wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 16 - Snow queen and sun princess...

   
      -Słodzisz? - po salonie rozniósł się cichy, subtelny głos dwudziestolatki, który odwrócił uwagę Justina od jednego ze zdjęć, zawieszonych na ścianie.
      -Dwie łyżeczki - odparł z uśmiechem. Delikatna uroda Diany i jej płynne ruchy, kiedy stawiała na szklanym stoliku filiżankę  kawą, a potem wracała do kuchni po drugą, wprawiały Justina w coraz większy zachwyt. Nie przywykł do uczucia, które towarzyszyło mu od pierwszego spojrzenia w oczy brunetki.
      -Z mlekiem czy bez? - kolejny uśmiech Diany sprowokował trzepotanie niewielkich motyli w dole brzucha mężczyzny. Do tej pory nie potrafił wyjść z podziwu i każdą chwilę poświęcał na przypatrywanie się anielskiej urodzie dziewczyny. Co więcej, jego uwagi nie rozpraszała nawet sześcioletnia Emily, układająca wysoką wieżę z czerwonych i niebieskich klocków.
      -Bez - odparł po paru chwilach, pod wpływem wyczekującego wzroku brunetki.
      Justin cierpliwie czekał, aż Diana upora się z obiema filiżankami i usiądzie na kanapie obok niego. Chociaż co chwila zamieniali ze sobą parę słów, on już tęsknił za jej delikatnie rozbrzmiewającym w uszach głosem. Zgodził się na wspólną kawę, której swoją drogą nie miał w zwyczaju pić, tylko po to, aby jak najdłużej przebywać przy brunetce. Nie chciał stracić być może jedynej okazji na zmianę swojego podejścia do życia i do otaczających go ludzi.
      -Mieszkasz tutaj sama, czy może masz chłopaka, który pomaga ci w wychowywaniu Emily? - ukradkowo zerknął na zajętą zabawkami dziewczynkę, lecz szybko oderwał od niej wzrok, aby widok żadnego dziecka nie rozproszył jego uwagi. Dzisiaj chciał poświęcić ją Dianie.
      -Gdybym miała chłopaka, nie zaprosiłabym cię na kawę, ale że jestem wolna - posłała mu znaczące spojrzenie, które Justin odebrał w jednoznaczny sposób. Była zainteresowana nim tak, jak on zainteresowany był nią. - Wspominałeś, że miałeś żonę. Dlaczego nie jesteście już razem? Wasze małżeństwo trwało długo? Cierpiałeś po waszym rozstaniu?
      -Wiesz, pobraliśmy się w bardzo młodym wieku, jedynie ze względu na naszego syna. Ciężko mi powiedzieć, czy kiedykolwiek ją kochałem, ale jestem pewien, że nie było to uczucie silne, jeśli w ogóle było pomiędzy nami coś więcej, niż samo przyzwyczajenie. Dopiero kiedy naprawdę dojrzeliśmy, a nasz syn dorósł, zrozumieliśmy, że nie ma najmniejszego sensu, abyśmy dalej ciągnęli to fikcyjne małżeństwo, zapisane jedynie na papierze. Ostatnie miesiące spędziliśmy albo na kłótniach, albo w zupełnym milczeniu, dlatego żadne z nas praktycznie nie odczuło rozstania. Teraz również widujemy się tak rzadko, jak tylko możemy i myślę, że nam obojgu wychodzi to na dobre - pokiwał lekko głową, wspominając najbardziej burzliwe wśród awantur z żoną. Teraz, gdy ze wszystkiego zwierzył się Dianie, zdał sobie sprawę, że rzeczywiście ich związek był jedynie przyzwyczajeniem, a jedyne uczucie, rozświetlające każdy ich dzień, to monotonia, która w efekcie doprowadziła do rozwodu. 
     -Przepraszam, że o to spytam, ale skoro masz syna, dlaczego zaadoptowałeś córkę?
