czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział 17 - Missing detail...

     
Justin's P.O.V

      Poczułem silny ból, promieniujący od lewej stopy, przez całą długość nogi, później przez lewą partię tułowia i rękę. Czułem również, jak w dół mojego policzka spływa wąska stróżka gorącej krwi, dlatego przyłożyłem do twarzy wierzch dłoni i otarłem nim skórę. Niestety, ból nasilił się przy pierwszym ruchu, a moje usta opuścił cichy jęk. Mimo że nie czułem się na siłach, chciałem wysiąść z samochodu. Zdołałem jednak pociągnąć jedynie za klamkę w drzwiach, a ból w lewym ramieniu sparaliżował również resztę ciała. Zrezygnowałem z prób opuszczenia częściowo zmiażdżonego samochodu. Wystarczył mi powiew chłodnego powietrza, wpuszczonego do wnętrza sportowego BMW, połyskującego czarnym lakierem.
      Gdy moje ciało opuścił pierwszy szok, zrozumiałem, że wystarczyło kilka kilometrów na liczniku więcej, abym nie przeżył i na skórzanym fotelu leżał teraz martwy. Ceniłem sobie wartość i dar życia i właśnie to było głównym powodem, dla którego zacząłem zastanawiać się, jakim cudem straciłem panowanie nad kierownicą i zjechałem z wyznaczonej przez asfalt trasy. Wróciłem myślami do momentu, w którym całą stopą nadepnąłem na hamulec, a mimo to samochód nie zwolnił, tylko nabierał prędkości i rozpędu. Kontrolowałem sprawność samochodu częściej, niż własne zdrowie. Dbałem o niego i poświęcałem wiele czasu oraz pieniędzy na pielęgnowanie sportowej zabawki. Nie mogłem więc doszukać się własnego niedopatrzenia. Im dłużej pogrążałem się w rozmyśleniach, tym większą zyskiwałem pewność, że mój wypadek nie był przypadkowy.
      Ktoś targnął na moje życie i wyraźnie zależało mu, abym nie wyszedł z wypadku cało.
      Wtedy usłyszałem, jak nieopodal na drodze zatrzymuje się samochód. Kierowca z impetem otworzył drzwi i wysiadł. Dźwięk wysokich obcasów, uderzanych o asfalt, rozbrzmiał w moich uszach ze zdwojoną siłą, zwłaszcza że odgłos zbliżał się z każdym krokiem kobiety. Pojawienie się drugiego człowieka dało mi nadzieję, że za kilka minut otrzymam pomoc, ściśle związaną z garścią różnokolorowych tabletek. Byłem odporny na ból, dlatego teraz nie krzywiłem się i nie wyłem, a jedynie zaciskałem mocniej szczękę, jednak nie ukrywam, że czekałem na środki przeciwbólowe, które pozwolą mi poruszyć lewą ręką i nogą bez odczuwania paraliżującego bólu.
      -O mój Boże, Justin! - po raz pierwszy piskliwy głos byłej żony, Anastasii, nie wywołał u mnie nieprzyjemnych dreszczy czy niechęci. W tej chwili było dla mnie obojętnym, kto zadzwoni na numer pogotowia ratunkowego i sprowadzi pomoc. Mogłem powiedzieć, że nawet ucieszyłem się, słysząc jej krzyk, jednak kiedy próbowałem unieść kąciki ust ku górze, już przy pierwszym drgnięciu warg rana przy łuku brwiowym nieprzyjemnie za szczypała, przypominając mi o poważnym wypadku. 
      -Spokojnie, żyję - wymamrotałem ciężko, przykładając ostrożnie prawą dłoń do klatki piersiowej, po której również rozszedł się ból, znacznie słabszy jednak niż w kończynach. Mimo wszystko, jak na tak poważnie wyglądającą kolizję, nabawiłem się niegroźnych obrażeń. Byłem lekko poobijany, jednak prócz zwyczajnego bólu mięśni nie odczuwałem żadnych innych dolegliwości. - Skąd się tutaj wzięłaś? - spytałem, jednak bez zarzutu, nie atakując jej. Odczuwałem naprawdę sporą wdzięczność.
      -Kiedy tak wzburzony wyszedłeś z kawiarni, wsiadłam w samochód i pojechałam zaraz za tobą - jej głos nadal drżał, a ja chyba po raz pierwszy widziałem Anastasię w tak złym stanie psychicznym. Nawet na naszej rozprawie rozwodowej była mniej roztrzęsiona. - Mój Boże, jak się czujesz? Możesz się poruszyć?
