Mężczyzna zaczął wybudzać się z głębokiego, twardego snu, gdy gładka,maleńka i chłodna dłoń zabłądziła w dół jego klatki piersiowej, przejechała w poprzek podbrzusza i wróciła wzdłuż wyrazistych, odznaczających się mięśni. Ogarnęło go uczucie błogości, lecz jednocześnie niezwykłego niepokoju. Z kobiecą dłonią na swojej skórze nie budził się już od wielu miesięcy, może nawet lat. I chociaż celowo przytrzymałby zwinne, smukłe palce, otaczające każdy skrawek jego ciała, otworzył gwałtownie oczy, mrugając szybko powiekami.
-Dzień dobry - nim zdążył przyjrzeć się dziewczynce, leżącej po jego prawej stronie, ona wsparła się na łokciach i złożyła ciepły pocałunek na linii szczęki mężczyzny. Jego szok z każdą chwilą wzrastał, gdy czuł na swoim ciele nacisk ciała nastolatki. Próbował się poruszyć, próbował zaczerpnąć głęboki oddech i wydać z siebie choć jeden dźwięk, jednak jego usta wyschły, a umysł zapomniał o każdym słowie, jakie kiedykolwiek zostało przez niego wypowiedziane.
-Abby? - wymamrotał w końcu, drżącym głosem, który powoli przechodził również w drżenie całego ciała. - Co ty tutaj robisz?
-Wiesz, Justin - zaśmiała się słodko, tworząc z mięśni na jego brzuchu drabinę dla swoich palców. Nie zdawała sobie sprawy, ile przyjemności sprawia Justinowi każdym muśnięciem palca. - Ja tu mieszkam.
Jej słowa wprowadziły go w jeszcze większe zmieszanie. W takim razie, co do diabła robił w mieszkaniu, co robił w łóżku dziewczynki, której miał pomóc długą rozmową i wsparciem. W pierwszej chwili sądził, że nie wybudził się jeszcze z przyjemnego snu, z zawartą w nim fantazją o czternastolatce, jednak kiedy każdy bodziec z otoczenia dochodził do niego coraz bardziej intensywnie i wyraźnie, przekonał się, że rzeczywiście leży ramię w ramię z dwadzieścia lat młodszą, w pełni świadomą osobą, która jednym donosem może go zniszczyć.
-W takim razie, co ja tutaj robię? - tym razem zaczął się jąkać. Gdyby tylko mógł, ubrałby się pospiesznie i uciekł z mieszkania czternastolatki w niebywale szybkim tempie. Pustka w głowie męczyła go jednak zbyt dosadnie. Pragnął poznać fragmenty urwanego filmu z wczorajszego wieczoru, nawet jeśli miałby zapłacić za to najwyższą cenę.
-Nic nie pamiętasz, Justin? - dziewczyna chwyciła w dłonie gęste pasma włosów i przełożyła je z pleców na prawe ramię. Oparła dłonie po obu stronach głowy wystraszonego mężczyzny i ponownie musnęła jego szczękę, tym razem dłużej przytrzymując usta przy jego rozgrzanej skórze, przyzdobionej delikatnym zarostem.
-O czym miałbym pamiętać? - wymamrotał i położył dłonie na biodrach Abby. Chciał delikatnie odsunąć ją od swojego ciała, mimo że w głębi duszy pożądał jej. W tej chwili nie chciał nawet myśleć, w jak wielkie kłopoty mógł nieświadomie wkroczyć paroma wypitymi drinkami.
-Jesteś wspaniałym mężczyzną, wiesz? - znów zaczęła łasić się do niego, jak kot do dłoni właściciela.
Pomijając swój zacięty charakter, była jeszcze małą dziewczynką, potrzebującą ciepła i troski. Nie wiedzieć czemu, znajdowała ją przy boku Justina, którego ciepły, spokojny głos docierał do najgłębiej skrywanych partii jej osobowości.