     -Nie przepraszaj - szatyn pogładził ją delikatnie po odkrytym ramieniu, lecz z początku wystraszył się, czy gest ten nie był zbyt śmiały. Kiedy jednak brunetka odwzajemniła jego uśmiech, odetchnął cicho. - Vicky adoptowałem zaledwie parę dni temu. Jej bracia nie byli w stanie zajmować się nią, dlatego ja postanowiłem przejąć prawa do opieki nad małą.
      Oboje upili z filiżanek łyk gorącej kawy i równocześnie odstawili je na szklany stolik. Pomiędzy mężczyzną, a młodą kobietą znów zapadła chwilowa cisza, jednak, jak przed momentem, była ona w pełni komfortowa. Nie czuć było pomiędzy nimi żadnego napięcia, mimo że znali się dopiero godzinę. Tym bardziej Justin chciał wykorzystać nieoczekiwaną znajomość. Czuł, że jeśli zaangażuje się głębiej, ma minimalne szanse na poukładanie swoich porozbijanych myśli.
      Zegar ścienny wyliczał kolejne minuty, które Justin i Diana spędzili na luźnych, przyjemnych rozmowach o życiu, pracy, poglądach, jak i również o podejściu do miłości. Z każdym wypowiedzianym słowem czuli coraz silniejszą więź, tworzącą się pomiędzy ich duszami. Nie czuli natomiast żadnej więzi fizycznej. Justin nie był na nią gotowy. Jeszcze nie był. Podświadomie wierzył i miał nadzieję, że z czasem, gdy zrodzą się pomiędzy nimi czysto psychiczne uczucia, uda mu się również pokonać kierujące nim żądze i będzie w stanie zwrócić uwagę na kobiece atuty Diany. Już teraz stała się dla nim światełkiem w tunelu, jedyną szansą, która byłaby w stanie wyprowadzić go z ciemności i mroku.
      -Będę się już zbierał, mam jeszcze trochę pracy - szatyn westchnął, podparł się obiema dłońmi o kolana i wstał z beżowej kanapy, na której porozrzucane były pojedyncze pluszowe maskotki Emily.
      -Bardzo dobrze mi się z tobą rozmawiało, Justin. Cieszę się, że cię spotkałam - brunetka podniosła się zaraz po mężczyźnie i delikatnie pogładziła dłonią lewe ramię Justina. Wyczuła pod marynarką jego napięte, wyraziste mięśnie, które z dotykiem Diany zmieniły się w twardą skałę, imponującą niemal każdej kobiecie.
      -Ja również, Diana. I mam cichą nadzieję, że to spotkanie nie było naszym pierwszym i ostatnim - posłał jej najpiękniejszy wśród swoich uśmiechów, choć nawet nie zdawał sobie sprawy, jak tak pozornie drobny gest działa na kobiety. Był mężczyzną przystojnym i zadbanym, jednak nigdy nie potrafił tego wykorzystać. Gdyby jego charakter zmienił się choćby o kilka stopni, byłby prawdziwym łamaczem serc i draniem bez skrupułów, wykorzystującym naiwność i zauroczenie otaczających go kobiet, czekających na choćby jedno jego spojrzenie.
      -Możesz czuć się zaproszony na kolejną kawę - założyła kosmyk włosów za ucho i kolejny raz wymieniła z Justinem porozumiewawcze uśmiechy. Ją również odrobinę krępowała mocno zarysowana szczęka Justina, jego przenikliwe spojrzenie i wargi, które wciąż zwilżał krańcem języka. Dodatkowo włosy, które regularnie co kilkanaście sekund przeczesywał palcami, rozpraszały jej uwagę. 
      -A mógłbym liczyć na numer telefonu? - spytał cicho, z lekką chrypą w głosie. Czuł się tak, jakby powrócił do liceum i znów rozmawiał ze swoją pierwszą miłością. Jego dłonie pociły się delikatnie, a język momentami plątał, jednak mimo to starał się grać opanowanego, sądząc, że każda wśród jego oznak zdenerwowania jest wyraźnie widoczna. W rzeczywistości Diana nie pomyślałaby, że Justin stresuje się rozmową z nią. Wręcz przeciwnie, widziała w nim człowieka bardzo pewnego siebie i odważnego, choć introwertycznego i zachowującego dystans.
