wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 8 - I want to be strong...


    ***Vicky's P.O.V***

    Zatopiłam się w ciemnościach opuszczonej uliczki i spod przeciwnego muru obserwowałam smutek, rozpływający się dookoła drobnej postaci Bree, skulonej na schodach. Naturalnym odruchem było, aby podbiec do niej, złapać za rękę i zwyczajnie przytulić, mimo że była dla mnie osobą zupełnie obcą. Od zawsze chciałam pomagać ludziom, lecz nigdy nie miałam okazji, a teraz, kiedy rzeczywiście znalazłam się w sytuacji, w której mogłabym kogoś wesprzeć, byłam zbyt przestraszona, aby zwolnić w sobie blokadę i choćby zbliżyć się do szatynki.

    Zwilżyłam językiem dolną wargę, która podczas kilkuminutowego uchylania ust zdążyła wyschnąć. Moje serce biło w piersi z jeszcze większą prędkością, niż w samochodzie Justina, pod naciskiej jego ciała i nagiej skóry. I chociaż pojedyncze łzy w dalszym ciągu spływały po policzkach, a oddech pozostał przyspieszony, nierównomierny i co chwila urywany, poczułam wewnętrzną potrzebę wykonania dobrego uczynku, który mógłby pomóc zagubionej Bree.

    Zanim jednak miałam możliwość się poruszyć, zanim wykonałam pierwszy krok w jej stronę, dziewczyna uniosła głowę, zaniepokojona szmerem butów, szurających o chodnik. Jej długie włosy zakrywały policzki, lecz mimo to mogłam ujrzeć błyszczące stróżki łez i niewielkiego siniaka na jednym z nich. Kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, w salonie domu Justina, zrobiła na mnie wrażenie pewnej siebie osoby, która brnie do celu po trupach. Tymczasem teraz wyglądała tak, jak ja. Była smutna, zagubiona i potrzebowała pomocy. Różniło nas jedynie to, że ja na pomoc czekałam i nigdy jej nie otrzymałam, natomiast Bree samym spojrzeniem ją odpychała, udając, że będzie w stanie sama naprawić błędy i zaradzić problemom, choć tak naprawdę oszukiwała samą siebie.

    -Czego chcesz? - warknęła.
Sam ton jej głosu dawał mi do zrozumienia, że dziewczyna nie chce z nikim rozmawiać, że najchętniej zamknęłaby się we własnych czterech ścianach. Miałam wrażenie, że nie chciała, aby ktokolwiek widział ją w rozsypce. Wolała udawać przed wszystkimi, że jest silna, a w rzeczywistości strach bił z jej oczu.
    -Porozmawiać. Nie powinnaś siedzieć tutaj sama, Bree - odkaszlnęłam cicho i zabrałam głos, choć przełamanie sie było dla mnie rzeczą w istocie trudną.

    Dosięgnęło mnie niemałe zdziwienie, kiedy Bree parsknęła suchym, pozbawionym radości śmiechem. Wyczułam w nim wręcz ironię, lecz jednocześnie rozpaczliwą potrzebę rozmowy. Dlatego też zignorowałam jej gest i powoli ruszyłam w stronę dziewczyny. Bree nie mrugnęła ani razu i nawet na moment nie oderwała wzroku od mojej wychudzonej postaci, zbliżającej się do betonowych schodów u wejścia do kamienicy. Zbliżałam się do niej bardzo ostrożnie i powoli. Może to głupie, ale bałam się jej reakcji, bałam się jej krzyków i, nie daj Boże, ostrych, przykrych słów, wypowiedzianych w moim kierunku.

    Nagle dostrzegłam na betonie kilka kropel krwi, mnożących się z każdą kolejną chwilą. Smuga czerwonej cieszy pozostała również na spodniach Bree. Widziałam wyraźnie, że spływała po jej nadgarstku.
    -Bree, ty krwawisz! - pisnęłam, głęboko zaczerpując powietrza w niewielkie płuca, które nagle wypełniły się aż zanadto.
Bałam się o nią. Bałam się, że ktoś ją skrzywdził, że miała wypadek, że stało się coś poważnego, przez co Bree była tak przeraźliwie smutna. Nie wiedziałam jednak, że zrobiła to sama, że sama zadała sobie ból, że sama sprowokowała krew, aby wypływała z otwartych ran na jej nadgarstku.