      -Tak, jestem tylko trochę poobijany, ale prócz tego wszystko w porządku.
      -Widziałam wypadek z pewnej odległości, Justin. Jakim cudem zjechałeś z drogi? Przecież nigdy nie miałeś nawet zwykłej stłuczki na skrzyżowaniu, a tutaj nagle zupełnie straciłeś panowanie nad kierownicą. Już myślałam, że tego nie przeżyjesz. Moment, w którym zjechałeś na pobocze i uderzyłeś w barierkę był naprawdę przerażający.
      -Ktoś przeciął przewody hamulcowe - wymamrotałem, powoli zaczesując prawą, nieprzynoszącą bólu dłonią, włosy.
      -Co zrobił? - jej krzyk brzmiał, jak szept, oczy były nienaturalnie powiększone, a usta, z których ulatywał płytki oddech, uchylone.
      -Przeciął przewody hamulcowe. I od razu mówię, nie wiem, kto chciał mnie zabić, ale byłbym wdzięczny, gdybyś zadzwoniła na pogotowie - owszem, nie czułem się najgorzej, ale nie byłem również w pełni sił i potrzebowałem podstawowej opieki medycznej, zajmującej się choćby opatrzeniem ran i zadrapań.
      -Boże, przepraszam, już dzwonię - była bardzo zdenerwowana, a, o dziwo, jej troska o moje zdrowie była szczera. Wbrew pozorom, Anastasia nie była złym człowiekiem. Zwyczajnie do siebie nie pasowaliśmy.
      Kobieta zaczęła przechadzać się po wyjątkowo opustoszałej drodze, co jakiś czas niecierpliwie stukając obcasem o równy, gładki asfalt. Dopiero po dziesięciu minutach w oddali rozległ się sygnał pogotowia ratunkowego, sunącego po obwodnicy. Samochód wbity w barierkę i drugi, zaparkowany na poboczu, ułatwiał ratownikom dotarcie na miejsce. Nie było złudzeń, że pojedyncze części mojego BMW, porozrzucane po najbliżej okolicy, oderwały się od nienagannej konstrukcji w czasie wypadku, dlatego też karetka przyspieszyła na ostatniej prostej, aby z cichym piskiem opon zatrzymać się tuż obok samochodu, który kupiłem Anastasii na trzydzieste drugie urodziny.
      -Jak pan się czuje? - spytał jeden z ratowników, który jako pierwszy dotarł do roztrzaskanego samochodu. Zaraz po ujrzeniu rozcięcia przy skroni, wyjął ze sporej apteczki wacik, nasączony substancją odkażającą i przetarł nim zaschniętą krew, osadzającą się na policzku.
      -Jestem lekko poobijany, jednak prócz tego nie czuję żadnych innych dolegliwości.
      -Miał pan sporo szczęścia. Samochód naprawdę nie wygląda dobrze. Zawiadomiliśmy już policję. Powinni pojawić się niebawem. Nie możemy jednak czekać na miejscu wypadku. Musimy jak najszybciej zabrać pana do szpitala, aby wykonać najważniejsze badania. Musimy się upewnić, że nie doznał pan żadnych urazów wewnętrznych.
      Starałem się w żaden sposób nie zareagować na wzmiankę o policjantach, którzy lada chwila zajmą się sprawą wypadku, lecz w głębi serca odczuwałem niepokój. Owszem, chciałem wiedzieć, komu zależy na mojej śmierci, jednak bałem się, że w otoczeniu dochodzenia na światło dzienne wypłynie każdy z moich najgorszych uczynków, które od lat starałem się zamykać pod kluczem we własnym umyśle. Dlatego wolałbym jednak, aby cała sprawa ucichła tak szybko, jak nastał jej początek.


***


      Zayn trzymał kruche, drobne ciało swojej dziewczyny w ramionach od kilku długich godzin. Między palcami przepuszczał kosmyki jej czarnych włosów, a wargami muskał gładkie czoło, które marszczyła pod wpływem trzymających w napięciu scen jednego z filmów sensacyjnych. Podziwiał wytrwałość piętnastolatki i jej wewnętrzną siłę, ponieważ całym sercem wierzył w jej słowa. Wierzył, że jego ojciec, który wbrew pozorom przez całe życie był dla niego autorytetem, dotkliwie skrzywdził Bree. Największą wadą Zayna była łatwowierność i naiwność. Był do tego stopnia zaślepiony miłością do nastoletniej piękności, siedzącej na jego kolanach, że nie był w stanie dostrzec, jak bardzo nim manipulowała.