-Abby, o czym ty mówisz? - był już niemal pewien, że pod wpływem alkoholu ponownie doprowadził między nim, a czternastolatką do zbliżenia, którego żałował, a jednocześnie nie żałował, ponieważ wiedział, ile przyjemności sprawiło mu kilka ruchów w niej. Chciał krzyczeć z bezsilności, kryjąc twarz w poduszce, jednak póki była przy nim obca osoba, która mogła wykorzystać każdy jego niewłaściwy ruch, zatrzymywał bezsilność w środku.
-Nie udawaj, że nie wiesz - posłała mu znaczący, pełen dwuznaczności uśmiech.
Gdy Justin nadal wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczyma, ona westchnęła głośno i usiadła okrakiem na wysokości bioder Justina, drażniąc jednocześnie jego wrażliwe, delikatnie nabrzmiałe w bokserkach krocze, które pragnęło dotyku dziewczynki. Ciało potrzebowało uwolnienia, natomiast umysł zachowywał resztki zdrowego rozsądku i kazał Justinowi jak najszybciej wrócić do domu, w którym będzie mógł przemyśleć każdy swój ruch, mimo że połowy z nich nie był w stanie zapamiętać. Ostatnim obrazkiem, krążącym w jego obolałej głowie, był on sam, siedzący na barowym krześle i dopijający któregoś z kolei drinka. Następnie obudził się tutaj, w łóżku obcej, nieletniej dziewczynki, bez jakichkolwiek wspomnień z ubiegłej nocy.
-Abby, nie mam pojęcia, co robiłem, bądź co mówiłem jeszcze parę godzin temu, jednak byłem wtedy bardzo pijany. Przepraszam cię za każde niewłaściwe słowo, które wypowiedziałem do ciebie w nocy. Nie byłem sobą. Nie mam w zwyczaju doprowadzać się do takiego stanu. Nie wiem, co stało się ze mną w nocy - w rzeczywistości doskonale wiedział, dlaczego pochłonął tak ogromną porcję alkoholu, pomimo nienawiści do samego zapachu używki. Chciał choć na chwilę zapomnieć o tym, jak złym człowiekiem jest i jak wiele krzywd wyrządził drugiej osobie. Żałował tego, jednak nie potrafił się zmienić, mimo wielokrotnych prób. W końcu zaakceptował, że jest potworem.
Delikatnie zsunął dziewczynkę ze swoich bioder, jednak mimowolnie uniósł je przy tym, aby poczuć na kroczu lekkie tarcie. Nienawidził smego siebie za choćby tak drobny, pozornie nieznaczący gest. Czuł do siebie wstręt, a mimo to kierujące nim rządze były zbyt silne, aby miał choćby niewielkie szanse na pokonanie ich.
-W nocy bardzo mnie potrzebowałeś. Co się zmieniło, Justin? - gdy usiadł na łóżku i zsunął obie nogi na podłogę, dziewczynka uklęknęła za jego plecami, delikatnie przytulając się do nich. W głębi duszy nie chciała, aby Justin tak po prostu wstał, ubrał się i wyszedł. Potrzebowała kogoś, najlepiej dorosłego i dojrzałego mężczyzny, który bez słowa przytuliłby ją, pogładził po policzku, czy z troską pogłaskał po plecach.
-Abby, w nocy nie byłem sobą i musisz to zrozumieć. Nie pamiętam ani jednego słowa, które wypowiedziałem. Jeśli cokolwiek ci obiecywałem, zapomnij o tym, malutka - pozwolił sobie na przejechanie wierzchem dłoni po gładkim policzku czternastolatki, który pod wpływem jego gestu zarumienił się delikatnie.
Dziewczynka ujrzała w nim naprawdę ciepłego i sympatycznego mężczyznę, jednakże zagubionego w bałaganie własnych myśli. Było jej go zwyczajnie szkoda. Każdego dnia widziała nienawiść Bree w stosunku do szatyna, lecz pomimo wielu pytań nie zdołała odkryć podstaw ów niechęci.