      -Mógłbyś - wysunęła w jego kierunku otwartą dłoń, na którą Justin upuścił biały, dotykowy telefon z dużym ekranem. Diana sprawnie zapisała w kontaktach numer swojego telefonu, szczerze licząc na to, że niebawem usłyszy w swojej komórce głos Justina. Wiedziała, że na propozycję wspólnej kawy bądź spaceru bez wahania odpowie twierdząco.
      Diana odprowadziła mężczyznę do przedpokoju, gdzie w milczeniu wsunął stopy w sznurowane buty. Gdy ponownie uniósł głowę, napotkał na swojej drodze parę ciemnych, tajemniczych tęczówek kobiety, które kolorem nie różniły się od źrenic. Jednym ramieniem opierała się o futrynę w drzwiach, a ręce skrzyżowała na piersi, czekając na ostatnie słowo Justina, zanim zniknie za szczelnymi drzwiami i pozostawi po sobie jedynie wspomnienia dzisiejszego południa i silny zapach męskich perfum.
      -Dziękuję za bardzo miło spędzony czas - prawą dłoń schował do kieszeni spodni, stając niespełna pół kroku przed dziewczyną. Górował nad nią zarówno wzrostem, jak i budową umięśnionego ciała, dlatego brunetka czuła się w jego towarzystwie zarówno onieśmielona, jak i bezpieczna. Znaczący rumieniec na jej policzkach pojawił się w chwili, w której szatyn nachylił się nad jej anielską twarzą i delikatnie musnął gładką skórę policzka. - Jesteś piękną, młodą kobietą, Diana - szepnął wprost do jej ucha, obserwując, jak przez każdą część jej ciała przebiega dreszcz. Po raz pierwszy od wielu lat obudziły się w nim odruchy normalnego, zdrowego mężczyzny. - Do zobaczenia.
      Mężczyzna wyszedł na podwórko przed jednym z nowszych budynków mieszkalnych, rozświetlone słonecznymi promieniami. Zważając na wczesną jesień, wysoka temperatura zaskakująco długo ogrzewała powietrze, a błękitnego nieba nie miała odwagi zakryć żadna chmura. Justin nigdy przedtem nie zwracał uwagi na tak przyziemne czynniki, jak powiew ciepłego wiatru i promienie słoneczne, jednak dzisiaj kroczył przez parkowe alejki z uśmiechem na ustach i delektował się każdym podmuchem, otulającym jego twarz.
      Chociaż od wyjścia z mieszkania Diany minęło ledwie parę minut, on już zaczął wspominać jej oczy, pachnące włosy i piękny uśmiech, jakim obdarzała go co parę chwil. Ostatnim razem podobne uczucia towarzyszyły mu w liceum, lecz już dawno zapomniał o rozedrganych dłoniach i szybciej bijącym sercu, gdy tylko na szkolnym korytarzu spotykał dziewczynę, przed której zdjęciem wzdychał cicho wieczorami. Teraz był jednak dorosłym, dojrzałym mężczyzną, który przestał wierzyć, że kiedykolwiek zmieni swoje upodobania i na nowo zacznie zwracać uwagę na młode, lecz dorosłe i w pełni dojrzałe kobiety.
      Zbliżając się do samochodu, już z daleka ujrzał niewielki świstek papieru, zaczepiony przy przedniej szybie. Z początku sądził, że kolejny raz przyjdzie mu zapłacić mandat, dlatego jedynie machnął lekceważąco ręką. Niestety, z każdym krokiem przekonywał się, że tym razem nie było to wezwanie do zapłaty. Mimo wszystko otoczyła go pewnego rodzaju obawa i niepewność. Miał świadomość, że wśród otaczających go ludzi jest osoba, która zna jego najgorsze uczynki i w każdej chwili może je wykorzystać. Ta jedna myśl spędzała mu sen z powiek.