    Dziewczyna znów parsknęła śmiechem, jeszcze bardziej drażniącym uszy. Nie potrafiła zrozumieć, że mimo iż była dla mnie obcą osobą, martwiłam się o nią. Chciałam zaangażować się w pomoc głównie z tego względu, że sama nigdy jej nie otrzymałam, pomimo tylu ludzi dookoła, którzy byli w stanie mnie wesprzeć.

    -Spostrzegawcza jesteś, ale ta cecha z czasem zmieni się w wadę. Zanim się zorientujesz, będziesz wolała mieć oczy szeroko zamknięte. Paraliżujący strach nie pozwoli ci ich otworzyć. Uchylisz powieki jedynie po to, aby wypuścić spod nich kilka samotnych łez - patrzyła tępo w mur na przeciwko, zaciskając dłoń na przedramieniu. Jednocześnie pobudzała krew, przyspieszała jej bieg i sprawiała, że większa jej ilość wypływała z ran. - Ale z tego, co widzę, już teraz doskonale wiesz, o czym mówię, prawda?

    Przysiadłam na skraju jednego z zimnych, betonowych schodów, lekko wilgotnych przez niedawno padający deszcz. Nie odrywałam wystraszonego i pełnego niepewności wzroku od twarzy Bree, chociaż mimo długich minut, spędzonych na rozmyślaniu, nie zrozumiałam jej słów, nie zrozumiałam ogólnego sensu, który chciała przekazać mi w dość niekonwencjonalny sposób. Dopiero kiedy uniosła jedną z dłoni i jej gestem wskazała mokre od łez policzki, które starałam się ukryć za pojedynczymi pasmami brązowych włosów, pojęłam, że miała na myśli niezaprzeczalny smutek, który wyrażałam w każdym mrugnięciu.

    -To nic takiego - wymamrotałam szybko i otarłam rękawem te łzy, które nie zdążyły jeszcze wyschnąć.
Nieświadomie kolejny raz odepchnęłam od siebie pomoc, której potrzebowałam. A może właśnie w Bree miałam odnaleźć niezbędne wsparcie?

    -Co ci się stało? - spytałam po paru kolejnych chwilach, kiedy cisza zaczęła nieprzyjemnie rozbrzmiewać w moich uszach.
    -Mój ojciec bywa agresywny, kiedy się upije. Czyli innymi słowy, codziennie denerwuje go każdy mój ruch, każdy zbyt głośny oddech. Ale nie będę cię zanudzać fragmentami mojego mało kolorowego życia i psuć twojej wizji idealnego świata. Ciesz się, póki jeszcze możesz, póki całe twoje życie nie zacznie się pieprzyć.

    Z całego potoku słów Bree najbardziej wstrząsnęła mną wzmianka o agresywnym ojcu szatynki, który nie miał oporów przed uniesieniem ręki na własną córkę. Żyłam w swoim małym, zamkniętym świecie, w którym nie było miejsca na przemoc rodziców względem dzieci. Zmiana trybu życia pozwoliła mi otworzyć oczy na poważniejsze, ludzkie problemy, chociaż gdybym miała możliwość wyboru, wciąż żyłabym w ukryciu, z klapkami, przykrywającymi powierzchnię oczu.

    -Ja w ogóle nie mam rodziców - wyszeptałam ledwo słyszalnie.
Bree ponownie uniosła głowę i wolną od ran ręką odgarnęła z twarzy kosmyki włosów, przyklejające się do wilgotnych policzków.
    -Więc z kim mieszkałaś dotychczas? Kto czytał ci bajki na dobranoc i kto odprowadzał do szkoły? - miałam wątpliwości, czy przypadkiem w głosie Bree nie usłyszałam cienia ironii, lecz puściłam swoje przypuszczenia mimo uszu.
    -Nikt nie czytał mi bajek na dobranoc, nie potrzebowałam tego. A mieszkałam z braćmi. Jeden ma dwadzieścia siedem, a drugi dwadzieścia cztery lata. Jeszcze wczoraj myślałam, że mnie kochają i nigdy tak bardzo się nie zawiodłam.
Nieświadomie Bree otwierała się przede mną, a ja otwierałam się przed nią. Obie od tego uciekałyśmy, lecz także obie nie miałyśmy już więcej sił.
    -Dlaczego się na nich zawiodłaś? Co zrobili? - dopytywała, z każdą chwilą wykazując coraz większe zainteresowanie moją osobą, moimi problemami.
    -Sprzedali mnie Justinowi. Nigdy nie przywiązywałam wagi do takich spraw, ale to naprawdę mnie zabolało.

    Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem przeprowadziłam z kimkolwiek tak długą rozmowę, jak teraz, jak z Bree, jak z zupełnie obcą osobą, której znałam jedynie imię. Nie byłam przekonana, czy Bree ma ochotę wysłuchiwać wyżaleń, płynących z głębi mojego serca, lecz mimo to otworzyłam się przed nią, jak książka pragnąca rozdać wiedzę. Wbrew pozorom czekałam na kogoś, kto nie będzie oceniać mojej wrażliwości i nieśmiałości w stosunku do świata. Nie wiedziałam, czy Bree była tą osobą, jednak zauważyłam w niej kryjącą się, małą dziewczynkę, pragnącą wydostać się na światło dzienne z całych sił.

    -Co tutaj robisz? Nie powinnaś być teraz w szkole? - spytałam, gdy uporczywa cisza znów zakradła się w zakamarki mojego umysłu.
    -Mogłabym zadać to samo pytanie, dzieciaku. Z tego, co wiem, miałaś iść do szkoły razem z Zaynem, a tymczasem siedzisz na brudnych, wilgotnych schodach, w starej kamienicy, na obrzeżach miasta, w miejscu, w którym nigdy nie powinnaś się znaleźć. Co budzi większe zdziwienie?
Zamilkłam na parę sekund. Znów powróciłam myślami do szkolnego korytarza, przepełnionego młodymi ludźmi, z których wzrok każdego drwił ze mnie. Wróciłam również do nieprzyjemnej sytuacji w samochodzie Justina. Niewiele trzeba było, aby moje policzki znów pokryły się słoną wilgocią.

    -Zrobił ci to pierwszy raz, czy zdążyłaś się już przyzwyczaić? - spytała ni stąd, ni zowąd, zupełnie odbiegając od poprzedniego tematu, rozpoczętego między nami.
Spojrzałam na nią z zaskoczeniem. Starałam się wzrokiem namówić ją, aby wyjaśniła dokładnie, co chciała przekazać, gdyż kilka słów, które niesfornie połączyła w całość, nie docierały do mnie w sposób, w jaki zaplanowała Bree.
    -O czym mówisz? - próbowałam ją zrozumieć, jednak im dłużej myślałam, tym mniej rozumiałam.
    -Pytam, czy zgwałcił cię dzisiaj po raz pierwszy, czy może zrobił to już wcześniej, a ty dopiero teraz zaczęłaś zalewać się łzami. Doskonale widzę, że gdyby nie moja obecność, umierałabyś tutaj w prawdziwej kałuży łez. Siebie możesz oszukiwać, ale mnie nie dasz rady. Widziałam zbyt wiele, aby być w stanie nabrać się na tanie gierki, które starasz się na mnie wypróbować.

    Jeśli przed momentem kontrolę nad ciałem i umysłem przejęła dezorientacja, teraz nie potrafiłam wspomnieć nawet własnego imienia. Jedynie słowo gwałt odbijało się echem po mojej głowie. Słyszałam je kilkukrotnie w telewizyjnych wiadomościach, jednak nigdy nie miałam odwagi spytać żadnego z braci, co oznaczało. Poza tym miałam świadomość, że szybko zbyliby mnie nikompletną odpowiedzią, aby pozbyć się problemu w postaci moich pytań, kierowanych zwyczajną, dziecięcą ciekawością.