Justinowi łamało się serce, gdy jakiekolwiek dziecko w jego otoczeniu nie było uśmiechnięte. Teraz również pragnął Abby jedynie przytulić, aby mieć pewność, że zrobił wszystko, by ta drobna czternastolatka nie czuła się odrzucona. Wybierał jednak pomiędzy tym, co złe, a tym, co jeszcze gorsze i właśnie dlatego czuł się tak podle.
Nie obdarzył jej już ani jednym spojrzeniem. Wbił wzrok w podłogę i pospiesznie ubrał każdy element garderoby, opinający się na jego wyrzeźbionym ciele. Lubił dobrze wyglądać, lecz nigdy nie czuł potrzeby, aby wykorzystać atut swojego nienagannego wyglądu. Nie widział spojrzeń kobiet, które pożerały go wzrokiem. Nie widział, jak na nie działa i ile byłyby w stanie oddać, aby tylko posłał im jeden nikły uśmiech.
Zbiegł po schodach starej, ubogiej kamienicy, a kiedy wypadł w pośpiechu na opustoszałą ulicę, przyłożył dłoń do czoła i zmrużył oczy przed światłem słonecznym. Nie wiedział, gdzie jest i tym bardziej w jaki sposób znalazł się w tej dzielnicy, tak daleko od własnego domu. Przez długie minuty kręcił się pomiędzy starymi, obskurnymi budynkami, aż wreszcie, zrezygnowany, dotarł do jednej z ważniejszysz ulic w Seattle, która zaprowadziła go pod same drzwi mieszkania.
***
Bree zapukała cicho do drzwi domu swojego chłopaka, który otworzył jej po kilku sekundach. Od razu dostrzegł brak promiennego uśmiechu, zdobiącego jej usta i pozbawione błysku oczu, unikające jego spojrzenia. Nie czekając na jakiekolwiek słowo szatynki, objął jej dłonie swoimi i wciągnął do wnętrza domu, zatrzaskując za nimi drzwi, których odbicie od drewnianej futryny spowodowało huk, roznoszący się po każdym pomieszczeniu w przestronnym, dwupiętrowym domu.
-Kochanie, co się stało? Wyglądasz tak, jakbyś w każdej chwili miała się rozpłakać, a to nie jest do ciebie podobne - powiedział z troską, sadzając swoją roztrzęsioną dziewczynę na jednym z krańców kanapy. Jego dłonie obejmowały kurczowo jej małe rączki, delikatnie drżące, lecz kiedy kolejne długie sekundy wypełniała jedynie cisza, Zayn jedną z dłoni przyłożył do policzka piętnastolatki i ostrożnym ruchem odwrócił jej twarz w swoją stronę, aby uchwycić jej spojrzenie. - Bree, zaczynam się niepokoić. Powiedz mi, o co chodzi, a wtedy będę mógł ci pomóc.
Gdyby Zayn oderwał wzrok od twarzy piętnastolatki choćby na ułamek sekundy, ta uśmiechnęłaby się pod nosem i wyśmiała naiwność Zayna. Smutnym wzrokiem potrafiła sprawić, że przestał myśleć o wszystkim, prócz jej złego samopoczucia.
-Zayn, nie wiem, jak mam ci to powiedzieć - wymamrotała, starając się sprowokować łzy do spływania po policzkach. Była osobą niezwykle twardą i odporną, dlatego przywołanie pod powieki kilku słonych kropel wcale nie było dla niej łatwym zadaniem.
-Najlepiej wprost, aniołku - brunet zaczął się prawdziwie niepokoić. Bree była pierwszą dziewczyną, którą pokochał, a teraz bał się, że została skrzywdzona. I chociaż nie miał wpływu na jej życie, czułby się winny.