      "Zniszczę Cię, zobaczysz..."

      Kolejna groźba spowodowała nagłą falę gorąca w ciele Justina. Mężczyzna rozluźnij krawat, do tej pory uciskający jego szyję, a dłońmi przetarł twarz. Kilka słów, zapisanych koślawym pismem, odbijało się echem w jego głowie. Nagle zapomniał o subtelnej postaci Diany, gdy szara rzeczywistość uderzyła w niego ze zdwojoną siłą. I znów zaczął grać. I znów przybrał maskę. I znów z jego ust zniknął jakikolwiek ślad po szczerym uśmiechu. Jedno zdanie sprawiło, że do jego serca powrócił Justin Black - zimny człowiek z dystansem, który dawno zapomniał, czym jest łagodność.
      Szatyn czuł, że jest obserwowany, dlatego nie zaczął rozglądać się po okolicy, w obawie, że zwróciłby na siebie niechcianą uwagę. Pospiesznie wsunął strzępek papieru do kieszeni spodni i szarpnął klamką w drzwiach sportowego samochodu. Zanim jednak usiadł na skórzanym fotelu, odgłos szpilek rozbrzmiał w jego uszach, a w nozdrza wdarł się dobrze znany mu zapach perfum Anastasii, jego byłej żony. Przeklął pod nosem, choć zdarzało mu się to naprawdę rzadko. Uważał, że używanie przekleństw świadczy o braku kultury osobistej, dlatego zawsze, całym sobą, pilnował języka, którego używał Zayn.
      -Powiedziałbym, że miło mi cię widzieć, ale cholernie bym skłamał - warknął pod nosem, zamykając drzwi. Czuł, że nie uda mu się spławić kobiety po kilku słowach i to sprawiało, że z każdą chwilą czuł narastającą w nim irytację.
      -Możesz być pewien, że nie rozmawiam z tobą z czystej przyjemności, tylko z przymusu. Nie mam ochoty zamieniać z tobą ani jednego słowa - syknęła sztywno, zatrzymując się krok przed nim.
Mężczyzna mimowolnie porównał ostry, suchy głos byłej żony z ciepłym, przyjemnym dla uszu głosem Diany. Tego pierwszego najchętniej oszczędziłby sobie, lecz w drugi mógłby wsłuchiwać się godzinami. Tak samo, jak godzinami mógłby prowadzić z nią  zarówno luźne, jak i poważne rozmowy, doszukując się jednocześnie wszelkich błysków w jej oczach.
      -Więc czego ode mnie oczekujesz? Nie mam czasu na kolejne bezsensowne rozmowy z tobą. Co wymyśliłaś tym razem?
      -Musimy poważnie porozmawiać, Justin - jej ton z każdą chwilą zmieniał się w bardziej oficjalny. - Myślę, że możesz poświęcić mi pół godziny - wskazała dłonią pobliską kawiarnię, a Justin mimowolnie przewrócił oczami. Naprawdę nie lubił kawy.
      Zamknął automatycznym pilotem drzwi samochodu i ruszył razem z kobietą, ramię w ramię, co jakiś czas zerkając na jej zaciśniętą szczękę i dłoń, kurczowo trzymającą pasek skórzanej torebki.  Justin nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego kobiety, zarówno te najmłodsze, jak i wiekowe, noszą przy sobie czarne dziury, w których odnalezienie najpotrzebniejszych rzeczy graniczyło z cudem. Gdy pewnego razu przeglądał wnętrze torebki Anastasii, odnalazł w niej zarówno komórkę, klucze, portfel i okulary słoneczne, lecz także kosmetyki, gumę do żucia, wsuwki do włosów, flakonik perfum, zapasową koszulę, kilka długopisów, podpaski i prezerwatywy. Justin doskonale wiedział, że żona zdradzała go, lecz nigdy jej tego nie wypominał. Sam robił to samo, jedynie w innej formie.
      Justin przytrzymał przed Anastasią drzwi kawiarni i wszedł do środka zaraz po kobiecie. Wewnątrz panował spory ruch, a w powietrzu, prócz zapachu świeżo zmielonej kawy, unosił się gwar rozmów i śmiechów. Mężczyzna zajął miejsce przy jednym z dużych, wypolerowanych okien i, oparłszy dłoń o kant stolika, wysunął z kieszenie komórkę, aby zerknąć na wyświetloną godzinę. Nie miał czasu na kolejne kłótnie z żoną. Nie miał również ochoty po raz kolejny wysłuchiwać jej nużących i momentami żenujących wywodów, dlatego niecierpliwił się, gdy po dwóch minutach Anastasia w dalszym ciągu nie zajęła miejsca obok niego, tylko stała w kolejce po kubek z gorącą kawą.
      Kiedy w końcu usiadła na skórzanym fotelu po drugiej stronie okrągłego stolika, w którego blat Justin zaczął wystukiwać rytm, obrzuciła go ostrym spojrzeniem. Mężczyzna uniósł jedną brew, lecz dłoń przełożył na prawe kolano, aby nie prowokować niepotrzebnych sprzeczek. Wtedy Anastasia postawiła przed nim filiżankę z parującą kawą. Justin poczuł mdłości na samą myśl, że będzie zmuszony wypić ją po raz kolejny. Naprawdę, naprawdę nie lubił kawy i samego jej zapachu. Na co dzień pił jedynie chłodną wodę mineralną, która z największą swobodą przepływała przez jego przełyk.
      -Więc co to za ważna, niecierpiąca zwłoki sprawa? - westchnął, upijając jeden łyk i z całej siły powstrzymując grymas, pragnący zagościć na jego ustach. 