      -Nie lubię filmów, w których tylko i wyłącznie strzelają - sapnęła, gdy na ekranie płaskiego telewizora w domu matki Zayna pojawiły się napisy końcowe.
      -A ja nie lubię filmów, w których przez dwie godziny wkładają sobie języki do gardła i wszelkimi sposobami ukrywają zdrady - odparł ze śmiechem, widząc grymas na twarzy dziewczyny. 
      -Zayn, z ciebie to jest jednak jeszcze straszny dzieciak. W filmach romantycznych nie chodzi o wpychanie języków do gardeł, tylko o miłość bohaterów. 
      -Ja najpiękniejszą bohaterkę swojej własnej historii miłosnej mam przy sobie - Zayn przywykł do ciągłego marudzenia Bree, dlatego teraz również wpuścił jej słowa jednym uchem, a po chwili wypuścił drugim. Mimo tego, co stało się dzisiejszej nocy, nie czuł się zagrożony i wiedział, że brunetka nie wybrałaby żadnego innego. Wierzył w jej wierność.
      -A to było akurat bardzo słodkie - posłała mu delikatny uśmiech i wtuliła się w umięśnioną klatkę piersiową bruneta. Zayn, mimo młodego wieku, już teraz ciężko pracował nad swoim ciałem. Chodził na siłownię, często zabierając ze sobą Bree. Wiedział, w jaki sposób zaimponować swojej dziewczynie i nie mylił się, ponieważ piętnastolatka rzadko kiedy odrywała wzrok od wysportowanego ciała chłopaka. 
      Zayn musnął kciukiem gładki policzek dziewczyny, a potem pochylił głowę, aby wpić się w jej pełne, zaznaczone błyszczykiem wargi. Bree, mimo swojego podstępnego charakteru, czuła się przy brunecie dobrze i bezpiecznie. Czasem nawet odzywało się w niej sumienie, które dawało jej do zrozumienia, że krzywdzi Zayna, manipulując nim. Uznała jednak, że szczęścia chłopakowi będzie przysparzać sama jej obecność. Niestety, miała rację, dlatego jedynym, co dawała siedemnastolatkowi, był jej dotyk i słodkie pocałunki, zamiast wsparcia i zrozumienia. 
      Rozpoczęli pocałunek powoli i subtelnie, z pewnego rodzaju dystansem, który jedynie rozbudzał w nich emocje. Kiedy dłoń Bree znalazła się na policzku chłopaka, jego spoczęła na jej biodrze. Kiedy druga dłoń Zayna dotknęła kości biodrowej przez materiał jeansów, obie dłonie Bree przesunęły się na jego kark. W końcu Zayn delikatnie szarpnął ciałem brunetki i posadził ją na swoich kolanach okrakiem. Dziewczyna jednak zdecydowała się przerwać dość namiętny pocałunek tylko po to, aby szczupłymi ramionkami objąć jego szyję i zaciągnąć się zapachem silnych, męskich perfum. 
      Nagle oboje usłyszeli gwałtowne przekręcanie klucza w zamku drzwi wejściowych. Bree zwinnie zsunęła się z kolan Zayn, aby nie prowokować kolejnej kłótni z matką chłopaka. I chociaż szczerze powiedziawszy nie obchodziło ją żadne ze słów kobiety i jej niechęć do ich związku, nie miała ochoty na kolejne spięcia z kobietą. Wolała więc posłusznie usiąść na skrawku kanapy obok chłopaka i stykać się z nim jedynie ramieniem.
      -Mamo, coś się stało? Wyglądasz na bardzo zdenerwowaną - Zayn ułożył palcami włosy, które podczas namiętnego pocałunku opadły w kilku kosmykach na jego czoło, a potem wstał, aby pomóc mamie zdjąć z ramion płaszcz.
        -Twój ojciec miał wypadek samochodowy. Pogotowie zabrało go do szpitala na Hope Street.