-Wprost? - zachlipała, ocierając sztuczną łzę z policzka. - Twój ojciec upił mnie i wykorzystał seksualnie - użyła całej, nagromadzonej w sobie siły, aby wybuchnąć głośnym, histerycznym płaczem.
Już pierwsze pociągnięcie nosem złamało Zaynowi serce, a teraz, kiedy jego dziewczyna, jego malutka Bree wylewała litry łez w jego ramię, czuł, jakby ktoś miażdżył jego serce w dłoniach, zabierając resztkę uczuć.
-Co zrobił? - wyjąkał, nieświadomie zaciskając palce na ramieniu dziewczyny, które od kilkunastu sekund gładził dłonią.
-Wykorzystał mnie, Zayn. Zgwałcił mnie. Najpierw upił, a potem potraktował, jak nic nie wartą szmatę - grała lepiej, niż profesjonalna aktorka. Zayn uwierzyłby w każde jej słowo, nawet to mało wiarygodne. Miłość zaślepiła go do tego stopnia, że nie potrafił ujrzeć w swojej dziewczynie drugiej, podstępnej twarzy, która kierowała ją na sam szczyt, po zwycięstwo. Widział w niej słodką piętnastolatkę z ciemnymi, falowanymi włosami i szczęśliwym błyskiem w oczach. W rzeczywistości nigdy nie poznał prawdziwej Bree.
Siedemnastolatek czuł, że w jego sercu tli się prawdziwy ogień. Jedna iskra, dorzucona do stosu niestabilnych uczuć, byłaby w stanie wzniecić pożar. Takiej wściekłości nie czuł nigdy. Ani wtedy, kiedy jego przyjaciel z dzieciństwa pobił go za przegraną w międzyszkolnym meczu piłki nożnej, ani wtedy, kiedy zdradziła go pierwsza dziewczyna. Teraz jednak cała jego złośc skupiła się wokół postaci ojca, człowieka, któremu ufał i mimo wszystko kochał. Jego zdrada bolała dużo bardziej, niż rozcięta warga czy nadłamane serce.
-Bree, nie mogę w to uwierzyć -wymamrotał, wplątując palce w kosmyki gęstych, kruczoczarnych włosów, których kolor odziedziczył w genach po matce. - Nie wierzę, że mój ojciec byłby do tego zdolny.
-Nie wierzysz mi? - zapłakała i ostrożnie odwróciła twarz w drugą stronę. Każdym pojedynczym gestem chwytała Zayna za serce i manipulowała nim. Nie była jednak złą, pozbawioną uczuć osobą. Kierowała nią jedynie silna rządza zemsty.
Dziewczyna sięgnęła dłonią do kieszeni spodni i wyjęła z niej telefon. Szybko odnalazła w galerii zdjęcia, zrobione przez przyjaciółkę ubiegłej nocy. Pokazując je Zaynowi wiedziała, że chłopak nie będzie nawet dociekał, w jaki sposób weszła w posiadanie ów zdjęć. Gdyby był odrobinę mniej zapatrzony w jej delikatne rysy twarzy, hipnotyzujące oczy i pełne wargi odkryłby podstęp w przeciągu chwili. On jednak ślepo wierzył każdemu słowu Bree i nie dopuszczał do siebie myśli, że byłaby w stanie go okłamać. Za bardzo ją kochał.
-Jak on, do cholery, mógł mi to zrobić!? - krzyknął, uderzając pięścią w poduszkę, na której rozładował pierwszą, najsilniejszą złość. Gdyby Justin stał teraz pół kroku przed nim, nie zawahałby się wymierzyć uderzenie pięścią w ojca.
-Zayn, uspokój się. Złość ci w niczym nie pomoże - szatynka doskonale wiedziała, że wywoła u Zayna wściekłość, jednak nie sądziła, że jego reakcja będzie aż tak agresywna. Przez moment nawet zadrżała, słysząc przyspieszony, nierówny oddech chłopaka.