      -Masz jeszcze czelność się pytać? Zaciągnąłeś do łóżka dziewczynę własnego syna. Czy twoim zdaniem takie zachowanie jest normalne? - Justin chciał przerwać jej momentalnie, jednak kobieta nie dała mu dojść do słowa. Zamiast tego uniosła głos i w pierwszym momencie zwróciła na siebie uwagę kilku osób, siedzących przy sąsiednich stolikach. - Ta dziewczyna ma piętnaście lat. Nie chcę nawet myśleć, w jaki sposób wychowali ją rodzice, skoro w tak młodym wieku sypia z wiele lat starszym mężczyzną, ale ty jesteś ojcem Zayna i nie powinieneś na tę gówniarę nawet patrzeć!
      W Justinie zagotowała się krew. Mimowolnie zacisnął palce prawej dłoni na skórzanym, bocznym oparciu fotela. Każde słowo byłej żony podnosiło mu ciśnienie i czuł, że w każdej chwili może wybuchnąć. Mimo że  natury był spokojny i opanowany, Anastasia samym wyrazem twarzy potrafiła go rozgniewać.
      -Chyba nie wierzysz w te pieprzone bzdury - Anastasię zadziwiło warknięcie Justina i przekleństwo, jakie wydostało się z jego ust. - Nie wiem, co Bree chce przez to osiągnąć, ale jestem pewien, że nawet jej nie dotknąłem. Na miłość Boską, nie przespałbym się z dziewczyną własnego syna. Jak sama słusznie zauważyłaś, ta gówniara ma ledwie piętnaście lat. Nie zaciągnąłbym do łóżka tak młodej dziewczyny, przecież mnie znasz - kłamstwa od wielu lat przychodziły mu z łatwością, dlatego również teraz głos mężczyzny nie drgnął i nie zawahał się.
      -Ja wierzę Zaynowi, Justin. Nawet nie wiesz, jak zdenerwowany przyszedł do mnie. On kocha tę dziewczynę i mimo że nie pochwalam ich związku, powinieneś trzy razy przemyśleć to, co robisz. Swoją drogą, nadal nie mogę uwierzyć, że ta niewychowana dziewucha wskoczyła do łóżka dwadzieścia lat starszego faceta. Nie rozumiem, co widzi w niej Zayn, zwłaszcza po tej sytuacji. Powinien być wściekły zarówno na ciebie, jak i na nią.
      -Anastasia, do jasnej cholery, ile razy mam powtarzać, że nie przespałem się z Bree? Zrozum, nie jestem na tyle głupi, aby zabawiać się z dziewczyną Zayna. Poza tym, doskonale wiesz, że nie jestem typem faceta, który szuka wrażeń w łóżkach przypadkowych kobiet. Byłaś moją żoną przez kilkanaście lat. Myślałem, że znasz mnie odrobinę lepiej.
      Tym razem to Anastasia zaczęła wystukiwać paznokciami rytm o blat stolika, rozkoszując się przy tym świeżo parzoną kawą. Im dłużej ignorowała Justina, tym większa narastała w nim irytacja. Po raz pierwszy poczuł nieodpartą chęć, aby uderzyć byłą żonę w twarz, jednak zrozumiał, że musi zrobić wszystko, aby się uspokoić. Wiedział jednak, że w towarzystwie jej wzroku i groźby, zapisanej na świstku papieru w kieszeni jego spodni, nie będzie to łatwym zadaniem.
      -Nie wierzę ci, Justin. Może w tym od lat tkwił cały problem? Może dlatego przy każdej okazji unikałeś zbliżeń pomiędzy nami? Może ja ci po prostu nie wystarczałam? Może wolisz pieprzyć nastolatki! - z każdym zdaniem jej głos zbliżał się do wybuchu, aż w końcu, gdy ciśnienie w jej ciele wrosło do granic wytrzymałości, kobieta wstała gwałtownie z fotela, uderzając obiema dłońmi o blat stolika. W rzeczywistości bardzo cierpiała, gdy za czasu ich związku mąż odtrącał ją i nie zwracał na nią uwagi. Czuła się przez to mało atrakcyjna, mimo że była piękną, zadbaną kobietą. Miała wrażenie, że czegoś jej brakuje. Czegoś, co pożąda jej mąż.
      -Przesadziłaś! - on również krzyknął, mimo że na ogół wystrzegał się krzyku, jak ognia. - Nie sypiałem z tobą, bo nic do ciebie nie czułem. Nie sypiałem z tobą, bo cię nie kochałem - wysyczał przez zaciśnięte zęby, po czym z impetem wstał od stołu i wyszedł z zatłoczonej kawiarni, w której każda para oczu spoczęła na jego rozwścieczonej postaci.
      W pośpiechu dotarł do samochodu i zamknął się w nim. Szczelne szyby dawały mu poczucie bezpieczeństwa i pewnego rodzaju schron. Mógł uciec od ludzi, uciec od własnych myśli i doznać choć chwilowego ukojenia. Od dawna również nie pędził z ogromną prędkością po obwodnicy Seattle, a niegdyś potrafiło to poprawić jego humor. Zawrotna szybkość samochodu dawała mu wrażenie nieposkromionej wolności, której wewnątrz serca niezwykle pragnął.
      Odpalił więc silnik i natychmiast docisnął pedał gazu. Boczna uliczka wyprowadziła go wprost na opustoszałą obwodnicę, na której co jakiś czas mknęły pojedyncze, pędzące pojazdy. Justin włączył się do ruchu, nie zwalniając. Dopiero gdy natrafił na pierwszy ostry zakręt, całą stopą nacisnął hamulec. Ku jego przerażeniu samochód nie zwolnił. Wręcz przeciwnie, z każdą chwilą nabierał rozpędu. Zanim Justin zdążył wykonać gwałtowny ruch kierownicą, jego ciało zostało szarpnięte, głowa uderzyła z impetem o kierownicę, a w uszach rozbrzmiał dźwięk tłuczonego szkła i zgniatanej, samochodowej blachy. 

