrzymał z dłońmi spokojnie umiejscowionymi poniżej talii brunetki. Nie wiedział, co robi i nie wiedział, dlaczego postępował w podobny sposób, lecz kiedy język Diany zaczął zataczać małe kółka, drażniące jego wrażliwe podniebienie, w sposób dość gwałtowny wsunął dłonie pod jej spódnicę, objął dłońmi pośladki i ścisnął je, znów dość mocno. Nie był bowiem wyuczony delikatności. Hormony w jego ciele przyjemnie, lecz również obco, wariowały. Dosłownie wariowały i odbierały mu zdolność racjonalnego postrzegania sytuacji. Dlatego zamiast przerwać namiętny i zachłanny pocałunek, pozwolił Dianie wplątać smukłe palce w swoje włosy i ciągnąć za ich końcówki. Sam natomiast popchnął ciało dziewczyny na ścianę i w mgnieniu oka znów znalazł się przy niej, tym razem jeszcze bliżej. Dłoń, którą do tej pory ściskał gładki pośladek, zawędrowała na nagie biodro i w końcu na początek uda. Wtedy Diana sama zachęciła go, aby uniósł jedną z jej smukłych nóg i jednocześnie zbliżył do jej ciała swoje biodra. A Justin posłuchał jej niemej propozycji i kiedy zetknął biodra z jej biodrami, poczuł jeszcze głębszą przyjemność. Taką, która na moment odebrała mu zmysły.
W końcu jednak, po dobrych kilku minutach, położyła obie dłonie na torsie mężczyzny i delikatnie odepchnęła go od siebie, od swojego ciała. Justin jeszcze przez parę chwil utrzymywał powieki na oczach i swoją drogą wyszło mu to na dobre. Gdyby zobaczył, jak Diana przejeżdża krańcem języka po dolnej wardze, ponownie poczułby potrzebę wpicia się w te pełne, pociągające usta. Otworzył oczy dopiero w momencie, w którym w jego uszach rozbrzmiał szczęk zamka i zamykanych drzwi oraz uderzenia szpilek o podjazd przed domem.
Jeszcze przez długie chwile stał po środku przedpokoju z szokiem wymalowanym na twarzy i lekkim uciskiem w bokserkach. Wiedział jedno. Diana budziła w nim mężczyznę.
~*~
O matko, myliłam w tym rozdziale imiona przynajmniej z 20 razy, ale hej! W końcu napisałam rozdział, który naprawdę mi się podoba. W dodatku zajęło mi to tylko dwa wieczory. No i szablon. To chyba najładniejszy szablon, jaki zrobiłam, haha :)
O matko! Tyle czekalam na rozdzial, ktory jest swietny!!! Kocham!!! Oby zayn uwierzyl justinowi :) czekam nn:*
OdpowiedzUsuńOby Justin się zmienił i przestał ranić Vicki.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ♥
O rany! Nie mogę uwierzyć w to, co właśnie się stało! Domyślam się, że Justin jeszcze nie raz skrzywdzi Vicky, ale coraz bardziej odnoszę wrażenie, że Diana jest promyczkiem nadziei dla Justina, o jakim pisałam kilka rozdziałów temu. Nie wiem, jak Bree to wszystko rozegra, ale wiem, że namiesza jeszcze bardzo i nie zdziwię się, jeśli wplącze w to Dianę. Tak, to jedna opcja spośród kilku scenariuszy, jakie utworzyły mi się w głowie. Jeden z nich jest taki, że wszystko się wydaje, Vicky wraca do braci, Zayn zostaje skrzywdzony, Diana też, Justin ma trafić do więzienia, ale popełnia samobójstwo, natomiast Bree dopina swego, jednak trochę bardziej, niż tego na początku chciała. Cóż... wolę jednak inną wersję z happy endem, w której wszyscy są szczęśliwi, Justin i Diana biorą ślub, Vicky zaprzyjaźnia się z Emily i w ogóle najlepiej by było!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny, weny <3
three-months.blogspot.com
shy-boy-jb.blogspot.com
Świetny. Bree mnie denerwuje, nie może się trzymać swoich spraw tylko psuć życie drugiej osobie? Ugh. Mam nadzieję, że Diana pomoże Justinowi wyjść z jego choroby i dzięki temu Vicky nie będzie już cierpieć. Życzę weny i czekam na kolejny xx
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest cudowne <3
OdpowiedzUsuńBoże, mam nadzieje, że Justin będzie z Dianą, a Vicky poczuje się w końcu szczęśliwa. Boże, jak Bree potrafi być żądna zniszczenia Justina. Trochę szkoda mi jego byłej żony, bo wydaje mi się, że ona go kochała. Mam nadzieje że Zayn zmądrzeje i przejrzy na oczy jaka jest naprawdę Bree. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i wney życzę.