-Jak mam się uspokoić? Właśnie dowiedziałem się, że mój ojciec posuwał moją dziewczynę. Ty nie byłabyś wściekła, gdybym pieprzył się z twoją matką? - Bree w pierwszej chwili chciała parsknąć śmiechem, słysząc jego porównanie, jednak wiedziała, że wtedy cały plan poszedłby na marne, a ona, rozbawieniem, wydałaby swoje zamiary.
-Nie mów tak, to nie była moja wina - pospiesznie objęła ramionami szyję bruneta, a twarz wtuliła w skrawek jego białej koszulki, pachnącej mocnymi, męskimi perfumami. Wiedziała, że kiedy tylko przytuli swoje ciało do jego, chłopak nie będzie w stanie zrobić jej krzywdy i szybko stłumi zalążek złości w stosunku do niej.
-Kochanie, przecież wiesz, że ciebie nie winię - pogłaskał ją opiekuńczo po włosach, a na czubku głowy złożył długi pocałunek, podczas którego zacisnął powieki. Nie chciał rozpłakać się, jak mały chłopiec, a doskonale wiedział, że nadmiar emocji byłby w stanie sprowokować łzy. - Po prostu nie wierzę, że mógł mi to zrobić własny ojciec. Przecież był dla mnie wzorem do naśladowania, podziwiałem go, kochałem. A teraz czuję w stosunku do niego jedynie nienawiść. Nigdy mu tego nie wybaczę.
-Justin już od dłuższego czasu składał mi dwuznaczne propozycje i patrzył na mnie tak przenikliwie. Bałam się go, ale nie chciałam ci o niczym mówić, nie chciałam cię martwić, Zayn - ponownie pociągnęła nosem i otarła z policzka stróżki łez, spływające wzdłuż twarzy.
-Kotek, nie płacz już, proszę. Obiecuję ci, że mój ojciec nigdy więcej nie zrobi ci krzywdy. Kiedy tylko wróci moja matka, przeprowadzę się do niej. Po tym, co się stało, będę brzydził się choćby spojrzeć na ojca. Nigdy nie sądziłem, że byłby zdolny do gwałtu - znów zacisnął szczękę i pięści, jednak widząc przerażenie w oczach dziewczyny, zaczerpnął parę głębokich oddechów, które pozwoliły mu się uspokoić. - Aniołku, przepraszam. Przepraszam, że przez tego gnoja musiałaś cierpieć - obdarzył ją silnym, opiekuńczym uściskiem. I chociaż Bree nie czuła do Zayna żadnych głębszych uczuć, kiedy tylko odczuwała ten charakterystyczny uścisk, rozpływała się w jego ramionach, nagle stając się szczęśliwą.
Ciszę w salonie przerwał szczęk klucza w zamku i skrzypnięcie drzwi. Zayn poczuł, jak wszystkie jego emocje wzrastają w siłę, gdy usłyszał ciężkie kroki ojca w przedpokoju, aż w końcu ujrzał spokojną, niewyrażającą żadnych emocji twarz. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, brunet poczuł dreszcz, przechodzący wzdłuż jego kręgosłupa. Zwyczajnie brzydził się postacią mężczyzny, który pokochał go i wychował. W oczach syna stracił wszystko, co zmieniało go w wyjątkowego, godnego szacunku ojca.
-Jak mogłeś jej to zrobić!? - wrzasnął ze łzami w oczach, zrywając się z kanapy. Swoim porywem przestraszył nawet Bree, która niczego nieświadomie tuliła się do ciepłego torsu chłopaka.
Justin przerwał zdejmowanie ze stóp butów i spojrzał na syna ze zmarszczonymi brwiami. Nigdy wcześniej nie słyszał krzyku Zayna, zwłaszcza kierowanego do niego. Otwierał nawet usta, aby go uspokoić, jednak wtedy poczuł dwie duże pięści, zaciśnięte na jego koszuli.