    -O czym ty mówisz, Bree? Nic nie rozumiem - wyształam ochryple.
Z samego nadmiaru emocji znów poczułam, jak moje oczy po same brzegi wypełniają się świeżymi łzami, równie kłującymi i wywołującymi nieprzyjemny ucisk w żołądku, który do tej pory odczuwałam jedynie w towarzystwie nachalnych dłoni Justina.
    -Myślę, że doskonale wiesz, co mam na myśli. Jesteś dużą dziewczynką, nie muszę ci niczego tłumaczyć.

    Cała moja podświadomość podpowiadała mi, że mówi o Justinie, że wie o wszystkim, czego ja pomimo starań nie potrafiłam zrozumieć. Jednak serce, które, bądź co bądź, otrzymało odrobinę ciepła i zwyczajnej troski, odpychało od siebie dręczącą myśl, że nawet momenty, w których jego dotyk nie sprawiał mi bólu, nie były spowodowane jego dobrym sercem, tylko pewnego rodzaju niepohamowaną rządzą, która pchała go w moim kierunku, a ja byłam zbyt słaba i uległa, aby temu zapobiec.

    -Naprawdę nie wiem, o czym mówisz, Bree - wymamrotałam po kilku dłuższych chwilach, kiedy ostatecznie odepchnęłam od siebie każdą nieprzychylną myśl, która powoli pragnęła zawładnąć moim umysłem.
    -Skoro wolisz udawać, że nic się nie dzieje i wciąż cierpieć, zamiast dokonać zmian i pomóc samej sobie, proszę bardzo, krzywdź siebie dłużej, aż pewnego dnia będziesz zbyt słaba, aby dalej żyć. Wspomnisz moje słowa. A teraz spadaj stąd i nie przeszkadzaj mi dłużej.

    Ku mojemu zdziwieniu, Bree, nie zważając na moją obecność, oparła na jednym kolanie przedramię, z którego wciąż spływały pojedyncze stróżki krwi, brudzące materiał ciemnych jeansów. Wcześniej nie zwróciłam uwagi, że w drugiej dłoni Bree lśnił mały, srebrny przedmiot, pokryty czerwoną cieczą, komponującą się z kolorem żyletki. Nigdy nie miałam jej w ręce i nigdy nie chciałam czuć. Wydawała mi się zbyt poważna i niebezpieczna, abym mogła jej choćby dotknąć, przesunąć po niej palcem. Bree, jak ja, nie była dorosła, a mimo to żyletka zdawała się być jej bliska. Miałam nawet wrażenie, że przez moment spojrzała na nią z głęboką sympatią. Później już tylko zbliżyła ostrze do gładkiej skóry, przybrudzonej metaliczną barwą krwi, i bez grymasu na twarzy rozcięła ją po raz kolejny, z pasją obserwując pojedyncze krople, uderzające o chodnik.

    -Dlaczego to robisz? Przecież to sprawia ci ból - wyszeptałam, czując nagłą potrzebę odebrania jej przedmiotu, który krzywdził ją fizycznie. Byłam jednak zbyt dużym tchórzem, bez grama odwagi.
    -Gdyby sprawiało mi to nieznośny ból chyba logiczne, że dłużej bym tego nie robiła, prawda? - odparła z warknięciem. - To mi pomaga. Kiedy mam do wyboru ból psychiczny i lekkie szczypanie ran na nadgarstkach, zawsze wybiorę ból fizyczny. I tobie też to proponuję. Chcesz spróbować?
 
    Niepewnie podwinęłam lewy rekaw sweterka aż do łokcia i przejechałam opuszkami palców po bladej skórze. Wyobraziłam sobie powstające na niej rany i cięcia, po pewnym czasie pokrywające całą jej powierzchnię. Taki ruch również wydał mi się niezwykle dorosły i dojrzały, choć jednocześnie nieprzemyślany i kierowany potrzebami danej chwili. Sama myśl o okaleczaniu własnego ciała, była dla mnie dotychczas tematem tabu, którego nie zdażyło mi się rozważać nawet w najgorszych momentach.