OdpowiedzUsuńHej zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards :) dlatego zapraszam cię tutaj http://jb-realy-love.blogspot.com/2015/05/liebster-blog-awards-2.html abyś mogła odpowiedzieć na pytania :)
OdpowiedzUsuńO jejku to było niesamowite *o*. Marzę o tym, aby Justin był z Dianą.
OdpowiedzUsuńPiszę to po raz kolejny, ale co tam. Nienawidzę Bree.. Po prostu tak mnie wkurwia, że zaraz coś rozpierdolę xdd Niszczy Justina kosztem wszystkich.
Mam nadzieję, że nie będzie krzywdził już Vicky, chociaż moja intuicja często zawodzi.
Czekam na nastepny i życzę weny <3
http://school-loser-and-love-jb.blogspot.com/
Jejuu rozdzial jest swietny ♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :D
/Wiki
Omg nareszcie Justin robi sie normalny
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCześć. Przypadkowo trafiłam na tego bloga, bo ktoś pisał, że jest bardzo dobry. Od razu zaznaczę, że nie chcę, by mój komentarz został uznany za obraźliwy, dlatego nie piszę z anonima, od ciebie zależy również czy na niego odpowiesz, czy postanowisz go zignorować. Po prostu zastanawia mnie to, jak ktoś może uważać tą fabułę za dobrą, czy chociaż dopuszczalną. Twój styl pisania jest wspaniały, naprawdę niejedna współczesna autorka, która na poważnie publikuje swoje prace mogłaby się od ciebie wiele nauczyć i nie rozumiem dlaczego marnujesz swój talent na pisanie czegoś, co ludzi zwyczajnie brzydzi i czasem nawet obraża. Ja byłam w stanie czytać jedynie do momentu, w którym Justin po raz pierwszy zgwałcił Vicky, bo to niewątpliwie był gwałt, nawet jeśli dziewczynka nie protestowała i się nie broniła - za mało wiedziała o tych sprawach, by uznawać zachowanie Justina za karygodne, chociaż miała wrażenie, że jest to złe. Justin zwyczajnie ją wykorzystał, ale już w prologu było jasne, że jest pedofilem, więc można się było czegoś takiego spodziewać. Okej, rozumiem, że takie sytuacje mają miejsce w prawdziwym życiu i powinniśmy o nich rozmawiać, ale w taki sposób? Tworząc z tego opowiadanie z młodym gwiazdorem i robiąc sobie z tego wszystkiego szopkę, byle tylko mieć oryginalną fabułę? Nie chodzi mi nawet o samo wykorzystanie wizerunku Justina, bohaterem mógłby być ktokolwiek inny, ale mimo wszystko to jest kpina. Po początkowych rozdziałach (nie wiem jak było później, ponieważ po prostu nie mogłam czytać dalej) widać, że nie masz zielonego pojęcia o tym, co dzieje się w psychice takiego dziecka. Mnie ciągle wydawało się, że opisujesz przemyślenia co najmniej osiemnastoletniej dziewczyny, a nie jedenastolatki. Poza tym opis ich pierwszego... zbliżenia? Śmieszny; w ogóle wyobraziłaś sobie... zrobiłaś jakieś porównanie fizyczne jedenastoletniej dziewczynki i to w dodatku tak drobnej, jak Mackenzie, i prawie czterdziestoletniego mężczyzny? Ból odczuwany przez nią nie byłby duży, byłby ogromny i dziewczynka przeraźliwie by krzyczała, a nie jedynie płakała, tak jak to opisałaś. Z ciekawości weszłam na twój profil i sprawdziłam inne opowiadanie, w którym również różnica wieku między główną bohaterką a Justinem jest dość duża, w dodatku są rodziną. Nie wiem czy zostałaś kiedyś skrzywdzona w podobny sposób i dlatego teraz piszesz o takich rzeczach, ale jeśli tak, to to nie jest sposób na wyrzucenie tego z siebie. A jeśli nie, to powinnaś dwa razy zastanowić się, zanim pomyślisz o czymś podobnym, bo nie masz pojęcia przez co przechodzą molestowane dzieci. Od razu zwracam się do osób, które są "fanami" tego opowiadania i po przeczytaniu mojego komentarza zaczną naskakiwać - owszem, takie sytuacje się zdarzają, ale nie można opowiadać o nich w ten sposób, jeśli nic się o tym nie wie. Po drugie: "och, krytykujesz, a sama też nie masz o niczym pojęcia" BŁĄD, poznałam dziewczynkę, która przez sześc lat była molestowana przez własnego ojca, co spowodowało nieodwracalne zmiany w jej psychice, dziecko ciągle popada w katatonię, po trzech latach terapii wciąż nie potrafi rozmawiać o tych okropnościach, więc wiem o czym mówię. Nie rozumiem jak ktoś w ogóle może pisać, że rozdziały są świetne. Owszem, świetnie napisane pod względem samego stylu, ale nic poza tym. Kiedy przeczytałam komentarze pod trzecim rozdziałem tego opowiadania to myślałam, że zwymiotuję. Ludzie pisali, że kochają to opowiadanie i czekają na następne rozdziały, a ja - przepraszam bardzo - miałam ochotę uderzyć każdego w twarz. Paulo, tworzysz swoim czytelnikom błędny obraz tego, jak powinni postępować dowiadując się o czymś takim jak pedofilia.