-Zayn, co się z tobą dzieje? - mężczyzna zmarszczył brwi, które połączyły się na jego czole w jedną linię.
Kątem oka ujrzał na kanapie drobną postać Bree, która sprawiała wrażenie wystraszonej. Pierwszym odruchem Justina, jako psychologa, był niepokój o szatynkę. Chciał nawet podejść do dziewczyny i porozmawiać z nią, jednak pięści syna szybko sprowadziły go z powrotem na ziemię.
-Nie waż się nawet na nią patrzeć - brunet warknął wściekle, uderzając ciałem ojca o ścianę. Zapomniał jednak, że Justin kryje w sobie znacznie większe pokłady siły, niż on.
-Zayn, uspokój się! - Justin był człowiekiem spokojnym i opanowanym, jednak teraz, gdy czuł ze strony syna zupełny brak szacunku, nie wytrzymał i podniósł na siedemnastolatka głos.
Gdy wyszarpał się z uścisku pieści Zayna, poprawił śnieżnobiałą koszulę i rozluźnił krawat, uciskający jego szyję. Był kompletnie zdezorientowany. Nie rozumiał złości Zayna. Nigdy wcześniej nie spotkał się z bijącą z jego serca tak potworną wrogością, zwłaszcza w stosunku do niego. Owszem, bywały momenty, w których nie zgadzał się z synem, bądź nawet sprzeczał, jednak oboje tłumili kłótnie i nie doprowadzali do awantur.
-Jak możesz po tym wszystkim normalnie patrzeć mi w oczy? - wysyczał Zayn, a jego dłonie, które starał się ukryć w kieszeniach dresów, drżały.
Był roztrzęsiony. Wciąż widział obraz własnego ojca na jego piętnastoletniej, drobnej dziewczynie, bezbronnej i bardzo wrażliwej. Myśl, że dotykał ją, że przy pomocy jej kruchego ciała sprawiał sobie przyjemność, niszczyła go od środka. Słyszał jego głośne jęki w uszach i mimo że energicznie potrząsnął głową, nie pozbył się dręczących go dźwięków.
-Zayn, nie wiem, o czym mówisz. Wyjaśnij mi wszystko na spokojnie i powoli - położył rękę na ramieniu syna, lecz ten pospiesznie strząsnął ją.
-Zgwałciłeś moją dziewczynę. Nigdy ci tego nie wybaczę - wymamrotał przez łzy, które usilnie starały się spłynąć po jego policzkach. Szybko i niedbale przetarł wierzchem dłoni mokre oczy i znów wbił wściekły wzrok w Justina.
Mężczyzna zamarł, podpierając się jedną dłonią o beżową ścianą. Z jego twarzy odpłynęły wszelkie kolory, a on sam miał problem z zaczerpnięciem oddechu. W jego nagle pustej głowie odbijało się jedynie słowo gwałt. Chociaż on nazywał krzywdę swoich ofiar zupełnie inaczej, bardziej łagodnie, w rzeczywistości dopuścił się gwałtu wiele razy. Był jednak przekonany, że nie dotknąłby niewłaściwie dziewczyny własnego syna, wiedząc, jak ważna dla niego była. Gdy spoglądał w oczy bruneta, widział w nich ogromną miłość do kruchej piętnastolatki. Przyrzekł sobie, że nie dopuści do przelania na gesty jego fantazji o szatynce.
-Zayn, nigdy bym czegoś takiego nie zrobił, a zwłaszcza twojej dziewczynie. Przecież mnie znasz.
-Myślałem, że cię znam, ale w rzeczywistości nic o tobie nie wiem. Jesteś potworem, brzydzę się tobą - Zayn chciał wyrzucić z siebie całą złość w stosunku do ojca, jednak żadne słowa nie przynosiły mu ukojenia.
