środa, 20 maja 2015

Rozdział 20 - Do it...

        Powietrze w salonie wyjątkowo zgęstniało, kiedy Justin i Abby wymieniali się spojrzeniami. Żadne z nich nie miało odwagi się odezwać i oboje liczyli, że to Zayn przerwie krępującą ciszę. Abby nieświadomie wydała z siebie cichy jęk i zacisnęła piąstkę na kurtce Zayna. Czuła, jak z jej twarzy odpływają wszelkie kolory i zanim Zayn zorientował się, że tuż obok niego czternastolatce usuwał się grunt spod stóp, Justin ujrzał, jak gwałtownie pobladła. Wyrwał do przodu i pochwycił w ramiona ciało dziewczyny, zanim bezwładnie opadła na panele.      
         -Jezus Maria, Abby, co ci się stało? - czternastolatka nie straciła przytomności, a jedynie zasłabła i utraciła kontrolę nad swoimi mięśniami. Nie chcąc dłużej przemęczać jej organizmu, siedemnastolatek wsunął jedno ramię pod jej kolana, a drugie pod chude plecy i uniósł, przytulając do swojego torsu. Zwrócił uwagę, że Abby była jeszcze lżejsza, niż Bree, chociaż to ją zawsze nazywał najdelikatniejszym wśród piórek. - Czy ty cokolwiek jesz, dziewczyno? Mam wrażenie, jakbyś nie ważyła nawet grama - mruknął, delikatnie sadzając ją na kanapie, po środku salonu.      
        -Jem, nie martw się, jeszcze nie umieram - odparła cicho, chociaż nie ukrywała, że wolałaby stracić przytomność i trafić do szpitala na ostry dyżur, niż stanąć twarzą w twarz z Justinem i, co gorsza, wyjawić Zaynowi prawdę.        
        Również Justin czuł, jak cienka koszulka na jego torsie momentalnie zmieniła się w grubą bluzę, nienaturalnie podnoszącą temperaturę jego ciała. Oddychał głęboko i nierówno, mając problem z zaczerpnięciem każdego oddechu. Po raz pierwszy nie był w stanie maskować ogromnego zdenerwowania i rozkojarzenia, które zawładnęło jego ciałem. Nerwowo przeczesywał palcami kosmyki włosów i co chwila wycierał spocone dłonie w materiał szarych dresów, luźno wiszących na jego wąskich biodrach. Już dawno nie ogarnął go taki strach.        
        -Czy teraz mógłbym się w końcu dowiedzieć, co tu się dzieje? Oboje wyglądacie tak, jakbyście popełnili zbrodnię i teraz obawiali się konsekwencji. W dodatku widzę, że najprawdopodobniej dobrze się znacie. Jestem coraz bardziej zdezorientowany i byłbym wdzięczny, gdyby którekolwiek z was w końcu zaczęło mówić - Zayna irytowało milczenie, panujące w salonie. Miał dość niezrozumiałych spojrzeń, jakimi obdarzali się Abby i Justin. Miał dość bycia w cieniu, dość życia w niewiedzy.        
        -Przespałam się z twoim ojcem, Zayn - wydukała cicho, bawiąc się skórzanymi bransoletkami zawieszonymi w liczbie kilku sztuk na lewym nadgarstku. Mimo że bardzo chciała, nie miała odwagi unieść wzroku i spojrzeć na któregokolwiek z mężczyzn. Była sparaliżowana poczuciem wstydu i zażenowania względem własnej osoby.
        -Czy ja się przesłyszałem? - Zayn przez dłuższą chwilę nie oddychał, nie mrugał, nie poruszył najmniejszą częścią ciała. Wszystko dlatego, że nadal nie potrafił uwierzyć słowom koleżanki. Chciał cofnąć czas i odsłuchać jej słów na nowo, aby upewnić się, że nie przeoczył w jej głosie chichotu, wskazującego na głupi, nieudany żart z jej strony.
        -Nie, nie przesłyszałeś się. Spałam z twoim ojcem. Uprawiałam z nim seks, ale nie miałam pojęcia, że Justin jest twoim tatą.
        -A to by wiele zmieniło? Gdybyś wiedziała, że jest moim ojcem, ominęłabyś go z daleka i poszła szukać kolejnego tatuśka, który zadowoliłby cię na twoje życzenie? - Zayn naprawdę próbował się uspokoić i na nowo przywrócić łagodny ton głosu, jednak myśli, kłębiące się w zakamarkach jego umysły, niczym burzowe chmury przed deszczem, nie pozwalały mu zniwelować złości. - Poza tym nie wiem, dlaczego mam pretensje tylko do ciebie - wtedy wściekle spojrzał na zdenerwowanego Justina, przechadzającego się wzdłuż salonu. - Człowieku, jesteś od niej dwadzieścia lat starszy. Dla ciebie to normalne, że wykorzystujesz czternastolatkę? To, kurwa, chore i popieprzone. Niedobrze mi, kiedy widzę, jak ją posuwasz - nie dbał o kulturalny język. Chciał jedynie przemówić im do rozsądku.