OdpowiedzUsuńTwoje czytelniczki patrzą tylko przez pryzmat tego, że to Justin, ich idol, jest głównym bohaterem i są po jego stronie, chociaż jego zachowanie jest odrażające. Żadna z nich nie doświadczyła niczego podobnego i wierzcie mi, że gdybyście były na miejscu Vicky, mógłby to być nawet prawdziwy Justin Bieber, a nic by was to nie obchodziło. On to dziecko zwyczajnie zniszczył, a w opowiadaniu nie jest ukazana nawet połowa skutków molestowania.
UsuńPaula, jeśli w ogóle chociaż przeczytasz ten komentarz do końca i zastanowisz się nad tym, po co go napisałam, zastanów się również po co ty piszesz opowiadania o takiej fabule. Ale tak szczerze. Po to, by rzeczywiście przedstawić komuś współczesne problemy (bo jeśli tak, to nie do końca otrzymujesz zamierzony efekt) czy po prostu po to, by mieć oryginalną fabułę (co jest bardziej prawdopodobne, ale za to jakim kosztem). Nie będę wtrącała się w twoje życie prywatne i nawet o nie nie pytam, ale jeśli opowiadania powstają przez to, że sama doświadczałaś czegoś podobnego (wątpię, bo wiedziałabyś o tym więcej, ale jednak czytając fabuły i to już dwóch twoich opowiadań, ktoś może odnieść takie właśnie wrażenie), to poproś kogoś o pomoc, bo są lepsze sposoby na uporanie się z problemem niż opisywanie tego na publicznym forum. A jeśli masz zamiar kontynuować opowiadanie, to - błagam! - chociaż poczytaj coś więcej o tym, o czym piszesz. Widziałam jeszcze, że na któryś komentarz odpowiedziałaś czymś w stylu, że twoim zdaniem morderca jest gorszy niż pedofil, o ile się nie mylę. I to jest okropne kłamstwo. Morderca zabija cię raz, pedofil zabija cię za każdym razem, gdy cię wykorzystuje. Poza tym morderca nie zawsze zabija dla przyjemności, a pedofil jest osobą chorą psychicznie, którą rzadko da się wyleczyć.
Jak wspomniałam na początku - nie miałam zamiaru cię urazić, po prostu pomyślałam, że muszę to napisać, a ty możesz nawet usunąć mój komentarz. Mam nadzieję, że jeśli zdecydujesz się na nowe opowiadanie, to będzie ono zupełnie inne.
Pozdrawiam.
Jestem czytelniczką i nie jestem fanką Biebera, a jednak myślę, że to opowiadanie ma jakiś cel. Nie przeczytałaś następnych rozdziałów. Cóż, samo zbliżenie było opisane raz jeden, a dziewczynka cierpiała po tym i obwiniała siebie. Mnie też się wydaję, że tak młode ofiary gwałtów, które nawet nie wiedzą, co to jest seks, czy gwałt (Vicky nie wie, co było ujęte w 3 rozdziale) właśnie siebie obwiniają za takie sytuacje. Poza tym wydaje mi się, że opowiadanie jest napisane nie po to, aby ukazać dokładnie to co czuje dziecko, ale to co czuje pedofil. To jak nie potrafi zauważyć, że kogoś krzywdzi, nawet jeśli zdaje sobie sprawę, że jest chory i postępuje źle, niezgodnie z prawem i moralnością. Myślę, że zanim napiszesz komentarz, powinnaś doczytać opowiadanie do momentu, w którym jest. Nie będę się więcej rozpisywać, bo myślę, że nie warto. Paula pewnie i tak ci odpowie :3
Usuń