-Kto naopowiadał ci takich głupot? - Justin przełknął głośno ślinę, która na moment stanęła w dole jego gardła. Mógł powiedzieć, że się bał. Bał się i to bardzo. Bał się stracić syna, bał się utraty pozycji i bał się odpowiedzialności, z której doskonale zdawał sobie sprawę.
-Wiem to od Bree. Upiłeś ją i wykorzystałeś. Jak mogłeś mi coś takiego zrobić? Jak mogłeś, wiedząc, ile ona dla mnie znaczy? - brunet nie był już w stanie krzyczeć. Teraz jego głos się łamał, a z ust wydobywał się marny szept.
-Zayn, uwierz mi, nie zrobiłbym czegoś takiego - pomimo rozpaczliwych prób wytłumaczenia się nastolatkowi, chłopak nie wierzył w ani jedno słowo ojca. Zapatrzony w nastolatkę, nie dostrzegał szczerej desperacji w spojrzeniu szatyna.
-W takim razie powiedz, gdzie byłeś w nocy - Justin doskonale wiedział, że dzisiejsza noc działała na jego niekorzyść. Nie potrafił w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć swojej nieobecności, chociaż doskonale wiedział, że miał prawo przebywać, gdzie tylko chciał. Był dorosłym, niezależnym człowiekiem, kierującym własnym życiem.
-Upiłem się - przyznał cicho, jak nastolatek przed surowymi rodzicami.
-Przecież ty nigdy nie pijesz! - Zayn wybuchnął histerycznym śmiechem, lecz w głębi duszy marzył, aby rzucić się na ojca z pięściami.
Justin spojrzał błagalnie na Bree. Był do tego stopnia rozbity, że sam nie był już pewien, czy rzeczywiście nie skrzywdził szatynki. Z ubiegłej nocy nie pamiętał nawet jednej minuty, nie widział zarysu żadnej postaci, a tym bardziej nie kontrolował swoich ruchów. Wierzył jednak, że byłby w stanie powstrzymać się przed wykorzystaniem piętnastolatki, zwłaszcza że nie była już dzieckiem, a młodą kobietą, z wyraźnymi proporcjami ciała.
-Powiedziałem, kurwa, nie patrz tak na nią! - gdy Justin przez kilkanaście sekund nie odrywał wzroku od Bree, Zayn ponownie pchnął go na ścianę, a potem szybko odbiegł w kierunku szatynki, którą złapał za rękę i pociągnął lekko w stronę wyjścia.
Nie mógł dłużej patrzeć na twarz ojca. Nie mógł znieść samych myśli o nim. Pragnął jedynie uspokoić się i zamknąć w uścisku swoją dziewczynę, którą kochał i za której krzywdę brał na siebie pełną odpowiedzialność. Łudził się, że gdyby wcześniej ujrzał nieczyste zagrania ojca w stosunku do Bree, zapobiegłby tragedii. I chociaż wiedział, że teraz nie może zrobić nic poza pocieszaniem piętnastolatki i delikatnym głaskaniem jej pleców, wypominał sobie każdy błąd i każde niedopatrzenie.
Justin nie zatrzymywał syna, kiedy ten otworzył z impetem drzwi, a potem zatrzasnął je, rozprowadzając huk po wnętrzu domu. Chciał krzyknąć i zatrzymać go, jednak wiedział, że Zayn nawet nie zwolniłby na dźwięk jego głosu. Wręcz przeciwnie, zacząłby biec, aby uciec od mężczyzny, którego w kilka chwil zdążył znienawidzić.
Justin znalazł się na skraju załamania nerwowego. Dłonie zaczęły mu się trząść, a krawat, który rozluźnił kilka chwil temu, znów zdawał się kłaść silny nacisk na jego szyję. Zachciało mu się wręcz płakać, gdy czuł, że powoli traci wszystko, co pozostało w jego życiu.