        -Sama chciała - warknął jedynie, z frustracją przebiegając palcami wśród włosów.
        -Nie chciałam tego. Może gdybyś nie był tak napalony, zauważyłbyś, że nie miałam najmniejszej ochoty na seks - z początku Abby nastawiona była do Justina łagodnie, jednak kiedy całą winą zaczął obarczać ją, nie wytrzymała.
        -A jak miałem się zachować, kiedy ty siadałaś mi na kolanach i prowokowałaś każdym słowem i gestem?
        -Miałeś być moim psychologiem, jednak myślę, że wychowawcy ośrodka nie mieli na myśli terapii przez łóżko.
        -Wystarczyło nie zachowywać się, jak ostatnia dziwka. Gdybyś mnie nie sprowokowała, nie przeleciałbym cię. Ty natomiast płaszczyłaś się przede mną i błagałaś o każdy dotyk - zmienili się oboje. Zarówno Abby, która pragnęła pogrążyć Justina i oczyścić z zarzutów samą siebie, jak i sam Justin, który z dobrze wychowanego mężczyzny zmienił się w faceta, używającego wulgarnych określeń, opisujących młodą kobietę, dziewczynę.
        Abby nie mogła dłużej wytrzymać obelg, dlatego zerwała się z kanapy i ze łzami w oczach podbiegła do Justin, uderzając niewielką, zaciśniętą piąstką w jego klatkę piersiową. Oprócz przerażenie, była również roztrzęsiona. Jak nigdy potrzebowała silnego uścisku.
        -Może gdyby nie zależało ci tylko na seksie zobaczyłbyś, że każdy twój ruch sprawiał mi ból! - krzyknęła wysokim, piskliwym głosem. Była gotowa nawet uderzyć Justina, gdyby Zayn nie złapał jej w pasie i nie odciągnął od wzburzonego mężczyzny.
        -Uspokójcie się, do cholery! To ja powinienem być wściekły, w dodatku w szoku, kiedy dowiaduję się, że mój ojciec przespał się z moją przyjaciółką - naniósł celowy nacisk na każde wśród najbardziej dobitnych słów.
        Chociaż oboje, i Justin, i Abby, nadal niemal drżeli ze złości, sprawiali pozory opanowanych. W myślach zarzucali się jednak oskarżeniami i wzajemną winą. Na światło dzienne ulatywały jedynie mordercze spojrzenia, którymi wymieniali się regularnie. Tylko obecność Zayna, obserwującego ich bacznie i wciąż trzymającego w ramionach drobną czternastolatkę zniechęcało ich do rozpoczęcia kolejnej, ostrej wymiany zdań.
        -Co jest z wami nie tak? I z tobą i z Bree - po kilku chwilach zwrócił się do Abby z lekkim wyrzutem. - To jakaś moda, żeby ledwo wyrosnąć z pieluch i od razu tracić dziewictwo?
        -Przypominam ci, że ty również nie jesteś dorosły, Zayn, więc nie masz prawa mnie pouczać.
        -Tylko ja, w przeciwieństwie do ciebie, kończę w tym roku osiemnaście lat, a ty ledwo miesiąc temu skończyłaś czternaście. Widzisz różnicę? - nie chciał brzmieć tak, jakby miał do Abby pretensje. W rzeczywistości była od niego niezależna i nie miał prawa ingerować w jej prywatne życie. Nie mógł jedynie zrozumieć, dlaczego tak młode dziewczyny, nie znając znaczenia miłości, oddają się obcym, starszym mężczyzną.
        Dużo większą złością pałał w stosunku do ojca, mimo że do niego również nie powinien kierować zarzutów. Justin był dorosłym mężczyzną, samodzielnie kierującym sterem własnego życia, samodzielnie podejmującym decyzje. W każdym wypadku, czy przy wyborze partnerki na jedną noc, czy przy wyborze osoby, z którą spędzi resztę życia, będzie zmuszony uszanować jego wolę i pomimo odmiennych racji zaakceptować.