~*~

Nie pytajcie mnie, dlaczego to zrobiłam, bo sama nie wiem ;D
Całkiem przyjemnie pisało mi się ten rozdział, co niezwykle lubię :)


12 komentarzy:

  1. Brak słów zajebiście czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie! Nie, nie wierzę! To Bree to zrobiła, tak? Boże, czego ona od niego chce?! Co takiego jej zrobił, że chce go zniszczyć?!
    Świetny rozdział, super się czyta i w ogóle uwielbiam Twoje opisy!
    three-months.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. No czemu to zrobiłaś?! Już myślałam, że wszystko będzie dobrze chociaż przez jakiś czas jeszcze, że Justinowi się ułoży... a ty sprawiłaś, że on wyląduje w szpitalu ;c
    Ciekawi mnie czy z tym wypadkiem ma coś wspólnego Bree? No, bo przecież ona chce go zniszczyć... Tylko czemu? Ciągle nie mogę zrozumieć czemu akurat on? Co takiego jej zrobił?
    Widać też, że Justin i Diana się świetnie dogadują, fajnie jak coś z tego wyjdzie i trzymam kciuki, że dzięki niej Black ułoży sobie w końcu życie :)
    Weny <3
    believe-in-your-dreams-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko..swietne..ale...ale..on ma zyc, wyleczyc sie, pigidzic synem zaopiekowac sie vicky i wszystko ma byc dorvze! Czekam nn:*

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko święta! Jezu no nie.. Wszystko było dobrze.. Polubili się z Dianą i teraz takie coś >.< Jestem w 99% pewna, że to sprawka Bree. Ja rozumiem, że chce mu dać nauczkę, ale przesadza no!
    Czekam z niecierpliwością na następny!
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. no fajny, fajny <3 Przyjemnie się go czytało :D

    OdpowiedzUsuń
  7. O Boże, chce już kolejny. Wszystko co piszesz jest takie realne, czuje się, jakbym w ogóle tam była i obserwowała to wszystko z bardzo bliska. Rozdział niesamowity, z niecierpliwością czekam na next no i oczywiście, życzę i weny :**U*

    OdpowiedzUsuń
  8. jestem tak wkurzona na Bree,Jus,ma same problemy przez tą głupią ździrę!
    rozdział cudowny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział końcówka zaskakująca czekam na nn kosiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdzial. Czekam na nastepny <3333

    OdpowiedzUsuń