    -Daj rękę, Vicky - Bree, zniecierpliwiona czekaniem i obserwowaniem walki pomiędzy równorzędnymi racjami, otworzyła dłoń, czekając, aż oprę na niej nadgarstek. A ja w dalszym ciągu nie byłam przekonana, czy chcę poczuć na skórze pieczenie gorsze, niż to, które odczuwałam podczas dotyku Justina.
    -Co chcesz zrobić? - spytałam, mimo że aż nazbyt dobrze znałam odpowiedź na to pytanie.
    -Zobaczysz. Nie musisz się bać. To ci pomoże - nie czekała już, aż sama podejmę decyzję, tylko złapała chłodną dłonią mój nadgarstek i oparła go na swoim kolanie.

    Chyba tego nie chciałam, ale jednocześnie byłam zbyt słaba, aby z powrotem zabrać rękę. Jednocześnie wspominałam słowa Bree, w których obiecała mi poprawę samopoczucia. Mogłam oszukiwać samą siebie, jednak nie czułam się dobrze. Po raz pierwszy tak silnie odczuwałam ból wewnątrz mnie, wewnątrz serca, wewnątrz duszy, która pozornie nie może odczuwać bólu.

    I wtedy poczułam wyraźnie, jak Bree przesunęła krańcem żyletki po mojej skórze, rozcinając ją. Nie chciałam pokazać przed nią, jak wiele bólu przyniosła mojemu niedoświadczonemu ciału, dlatego jedynie skrzywiłam się lekko i mocniej zacisnęłam zęby. W sumie poczułam trzykrotne wbijanie ostrza w skórę, lecz ostatnim razem, kiedy dotarło do mnie, że to, co robi mi Bree jest złe, gwałtownie wyrwałam rękę z jej uścisku.

    Najgorsze było jednak to, że widziałam zło w nieszkodliwym zachowaniu Bree natomiast krzywdy, które wyrządzał mi Justin, w dalszym ciągu były przeze mnie akceptowane i tłumaczone.

    -Przyzwyczaisz się do tego, zobaczysz - mruknęła ze stoickim, wręcz nienaturalnym spokojem w cichym głosie.
    -Nie chcę się do niczego przyzwyczajać. Chcę zapomnieć. Tylko zapomnieć - sądziłam, że będę w stanie odpowiedzieć normalnie, tymczasem mój głos już zaczął się łamać i w ostateczności uwiązł w gardle, ulatując jedynie w postaci stłumionego szeptu.

    Poczułam, że najwłaściwszym ruchem wśród tych, które mogę wykonać, było pospieszne wstanie ze schodów. Pomiędzy nogami znów promieniował ból, do którego dołączył również ten, płynący z lewego nadgarstka. Posłałam Bree ostatnie, zaniepokojone spojrzenie, po czym ruszyłam w głąb ulicy, licząc na to, że odnajdę drogę powrotną do domu, do którego swoją drogą wcale nie chciałam wracać. Na samą myślm że miałabym znów spojrzeć Justinowi w te głębokie, przejmujące i zarazem smutne oczy, dosięgała mnie fala dreszczy.

    Błąkałam się po zaciemnionych uliczkach jeszcze przez długie minuty, łączące się w godziny. Z bezsilności, narastającej we mnie z każdą chwilą, zaczęłam wręcz chlipać cicho. Czułam się opuszczona, porzucona, a w dodatku obolała i z zewnątrz, i w środku. Teraz, kiedy przekonałam się, że odnalezienie właściwej drogi jest znacznie trudniejsze, niż podejrzewałam, zaczęłam się również bać. Zostałam sama, w środku wielkiego miasta, którego wcale nie znałam, i jedynie dzięki ogromnemu szczęściu miałam szansę powrócić do domu, jedank życie zdążyło mnie uświadomić, że szczęście omija moją drobną postać jak największym łukiem.

    Nie było mi łatwo. Z bólem wewnątrz ciała i bólem rozciętej skóry byłam osłabiona już na samym starcie, którego również nie byłam w stanie prawidłowo ropocząć. Sam start życia okazał się moją największą porażką. Zwróciłam uwagę również na to, że odkąd zamieszkałam z Justinem, odkąd zmieniłam tę część życia, zmieniłam również samą siebie. W dalszym ciągu byłam małą, wystraszoną dziewczyną, lecz teraz byłam dużo poważniejsza i coraz więcej zaczynałam rozumieć, chociaż nie byłam przekonana, czy wychodziło mi to na dobre.