        -To wszystko nie tak - Abby nie miała już siły. Nie miała siły bronić się, odpierać kierowanych w jej stronę zarzutów, atakować. Chciała płakać, grając silną. Chciała upaść twarzą w poduszkę, stojąc z uniesioną głową. Przez większość swojego krótkiego życia poddawała się woli Bree, aż w końcu zrozumiała, że do tej pory nie podjęła żadnej decyzji samodzielnie, bez ingerencji brunetki. - To nie był mój wymysł. Bree kazała mi przespać się z twoim ojcem, bo sama nie mogła tego zrobić z wiadomych przyczyn. Wiedziała, że Justin nie dałby się jej sprowokować. To jej sposób na zarabianie. Szukała starszych facetów, z którymi sypiała, a potem szantażowała ich, że umieści nagrania z seksu w internecie, lub pokaże je żonom naciągniętych frajerów - zerknęła przepraszająco na Justina, kiedy ten wplątał palce we włosy i szarpnął ich końcówkami. Zdał sobie bowiem sprawę, że został w sposób perfidny wykorzystany i oszukany. Nie liczyły się dla niego utracone pieniądze, o które nigdy w wysokim stopniu nie dbał. Nie mógł jedynie pojąć, skąd u drobnej, piętnastoletniej Bree tyle nienawiści, przebiegłości i brak skrupułów.
        -Chcesz mi powiedzieć, że Bree, będąc ze mną, sypiała z każdym spotkanym facetem? - Zayn nie wiedział, czy emocje rozładować poprzez płacz, czy uderzeniem pięścią w beżową ścianę. Był jednak pewien, że jeszcze nigdy nie czuł się tak cholernie upokorzony.
        -Przykro mi, Zayn - Abby położyła niewielką dłoń na jego spiętym ramieniu, lecz brunet pospiesznie odtrącił od siebie oznaki dobrego serca przyjaciółki. Pragnął zostać sam na sam z własnymi myślami.
        -W takim razie dlaczego zdecydowałaś się powiedzieć o tym wszystkim dopiero teraz, Abby? - głos Justina zdążył złagodnieć, gdy przekonał się, że w bordowowłosej drzemie delikatna, zagubiona dziewczyna, pokorna, z poczuciem wstydu.
        -Miałam dość przedmiotowego traktowania Bree. Kiedy kazała mi przespać się z tobą, przyrzekła, że to jedyny raz, kiedy będę musiała zrobić z siebie dziwkę. Dzisiaj jednak chciała ode mnie tego samego. Otworzyła mi oczy na swoją prawdziwą twarz, jaką skrywała pod maską słodkiej laleczki. Jest zimna i przebiegła. Wielokrotnie pytałam ją, dlaczego zachowuje się w ten sposób. Jej odpowiedź za każdym razem pozostawała taka sama. Wpajała mi do głowy, że mężczyznom nie można ufać, bo prędzej czy później i tak wykorzystają nasze najsłabsze strony. A ja zaczęłam jej wierzyć i stawać się taka sama. Do czasu. Do czasu, aż przegięła, chcąc zrobić ze mnie takiego samego potwora, jakiego w ciągu lat zrobiła z samej siebie.
        Zayn nie pozwolił sobie na łzy przy bliskich mu osobach, jednak wiedział, że wieczorem, gdy przyłoży głowę do poduszki, po jego policzkach spłynie kilka łez. Chciałby w sposób szybki i prosty zapomnieć o silnej miłości, jaką darzy Bree. Chciałby jutrzejszego ranka wstać pełen optymizmu i nowych perspektyw. Chciałby również przenieść swoje uczucia i ulokować je w sercu osoby, która w pełni na nie zasłużyła.
        Podświadomie pomyślał o Abby i wsparciu, jakie mu okazała.
        -Przepraszam, ale muszę o to spytać - brunet odkaszlnął cicho, a kiedy przebiegł dłonią wśród gęstych, lekko rozwianych włosów, na jego ustach pojawił się ledwo widoczny uśmieszek z domieszką rozbawienia. - W jakiej pozycji to zrobiliście? Wiesz, co mam na myśli, tato. Ona taka mała, a ty, jak słyszałem, napalony - zacytował słowa przyjaciółki i chociaż jego nastrój nadal otaczały ciemne, przygnębiające chmury, nie był w stanie powstrzymać chichotu. Teraz, gdy ochłonął po wstrząsającym nim pierwszym szoku, seks Abby z Justinem zaczął go bawić, może nawet intrygować.
        -Zayn, przestań - czternastolatka sapnęła krótko i zawstydzona oparła czoło na torsie chłopaka, kryjąc delikatne rumieńce w materiale jego kurtki.
        -Słuchaj Abby, synku. Ostatnio moje życie intymne zaczęło zdecydowanie zbyt mocno cię interesować. Za szybko mi dorosłeś.