      Mimo że Zayn chował w sercu ogromny uraz do ojca, nie potrafił zignorować wypadku i jak gdyby nigdy nic dalej siedzieć z Bree przed telewizorem. Chciał jak najszybciej pojechać do szpitala, aby upewnić się, że obrażenia, jakich doznał Justin nie są poważne, a jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nie chciał stracić ojca. I chociaż miał do niego żal, kochał go. Kochał człowieka, który poświecił całe swoje serce i cenny czas na wychowanie go. Odkąd zaczął dojrzewać, ich relacje przestały być takie, jak w dzieciństwie, jednak wiedział, że zawsze, kiedy tylko jego spokój zacznie zakłócać chociaż jedna, niepokojąca myśl, Justin mu pomoże i wesprze go choćby kilkoma słowami otuchy. Nie mógł więc siedzieć bezczynnie, wiedząc, że najbliższy mu z członków rodziny w jednej ulotnej chwili może odejść z tego świata, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia.
         -Mamo, chcę jak najszybciej do niego jechać. Zawieziesz mnie?
      -Oczywiście, Zayn. Podejrzewałam, że będziesz chciał go jak najszybciej zobaczyć, więc nie wyłączyłam nawet silnika - jeszcze zanim Anastasia skończyła mówić, Zayn wsuwał prawą stopę w buta, natomiast Bree zdejmowała z wieszaka skórzaną kurtkę i niedbale zarzucała ją na ramiona. Nie zamierzała zostawić Zayna samego. Mimo wszystko był dla niej najlepszym przyjacielem, niezwykle pomocnym. Wyrzuty sumienia, powracające do niej co jakiś czas, uderzyły właśnie teraz.
      -Twój ojciec jest silnym facetem, poradzi sobie, zobaczysz - Bree położyła dłoń na ramieniu chłopaka i pogładziła je delikatnie, gdy oboje siedzieli już w samochodzie.
      -Momentami aż zbyt silny - mruknął ponownie, nawiązując do dzisiejszej nocy. Bezpośrednia zdrada ojca i pośrednia zdrada Bree zwyczajnie go bolała.
      Brunetka zsunęła powoli dłoń i usiadła bliżej szyby, opierając o nią głowę. Chyba powoli zaczynała żałować, że oskarżyła Justina o wykorzystanie seksualne, ponieważ najbardziej zraniła tym Zayna, którego nie chciała krzywdzić.  Zaczęła zaznaczać na szybie wąskie wzorki palcem i obserwowała mijane drzewa. I chociaż Zayn razem z matką prowadzili zawziętą dyskusję, ona wyłączyła się z rozmowy i wsłuchiwała w szum wiatru za oknem. W głębi duszy sama była ciekawa, jak poważnych obrażeń doznał Justin. Jednocześnie pragnęła wesprzeć swojego chłopaka, który jako jedyny poświęcił jej tak wiele uwagi.
      -Bree, uśmiechnij się - Zayn wymruczał dziewczynie do ucha, a kąciki jej ust mimowolnie drgnęły ku górze, gdy poczuła na skórze jego gorący, miętowy oddech, wywołujący dreszcze. - I taka masz być zawsze, myszko, zapamiętaj. Nie lubię, kiedy jesteś smutna.
      -Ja też nie lubię być smutna, ale czasami nie można inaczej. Czuję się źle po tym, co się stało - po raz kolejny pragnęła oddalić od siebie wszelkie zarzuty, a im dłużej Zayn widział jej ponure oczy, tym bardziej żałował, że obarczał ją jakąkolwiek winą.
      -Wszystko jest możliwe, kochanie. Wystarczy tylko chcieć.
      Podczas dalszej drogi do szpitala na Hope Street, Bree wspierała głowę na silnym ramieniu Zayna, lecz żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Dopiero gdy Anastasia zatrzymała się na wolnym miejscu parkingowym przed szpitalem, Zayn napomniał, że pomimo żalu do ojca martwi go stan zdrowia Justina i nic nie byłoby w stanie tego zmienić. I nawet Bree rozumiała jego położenie. Chociaż nie miała szacunku do własnych rodziców, przejęłaby się ich wypadkiem, ponieważ gdzieś w odległej głębi serca kocha ich i wie, że zawdzięcza im życie.
      Zayn w pewnym stopniu denerwował się spotkaniem z ojcem. Gdy rozmawiał z nim po raz ostatni, był tak wzburzony, że miał ochotę własnoręcznie zrobić Justinowi krzywdę. Teraz jednak większa część złości uszła z jego ciała. Chciał się jedynie przekonać, że obrażenia Justina klasyfikują się jedynie do niegroźnych stłuczeń i zadrapań. Dlatego po przekroczeniu rozsuwanych drzwi w głównym wejściu, zaczął badać wzrokiem tablicę z numerami pięter i poszczególnych oddziałów. Chciał odnaleźć oddział ratunkowy, chciał przejść prze szklane drzwi i ujrzeć twarz człowieka, którego jednocześnie kochał i nienawidził. Nigdy wcześniej nie czuł się do tego stopnia rozbity, pomiędzy dwoma najsilniejszymi emocjami.