    -Zgubiłaś się? - wśród własnych rozmyśleń nie zwróciłam uwagi na mężczyznę, który od kilku dłuższych chwil przypatrywał mi się uważnie.
Zatrzymałam się na środku opustoszałego chodnika i przestałam rozpaczliwie rozglądać się dookoła, aby rękawem otrzeć załzawioną twarz.
    -Tak - odparłam cicho. - Może mi pan pomóc? Szukam dziesiątej ulicy w tej dzielnicy.
    -Dziecinko, powinnaś udać się do końca tą ulicą, a na najbliższym skrzyżowaniu skręcić w lewo, jesteś już bardzo blisko.

    Gdy udzielił mi pomocy, jego usta poczęły rozchylać się po raz kolejny, a wzrok zsunął się z twarzy na przedramię, które wisiało bezwładnie, jakby przyłączone było do łokcia jedynie za pomocą cienkiej nitki, która może zerwać się pod wpływem jednego, silniejszego podmuchu wiatru. Ujrzał krew i ujrzał rany, a ja nie zamierzałam tłumaczyć zupełnie obcemu człowiekowi moich problemów i bezsilności, która na stałe zagościła w moim sercu.

    Jeszcze parę dni temu nie byłabym do tego zdolna, natomiast teraz zwyczajnie puściłam się biegiem przed siebie, nie reagując, a przynajmniej starając się nie reagować na nawoływania mężczyzny, który usilnie starał się mnie zatrzymać i dowiedzieć, skąd u tak młodej osoby, która pozornie nie zaznała jeszcze zła, przygotowanego przez życie, rany po samookaleczaniu.

    Znów zapragnęłam zatopić się w świeżej pościeli, która pochłonęłaby wszystkie niechciane łzy. Przyspieszyłaby również sen, który pozostał jedynym, wśród wszystkich lekarstw, które mogłyby przynieść mi upragnione ukojenie. Dlatego kiedy tylko mogłam, przyspieszałam, po paru minutach zupełnie nie czując już nóg, które dosięgnęło okropne wyczerpanie. Nie poddałam się jednak. Ten jeden raz zacisnęłam zęby, wyzbyłam się zmęczenia i bólu i dobiegłam do drzwi domu.

    Zanim jednak złapałam klamkę i przeszłam przez próg, zatrzymałam się gwałtownie. Brązowy, połyskujący w słońcu lakier, którym pokryte były drzwi, spowodował pierwszy dreszcz, natomiast cała reszta budynku kolejną nieprzyjemną falę. Miałam świadomość, że za nimi czeka człowiek, który krzywdził mnie, jednocześnie otaczając opieką i troską, którą byłam w sranie ujrzeć nawet w jego pustych oczach. To niebywałe, jak w jednym, zwyczajnym człowieku może kryć się tak wiele przeciwieństw.

    Weszłam do domu po cichu, jednak nawet najcichsze skrzypnięcie drzwi nie uszło uwadze Justina, który siedział i jakby czekał na mój powrót. Po dwóch pierwszych krokach, które postawiłam w stronę schodów, on wstał z kanapy i poprawił garnitur. Bolało mnie samo spojrzenie, które utrzymywał, wbite we mnie. Bolał mnie sposób, w jaki na mnie patrzył, mimo że kryła się za nim troska.

    Wbiegłam na piętro po schodach i zamknęłam się w pierwszym pokoju, jaki znalazłam na swojej drodze. Ściany w nim pomalowane były na granatowo, a rolety pozostawały zasłonięte, dzięki czemu w pomieszczeniu panował półmrok.

    Bałam się z powrotem wyjść na korytarz, ponieważ mogłam natknąć się na Justina, który sprawiał, że traciłam zdolność koncentracji, traciłam zdolność prawidłowego wysławiania się. W jego otoczeniu jąkałam się i nie potrafiłam tego powstrzymać, chociaż prawdziwie chciałam. Pragnęłam chociaż raz pokazać mu, że wbrew pozorom nie jestem tak słaba, jak sądzą wszyscy. Rozmowa z Bree pokazał mi, że mogę coś zmienić, że mogę żyć inaczej, że skoro inni ludzie doświadczają szczęścia, ja również mam do tego prawo.