  ***


        Vicky siedziała na wąskim pomoście, spuszczając nogi w stronę rzeki. Płakała, choć w głębi duszy nie wiedziała, dlaczego. Nie potrafiła zatrzymać drobnych łez, bo kiedy jedną porcję ocierała rękawem sweterka, spod powiek natychmiast wypływały kolejne, również ciepłe i również niezrozumiałe. Kilka razy mocno zaciskała oczy w nadziei, że gdy otworzy je i wystawi na ciepłe promienie jesiennego słońca, zaczną powoli schnąć. Niestety, za każdym razem wąskie stróżki, powoli spływające wzdłuż rumieńców na policzku, nie pozwalały jej zapomnieć o bólu, zalegającym w małym serduszku dziewczynki.
        Vicky sądziła, że została na pomoście sama, ze swoimi myślami i przygnębiającym nastawieniem do życia.  Przez cały czas była jednak obserwowana przez piętnastoletnią Bree, opierającą się plecami o jedno z pobliskich drzew. Brunetka, tak samo jak jedenastolatka, chciała poukładać myśli, uspokoić się, wyciszyć. Odcięła się więc od oznak cywilizacji i społeczeństwa, którego całym sercem nienawidziła. Rwała małymi dłońmi trawę, odrzucając ją na swoje białe tenisówki, wystawiała twarz na ciepłe promienie jesiennego słońca i korzystała z chwili, podczas której nikt nie ingerował w jej życie i podejmowane decyzje.
        Bree wstała z lekko wysuszonej trawy i otrzepała spodnie na pośladkach. Chowając biały, dotykowy telefon w kieszeń spodni, podeszła do zapłakanej Vicky i osunęła się na drewniane deski pomostu z głośnym, rozległym westchnieniem. Nie spojrzała na szatynkę, mimo że ta nie odrywała od niej lekko przestraszonego wzroku. Nie wiedziała, w jakim stopniu może zaufać Bree, jednak wciąż czuła, że brunetka wie o wszystkich doświadczanych przez nią krzywdach. Skoro jednak wiedziała, dlaczego nie zrobiła nic, aby pomóc jej i ulżyć w cierpieniu?
        -Nikomu nie możemy ufać, co, Vicky? - ponownie westchnęła, machając delikatnie nogami pod pomostem. - To życie jest zupełnie do dupy. Wystarczy się obrócić, aby zostać pchniętym nożem prosto w plecy. Przewracasz się, dusisz, krwawisz, a wszystkie kurwy, jak stały nad tobą, tak stoją dalej, patrząc,  jak zdychasz - w prawdzie Vicky nie zrozumiała wiele z przekazu Bree, lecz syk, który razem z każdym słowem wydostawał się z jej zaciśniętych ust, nie pozostawił dziewczynce złudzeń. Piętnastolatka, która do tej pory pozostawała liderem w doskonałym maskowaniu emocji, dzisiaj, przy Vicky, swoimi słowami określiła własne samopoczucie.
        -To znaczy co? - wyjąkała ze strachem, zawijając dłonie w końcówki rękawów swetra.