      Wpadł na oddział, ignorując zbulwersowane pielęgniarki, próbujące chwycić jedno z jego ramion. Odetchnął głęboko i z wyraźną ulgą, gdy na jednym z metalowych łóżek, okrytych białą pościelą, ujrzał siedzącego ojca. Był przytomny, poruszał się, a jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Zayn przez całą drogę modlił się o taki widok. Jednakże, kiedy przekonał się, że Justin żyje, znów wzrósł w nim poziom nienawiści i ponownie zaczął patrzeć na ojca, jak na zdrajcę, który bezprawnie dotknął jego dziewczynę, w dodatku tak młodą. Aż ciężko było mu uwierzyć, że Justin, który nie miał w zwyczaju nawet spoglądać na młode kobiety, wykorzystał Bree, wiedząc, ile dla niego znaczy. Wciąż pozostawał w nim strzępek nadziei, że Bree się myli. Nie brał jednak pod uwagę, że piętnastolatka z zimną krwią może wprowadzać go w błąd. I to go zgubiło, zaślepiło, a w końcu zmieniło.
      -Jak się czujesz? - spytał niepewnie, wymijając lekarza, ubierającego parę jednorazowych rękawiczek.
Justin spojrzał na syna, w dalszym ciągu trzymając opatrunek przy rozciętym czole, z którego co parę chwil spływało kilka kropel krwi. Mężczyzna dostał już środki przeciwbólowe, dawkowane w formie kroplówki i czuł się znacznie lepiej. Prócz lekkiego otumanienia nie odczuwał oznak minionego wypadku.
      -Już lepiej - odparł, przełykając ślinę, aby zwilżyć suche gardło. Denerwował się i tym razem nie starał się ukryć oznak. - Dziękuję, że przyjechałeś, Zayn. To wiele dla mnie znaczy.
      Brunet nie wiedział, co odpowiedzieć na słowa ojca. Widział skruchę w jego oczach i widział wyrzuty sumienia, które utwierdzały go w przekonaniu, że szatyn rzeczywiście wykorzystał Bree i teraz tego żałuje. Chciał się odezwać, chciał szczerze porozmawiać z tatą, jednak nie wiedział nawet, jak powinien zacząć. Przysiadł więc na stołku i potarł lekko spocone dłonie o materiał spodni na kolanach. Odgarnął palcami grzywkę z czoła i dopiero gdy spojrzał na Justina, ujrzał pomiędzy nimi ogromne podobieństwo, na które nigdy dotąd nie zwrócił uwagi.
      -Zayn, uwierz mi, nie dotknąłem Bree. Nie zrobiłbym tego ani jej, ani tym bardziej tobie - powtórzył po raz kolejny tego dnia.
      -Widziałem zdjęcia, widziałem strach w jej oczach, ja jej wierzę. Nie ma powodu, aby mnie okłamywać.
       -Jakie zdjęcia? O czym ty mówisz, Zayn?
      -Kiedy Bree przyszła do mnie rano, pokazała mi zdjęcia, na których obmacujesz ją, półnagi, na jakimś pieprzonym łóżku. Nadal masz zamiar wszystkiemu zaprzeczać?
      Głęboko w podświadomości Justina zapaliła się czerwona, ostrzegawcza lampka. Przypomniał sobie, że wczorajszego wieczoru rzeczywiście spotkał Bree, jednak w barze jego film się urwał. Skoro nie pamiętał dalszych wydarzeń z ubiegłej nocy, z pewnością musiał być na tyle pijany, że do jego umysłu nawet nie zapędzała się jakakolwiek pojedyncza myśl. Nie byłby więc w stanie upić, a później wykorzystać Bree. Drogą dedukcji zyskał pewność, że dziewczyna pragnie oczernić go przed synem i byłą żoną.
      -Zayn, nie pamiętam ani minuty z dzisiejszej nocy. Byłem kompletnie pijany, ledwo utrzymywałem się na nogach i uwierz mi, nawet gdybym chciał, nie byłem w stanie wykorzystać Bree. Swoją drogą, twoja dziewczyna oskarża mnie o, bądź co bądź, gwałt, a na dowód pokazuje ci zdjęcia. Nie zastanowiłeś się ani przez moment, jakim cudem weszła w posiadanie tych zdjęć? Zayn, proszę cię tylko o jedno, zanim zaczniesz wyciągać pochopne wnioski i znienawidzisz mnie jeszcze bardziej, przemyśl to wszystko raz jeszcze, a jeśli trzeba będzie, dwa razy. Tylko proszę, uwierz, że nie zrobiłbym ci czegoś takiego.