    Chciałam zmienić coś dla samej siebie, aby każdy dzień nie był dla mnie udręką, a nowym, pozytywnym doświadczeniem. Zmianę chciałam rozpocząć od poszerzenia świadomości. Bree pokazała mi również, że w rzeczywistości nie wiedziałam nic i również nic nie rozumiałam. Chciałam poszerzyć podstawową wiedzę o otaczającym mnie świecie.

    Zauważając srebrnego laptopa, ustawionego na biurku, przysiadłam na obrotowym, skórzanym fotelu i przysunęłam się bliżej komputera, który okazał się włączony, a jedynie pozostawał w stanie uśpienia. Kilka razy poruszyłam myszką, a ekran pokrył się abstrakcyjną tapetą, złożoną z paru kolorowych smug na granatowym tle.

    Otworzyłam przeglądarkę, upewniając się, że drzwi od pokoju w dalszym ciągu były zamknięte, a w pokoju siedziałam sama, bez niepokojącej mnie, obcej duszy. Przywołałam wszystkie słowa Bree, które zdążyła wypowiedzieć do mnie parę godzin temu. Ze wszystkich najbardziej utkwił we mnie wyraz "gwałt", który wydostał się z jej ust z odrazą. Niepewnie przyłożyłam palce do klawiatury i zaczęłam wystukiwać na niej pojedyncze litery, na koniec przyciskając enter. Zupełnie nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, dlatego siedziałam na krześle z tak ogromną niepewnością. W końcu jednak, kiedy kolejna strona została wczytana, otworzyłam pierwszą podstronę, która otworzyła się w nowej karcie.

    Zgwałcenie – zmuszenie drugiej osoby do obcowania płciowego, poddania się innej czynności seksualnej lub wykonania takiej czynności przez jedną lub wiele osób, posługujących się siłą fizyczną, przymusem, nadużyciem władzy, podstępem lub wykorzystujących niemożność wyrażenia świadomej zgody przez daną osobę. Sprawca zgwałcenia nazywany jest gwałcicielem.

    W ciągu miesiąca po zgwałceniu u 94% ofiar diagnozuje się objawy zespołu stresu pourazowego, takie jak przerażenie, trudności z koncentracją, bezsenność. Wśród konsekwencji, jakie zgwałcenie ma dla ofiary, są również depresja, bóle brzucha, dolegliwości narządów płciowych i bóle głowy, które utrzymują się nawet latami po zgwałceniu. Obok bezpośrednich obrażeń fizycznych zgwałcenie bywa przyczyną zachorowania na choroby przenoszone drogą płciową i zajścia w niechcianą ciążę. [*]

    Gwałtownie najechałam myszką na czerwony krzyżyk w górnym rogu strony, przycisnęłam go, po czym zamknęłam laptopa. Tak, jak mój wzrok przed momentem wbity był w ekran, tak teraz spoczął na ścianie za komputerem. Oddychałam znacznie szybciej, jednak bałagan w głowie, który miałam nadzieję uporządkować, jedynie jeszcze bardziej zmieszałam.

    Czy to możliwe, że Justin, który pragnął otaczać mnie prawdziwą troską, używał względem mnie przemocy?

    Ostatnie dni wnosiły do mojego życia jedynie dezorientację. Chciałam wiedzieć więcej, gdyż kilka przeczytanych zdań nie powiedziały mi w zasadzie nic, co chciałam zrozumieć. Ponownie otworzyłam więc laptopa i objęłam myszkę dłonią z jeszcze większą niepewnością, niż przed momentami, kiedy dotknęłam jej po raz pierwszy. Wśród wszystkich plików, umieszczonych na pulpicie, tylko jeden przykłuł moją uwagę. Zatytułowany był trzema kropkami i umieszczony na samym dole strony, w najmniej widocznym miejscu.