         -Ale z ciebie dzieciak, Vicky - Bree przewróciłam oczami ze zirytowaniem, odrzuciła kosmyki długich włosów na lewe ramię i spojrzała na dziewczynkę, jak starsza siostra na młodszą, mniej doświadczoną. - Chodzi mi o to, że najbardziej ranią nas osoby, które są najbliżej nas. Coś o tym wiesz, prawda? - przejechała palcem wskazującym wzdłuż łzy, płynącej po policzku Vicky. - Uwierz mi, nie warto płakać, bo nikt nie ujrzy twoich łez. Nie chcesz cierpieć? Zrób coś, aby zemścić się na raniącej cię osobie. To jest patent na życie, Vicky, i radzę ci nauczyć się go na pamięć. W samolubnym świecie samolubni wygrywają. Niebawem wspomnisz moje słowa, Vicky.  Trzymaj się - na koniec poklepała jeszcze dziewczynkę po ramieniu i wstała z pomostu, powoli oddalając się w stronę leśnej alejki.
        Zanim Bree zniknęła za kurtyną drzew, Vicky zdążyła przemyśleć każde z jej słów i w pewnym stopniu przyswoić. Nie chciała się bać, nie chciała cierpieć, nie chciała płakać, nie chciała drżeć, nie chciała ukrywać się za własnym cieniem, nie chciała paść ofiarą własnych, paraliżujących myśli. Powodem każdej  dolegliwości był on. Justin Black, który wbrew pozorom jako jedyny chciał okazać jej serce.
        -Bree, pomożesz mi? - brunetkę w pół kroku zatrzymał cichy głos jedenastolatki, która również wstała z desek pomostu i oparła się ramionami o barierę. - Nie chcę się dłużej bać.
        -W końcu zmądrzałaś, Vicky. Cieszę się, że poszłaś po rozum do głowy. Pomogę ci, jeśli tylko mnie poprosisz. Pomogę ci, jeśli tylko mi w tym pomożesz. Wiem, co on ci robi. Jest potworem, musisz wbić te dwa słowa do swojej małej główki. Zacznij go nienawidzić, całym sercem, całą duszą, całym umysłem i całym ciałem, Vicky - położyła dłonie na ramionach szatynki. - Zamknij oczy, Vicky. Zamknij je i zacznij nienawidzić go tak mocna, jak tylko potrafisz. Zrób to - potrząsnęła jej małym, kruchym ciałem. Wpływała na nią każdym gestem i każdym słowem. - On już nigdy więcej cię nie skrzywdzi, jeśli tylko w to uwierzysz. Mocno. Całą sobą - Bree nie była przyzwyczajona do łez, natomiast teraz kilka spłynęło po jej policzku, pod wpływem łez Vicky. Płakały obie. Jedna w strachu i bezsilności, a druga w determinacji i współczuciu. - Zabijesz go, Vicky. Zrobisz to, proszę.
        Szatynka była do tego stopnia przesiąknięta wcześniejszymi słowami Bree, że teraz nie zrozumiała, jak wiele wymagała od niej piętnastolatka. Potrząsała jedynie twierdząco głową w amoku, wyrzucając ból i złość w postaci łez. Pragnęła uwolnić się spod rządnych władzy i kontroli dłoni Justina, powodu, dla którego jej ust nie zdobił niewinny, dziecięcy uśmiech. Chciała przerwać ból, strach, cierpienie i rozpacz, wciąż powtarzając w głowie jedno zdanie, rozświetlające każdy jej cel.
        Już nigdy nie zostanę skrzywdzona.