      Im dłużej Zayn wysłuchiwał tłumaczeń ojca, tym większa targała nim niepewność. Zdał sobie sprawę, że skreślił Justina po pierwszym słowie Bree i nie starał się nawet przez chwilę rozważyć szczegółów, działających na jego korzyść. Dopiero słowa taty otworzyły mu oczy, lecz jednocześnie wprawiły w dezorientowanie i zmieszanie. Nie mogąc dłużej patrzeć w smutne oczy ojca, gwałtownie podniósł się ze stołka i wyszedł przez otwarte drzwi z oddziału. Następnie bez słowa minął matkę i Bree, aby jak najszybciej wyjść ze szpitala.
      Jedynym, czego teraz potrzebował, był głęboki, wypełniony świeżym powietrzem oddech.


~*~

Straaasznie przepraszam, że tyle czasu nie dodawałam rozdziału, nie mogłam się zebrać, aby w pełni go napisać :(
A teraz mam dwie sprawy:
1) Jak widzicie, pierwsza część rozdziału pisana jest w narracji pierwszoosobowej. Nie potrafię się zdecydować, jak wolę pisać, dlatego będę pisać naprzemiennie :)
2) Na drugim blogu utworzyłam zakładkę, w której dodaję robione przez siebie nagłówki, również na zamówienie. Zamieściłam w zakładce również strony ze szczegółowymi instrukcjami, jak zmienić nagłówek w szablon. Zapraszam Was do zajrzenia i ewentualnie zamówienia nagłówka :)

7 komentarzy:

  1. Mam głęboką nadzieję, że Zayn w końcu. otworzy oczy i zrozumie, że Bree nim manipuluje. To dobrze, że Justinowi nic poważnego nie jest. Zauważyłam, że ostatnio bardzo mało tu Vicky... Zastanawia mnie, co z nią, mimo że nie minął nawet dzień, wydarzyło się tak wiele, że ta mała dziewczynka jakoś zaginęła w tym harmiderze zdarzeń.
    Czekam na następny<3
    three-months.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. To dobrze, że Justin nie odniusł poważniejszych obrażeń, myślałam, że będziesz chciał wprowadzić większe zamieszanie, ale cieszy mnie, że wszystko się tak dobrze potyczyło i z Blackiem jest w porządku :)
    Mam nadzieję, że Zayn to wszystko przemyśli i uwierzy ojcu, przekonując się wreszcie, że Bre nim ciągle manipuluje.., i może ona też w końcu przestanie, wyrzuty sumienia nie dadzą jej spokoju i powie Zaynowi, że wymyśliła to wszystko :)
    Czekam na następny wspaniały rozdział, w którym mam nadzieję będzie lepiej : *
    Weny <3
    believe-in-your-dreams-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak długo nie dodawałaś? Że co proszę?! Minął dopiero tydzień! Jestem pod wrażeniem, że rozdziały dodajesz w krótkim odstępie czasowym i są tak dobre.
    Szkoda mi Zayna.. Jest strasznie łatwowierny. Mam nadzieję, że zorientuje się, że to tylko jedna wielka intryga Bree.
    I czekam na pojawienie się Vicky, bo brakuję mi jej.
    Miłego dnia, księżniczko <3
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. nic dodać, nic ująć <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział niesamowity, mam nadzieje, że wszystkie złe knowania Bree względem Justina się nie powiodą i spowodują, że to wszystko spadnie na nią, a Zayn w końcu przestanie jej ślepo ufać, niczym zauroczony szczeniak. Czekam na next i weny życzę.
    PS. Niesamowity szablon. :***

    OdpowiedzUsuń
  6. cieszę się, że jest tyle akcji :3 bardzo mi się to podoba :3 nie mogę doczekać się, aż Zayn zacznie pomału ogarniać, że Bree nie jest taka niewinna, na jaką wygląda :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, czytam twoje blogi i po prostu jestem pod wrażeniem *-* Twoje opowiadania są intrygujące i nieprzewidywalne i to jest NAJLEPSZE :> świetny rozdział mam nadzieje, że Zayn w końcu przejrzy na oczy :>

    OdpowiedzUsuń