Przedostał się z przedpokoju na schody i zaczął powoli wchodzić po nich na piętro. W zasadzie nie wiedział, dokąd zmierza. Czuł, że potrzebny był mu uścisk kogoś bliskiego, jednak nie miał przy sobie żadnej zaufanej osoby. Wtedy drzwi od sypialni Vicky zaskrzypiały cicho i uchyliły się, a w progu stanęła jedenastoletnia dziewczynka, przecierając piąstkami oczy. Justin ujrzał w niej ostatnią osobę, która jeszcze nie zdążyła odwrócić się od niego, dlatego uklęknął przed szatynką i delikatnie objął jej kruche ciałko.
-Powiedz mi, Vicky, dlaczego ja nie mogę być normalny?
~*~
Zapraszam wszystkich na moje nowe opowiadanie :)
18th-street-jbff.blogspot.com
Tak cholernie mi go szkoda. Wiem, że to on jest tak naprawdę "zły", ale mimo tego dostrzegam w nim tylko dobroć i nie mogę tego znieść. Zayn jest strasznie łatwowierny, ale to dla tego, że zakochał się w Bree na zabój. Szkoda, że nie wie jaką suką jest naprawdę.. Mam nadzieję, że Vicky jakoś go wesprze. I liczę na to, że w następnym rozdziale będzie jej więcej.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny! <3
school-loser-and-love-jb.blogspot.com
Biedny Justin ;c Czemu Bree mu to robi, czemu próbuje go zniszczyć i zabrać mu wszystko? Było coś o zemście, ale za co? Co on mógłby jej takiego zrobić? Przecież mimo,że jest pedofilem i gwałci te dzieci to przecież dziewczynie Zayna by nic nie zrobił, bo nie chce stracić syna... Myślę, że już niedługo się to wszystko wyjaśni, a tymczasem do następnego i weny ♥
OdpowiedzUsuńbelieve-in-your-dreams-jb.blogspot.com
💜!
OdpowiedzUsuńsuper nic więcej nie dodam <3
OdpowiedzUsuńTego się po Bree nie spodziewałam ,jak można być tak wrednym ??
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
Ta kłamliwa suka Bree. Przecież logiczne to, że jej absurdalne kłamstwa wcześniej, czy później wyjdą na jaw i wszyscy się od niej odsuną. To chore, że mogła sie do takiego czegoś posunąć. Niezła aktorka. Mam nadzieje, że Zayn dowie się prawdy o Bree i wybaczy Justinowi, a ta suka przestanie kłamać. Boże, w jakimś stopniu żal mi Justina, lecz sam sobie na to zasłużył. Rozdział niesamowity z niecierpliwością czekam na następny, weny życzę. :****
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że Bree jest aż tak bezduszna, żeby kłamać prosto w oczy chłopaka, który ją kocha. Szkoda mi Justina, mimo wszystko zasłużył na to, zdaję sobie z tego sprawę, ale i tak mi go żal. Chyba tylko Vicky, jako dziecko, widzi w nim ukryte gdzieś głęboko dobro. Nie mogę doczekać się nn! Życzę weny: *
OdpowiedzUsuńthree-months.blogspot.com
Swietny rozdzial, ale szkoda mi Justina :( <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ♥
/Wiki
Jejuu :'( Przez Cb teraz płaczę... Moje serce rozsypało się na milion kawałków... :'( Rozdział jak zawsze świetny! Jest mało takich pisarek jak Ty. Czyli starających się i świetnie piszących ;* Nie rezygnuj i pamiętaj, że warto pisać nawet dla garstki osób <3 Kocham i czekam na nn ;D ^^
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny i zapraszam do siebie:)
OdpowiedzUsuńhttp://art-of-killing.blogspot.com/
No nie. Lubiłam Bree... a teraz nie wiem co mam o niej sądzić ;/
OdpowiedzUsuńś w i e t n y - r o z d z i a ł - :)