~*~


Chciałabym wyjaśnić tutaj sprawę z poprzedniego rozdziału i notki pod nim. Nie chcę, żeby ktokolwiek z mojego powodu kłócił się i wyzywał. Mówiąc, że mam motywację, aby sprawnie zakończyć to opowiadanie nie miałam a myśli napisanie go na "odwal" do końca, tylko napływ sił, motywacji, weny i pomysłów na końcowe rozdziały. Od samego początku pisałam, że to opowiadanie będzie dość krótkie, dlatego na tę moją decyzję nikt nie wpłynął :)

Polecam!
http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

9 komentarzy:

  1. Co.co? CO? To jest jakiś chory żart,czy coś? Przysięgam,że to nie Vick zabije Justina,tylko ja Bree.Wredna suka...jak może dziecku kazać zrobić taką rzecz?
    W TYM OPOWIADANIU WSZYSCY JESTEŚMY JEDNYM.POTWORAMI.

    OdpowiedzUsuń
  2. cuuuuudowny rozdział tak mnie wciągnąl, że nie zauważyłam że już skończyłam czytać SUPER !!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba wiem, jak to będzie;p nie rozpisuję się, bo jutro nie wstanę do Specjalnego Zakładu Karno-Opiekuńczego Łączącego Analfabetów, potocznie zwanego SZKOŁĄ xd :* czekam na dalszy rozwój akcji <333

    OdpowiedzUsuń
  4. O masakra...super na serio...czekam nn:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdzial jest swietny :) Czekam na kolejny :*

    Co do notki stwietdzam, ze czlowiek cywilizowany powinien rozwiazywac sprawy umyslnie i jezeli zamierza postawic na swoim musi miec wystarczajace argumenty, poniewaz to co sie dzialo w komentarzach pod poprzednim rozdzialem bylo zalosne (konkretniej chodzi mi o anonima).
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  6. CUDOO!!!!!!!! *-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem podwrażeniem, że Abby to wszystko powiedziała i bardzo się cieszę!
    A ostatnie pytanie Zayn'a było świetne :')
    A Bree oczywiście kurwa mać musi wmawiać tej biednej dziewczynce takie brednie.
    Mam nadzieję, że ona go nie zabiję, serio.. W sumie zasługuje na to, ale po prostu no nie moźe >.<
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Trudno mi wyrazić opinię względem tego rozdziału. Nigdy nie byłam tak rozdarta. Jednocześnie mam wrażenie, że Bree dobrze robi, a jednocześnie, że źle. Wiem, że to lekko popieprzone, to co napisałam, ale chodzi mi o to, że jest manipulantką, która chce się mścić za swoje absurdalne rozmyślenia i jednocześnie pcha do tego Vicky, która mająca niewiele latek, słucha jej niczym mentorki, czy też nauczycielki, lecz jednocześnie mam nadzieje, że takie zachowanie Bree ot tak nie powstało i widzę w jej osobie, kogoś kto potrzebuje pomocy. Zdziwiło mnie jednak nieco zachowanie Zayna, który nie odwrócił się od ojca wiedząc co zrobił Abby. Osobiście boje się, co mogłabyś wymyślić w kolejnym rozdziale i dlatego chyba nie mogę się go doczekać, bo wiem, że będzie to coś niesamowitego. Czekam na next i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta Bree jest chora ! Żeby 11latkę prosić o zabicie człowieka.... To jest chore ;c
    Ale rozdział świetny ♥

    OdpowiedzUsuń