    Przełknęłam głośno ślinę. Nie miałam pojęcia, co zawierał, i chociaż całą sobą krzyczałam, aby wyłaczyć komputer i oddalić się od niego, ciekawość pchała myszkę w stronę pliku, który w ostateczności nacisnęłam dwa razy. Czas oczekiwania, który w rzeczywistości był najwyżej dwoma sekundami, zdawał mi się niewiarygodnie długi. W końcu jednak otworzył zawartość, którą szczerze chciałam ujrzeć, lecz kiedy folder ukazał setki, może nawet tysiące zdjęć młodszych ode mnie, rozebranych dziewczynek, a oczy każdej z nich po brzegi wypełnione były strachem, poczułam wątpliwości, czy rzeczywiście mogłam czuć się bezpiecznie przy człowieku, który pragnął stać się moim przyjacielem, a jednocześnie skrywał w sobie tyle tajemnic, dla innych zrozumiałych, dla mnie natomiast zupełnie szokujących.

~*~
[*] - wikipedia
~*~

W rozdziale nie ma praktycznie w ogóle Justina, za co bardzo Was przepraszam. W następnym z pewnością będzie go więcej.

Myślę, że w przyszłym rozdziel zacznę 'rozkręcać' akcję, gdyż całe opowiadanie (jednowątkowe) nie będzie długie.

Jak podoba Wam się nowy szablon? :)

Polecam opowiadanie!
http://i-hate-my-life-jbff.blogspot.com

ask.fm/Paulaaa962

15 komentarzy:

  1. Świetny rozdział (:

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział. Straszni smutny, lecz zazwyczaj to takie motywy mnie interesują. Osobiści to polubiłam Bree, szkoda mi jej, jak również Vicky. Czekam na next i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super!
    Jezu, nie wierzę, że Bree się tnie i, że ma problemy
    Czy ona też była gwalcona albo molestowana przez ojca?


    three-months.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. więc to opowiadanie jednowątkowe ? : o jeeej Bree coś wie ? ;o może ją też zgwałcił, jak była mała ? :c

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro on tak ją "uwielbia" to dlaczego nawet za nią nie poszedł? Siedział sobie w domu wiedząc że ją może ktoś porwać...
    I nienawidzę suki Bree !!!
    Jak mogła jej to zrobić...taka malutka a ona już uczy ją takich rzeczy
    Od początku jej nie lubiłam i teraz jeszcze bardziej nie cierpię, już jej nie polubie nawet jak ojciec pobije ją do nieprzytomności....ale przecież w tym blogu nie chodzi o wzbudzanie współczucia. Prawda?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały rozdział <3 Ja jakoś nie przepadam za Bree. Jak można zrobić coś takiego 11-letniemu dziecku? Nie mogę się już doczekać następnego :* Weny <3

    I chciałbym Ci bardzo, bardzo podziękować za to, że poleciłaś mojego bloga <3 Dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  7. O mój Boże! Tego się kompletnie nie spodziewałam.
    Nie sądziłam, że Vicky zda sobie sprawę, że zachowanie Justina nie jest odpowiednie. Skąd Bree wie o wszystkim?

    School-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. O ja! No tego sie nie spodziewałam... ale mi jest szkoda Vicky. Ona taka biedna, zagubiona i samotna. Jeszcze ta Bree jak ona mogła skrzywdzić Vicky zamista jej pomóc jeszcze bardziej ją dołuje. Chociaż dzieki tej sytuacji może Vicky dowie sie co tak naprawde robi jej Justin.

    Już nie mogę doczekać sie kolejnej czesci :)

    http://jb-realy-love.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkoda mi tej nieśwaidomej dziewczynki. Ale teraz gdy się wszystkiego sama dowiaduje to jeszcze bardziej mi jej szkoda. Jestem ciekawa co jaka przyszłośc dla niej zaplanowałaś <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Jedno słowo ZAJEBIŚCIE!!!! Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  11. Super. tylko dziwnie napisałaś to co mówi Bree będziesz chciała mieć OCZY SZEROKO ZAMKNIĘTE

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wierzę.. Justin w tym opowiadaniu jest okropny. Ciekawe skąd Bree wie o tym molestowaniu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam! Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Award. Więcej informacji znajdziesz pod tym adresem:
    http://love-me-harder-jbff.blogspot.com/p/blog-page.html
    Wspaniały blog!
    /pvcixx

    OdpowiedzUsuń
  14. Sliczny szablon ❤

    OdpowiedzUsuń