Nobody's P.O.V
Czternastolatka obserwowała, jak Justin w pośpiechu zapinał pasek eleganckich spodni i każdy pojedynczy guzik nieskazitelnie białej koszuli, opinającej się na jego widocznych mięśniach. Poprawił nerwowo krawat i zawiązał go pod samą szyją. Na koniec zarzucił na ramiona granatową marynarkę, którą zdjął z oparcia drewnianego krzesła, i zasznurował wypastowane buty. Obdarzył ją ostatnim przelotnym, może nawet lekko zawstydzonym spojrzeniem, po czym wyszedł z pokoju bez słowa i gwałtownie zamknął za sobą drzwi, które zaskrzypiały, roznosząc nieprzyjemny dźwięk po wnętrzu pomieszczenia.
Gdy tylko mężczyzna zniknął w korytarzu, a jego kroki przestały być słyszalne, na ustach Abby, przyzdobionych krwistoczerwoną szminką, pojawił się szeroki uśmiech, ukazujący szereg jej prostych, białych zębów. Uniosła rękę i zaczesała kilka kosmyków prostych, bordowych włosów, które opadły na lekko spocone czoło. I chociaż była lekko obolała po seksie z dwadzieścia lat starszym i dużo dojrzalszym fizycznie mężczyzną, czuła narastające w sercu podekscytowanie. Znów dopięła swego i rozłożyła karty tak, jak było to dla niej najbardziej korzystne. Jednocześnie miała świadomość, że kolejny, dużo starszy mężczyzna zwrócił na nią uwagę i dawało jej to zwyczajną satysfakcję.
-Mamy to, stara - zwołała, rozciągając się na wielkim łóżku, z którego pościel spadała niedbale na podłogę, a prześcieradło zwinięte było w każdym z jego rogów.
Wtedy drzwi od łazienki uchyliły się, a ze środka wyszła Bree, z uśmiechem, rozciągającym się przez całą szerokość twarzy. Pomachała w powietrzu telefonem, odrzucając jednocześnie długie, brązowe włosy na plecy. Nie była nawet przesadnie podekscytowana. Zdążyła przyzwyczaić się do nieczystych zagrań względem starszych mężczyzn i spokojnie mogła nazwać to swoją szarą codziennością, do której zdołała przywyknąć, jak do porannej kawy, słodzonej dwoma łyżeczkami cukru.
-Kolejny frajer, który dał się podejść, jak dziecko - westchnęła, podchodząc do łóżka, na którym leżała jej przyjaciółka. Kiedy jednak miała ugiąć kolana i usiąść na nim, przypomniała sobie, do czego doszło na materacu przed paroma chwilami. - Nie dotknę tego, brzydzę się - wykrzywiła usta w grymasie i w ostateczności wybrała drewniany stołek, na którym usiadła okrakiem.
-I jak podobało ci się przedstawienie na żywo? Jakieś uwagi, wnioski, rady? - Abby usiadła na łóżku po turecku, objęła dłońmi największą z poduszek i przytuliła ją do podbrzusza, w którym odczuwała lekkie oznaki niedawnego stosunku.
-W porządku, tylko przestań jęczeć, jak gwiazda porno, bo jeszcze ktoś ci uwierzy, że doszłaś - wypięła do niej język, za co oberwała poduszką. - Poza tym, kochaniutka, do gwiazdy porno wiele ci jeszcze brakuje.
-Skąd wiesz, że nie doszłam? Facet był naprawdę w porządku - na policzki czternastolatki mimowolnie wkradł się delikatny rumieniec, który zdołała ukryć pod pasmami włosów. - Za to ty masz już za sobą wystarczające doświadczenie, żeby nazwać się gwiazdą, co? - odpyskowała przyjaciółce ze śmiechem, jednak nie powiedziała tego z ironią. Bree w rzeczywistości miała znacznie większe doświadczenie z mężczyznami, niż Abby.
Szatynka przewróciła jedynie oczami i odblokowała dotykowy telefon. Odnalazła ostatni, zapisany film w galerii i włączyła go z uśmiechem, który rósł z każdą chwilą. Widziała bowiem na kilkucalowym ekranie swoją przyjaciółkę, siedzącą na kolanach Justina, jej sprawne dłonie, gładzące skórę jego głowy, a także słodkie uśmiechy, jakie kierowała w stronę mężczyzny. Nagrała również moment, w którym, nagi, wszedł pod kołdrę czternastolatki i naparł swoim ciałem na jej.
-I jak? - Abby przerwała uporczywą ciszę.
Chciała znać opinię przyjaciółki, która była dla niej autorytetem i wzorem do naśladowania. Przez wewnętrzną potrzebę dorównania Bree w każdej dziedzinie powoli upadała na samo dno. Była jednak zbyt młoda i zbyt głupia, aby to dostrzec.
-Wyszło idealnie, widać każdy jego ruch. Nie wykręci się od odpowiedzialności - uśmiechnęła się złowieszczo, marszcząc brwi. - Abby, wzbogacimy się, już niedługo.
Czuła satysfakcję, że w podobny sposób naciągnie kolejnego już dorosłego mężczyznę, który nie był w stanie odeprzeć uroku jej lub Abby. Wewnętrznie jednak czuła, że dopiero rozpoczęła zabawę z Justinem i nie spocznie, dopóki go nie zniszczy.
Justin's P.O.V
Zamrugałem kilka razy oczami, a potem kolejno uniosłem obie powieki. Przez zasłonięte zasłony wpadała do sypialni wąska smuga słonecznego światła. Czułem się znacznie lepiej ze świadomością, że niebo rozświetla jasny odcień błękitu, a nie zasnuwają ciężkie, szare chmury, wiszące nisko nad miastem.
Westchnąłem głośno i zmieniłem pozycję z pleców na brzuch. Przytuliłem twarz do pachnącej świeżością poduszki, ponownie opuszczając powieki. Nie miałem najmniejszej ochoty, aby postawić stopy na chłodnej, wyłożonej panelami podłodze i wstać z łóżka. Znów czułem, że dosięga mnie niechęć do życia, niechęć do każdej życiowej czynności. Byłem człowiekiem skłonnym do depresji, zamykania się w czterech ścianach i uciekania od szarości dnia codziennego.
Z wciąż przymkniętymi powiekami podszedłem do okna i otworzyłem je na całą szerokość, wpuszczając do pokoju podmuch świeżego, jesiennego powietrza. W pierwszym momencie poczułem na ciele dreszcz, jednak skóra szybko przyzwyczaiła się do chłodnego wiatru. Wziąłem głęboki oddech, wypełniający całą objętość płuc, a potem powoli wypuściłem powietrze.
Wyjrzałem przez otwarte okno na ogarnięty zielenią i przeplatany promieniami słońca ogród, rozciągający się wokół domu. Były dni, w których podziwiałem jego piękno, lecz dzisiaj każdy krzew, każdy kwiat i każde źdźbło trawy wydało mi się zwyczajnie szare. Nic nie ukazywało moim oczom kolorów, dopóki nie ujrzałem drobnej postaci Vicky, skulonej na ogrodowej ławce. Delikatne podmuchy wiatru rozwiewały kosmyki jej prostych, miękkich włosów, opadających na ramiona i plecy.
Uśmiechnąłem się delikatnie do samego siebie, mimo że mój podły nastrój nie prowokował uśmiechu. Jednak ciałko Vicky i jej mała, blada twarzyczka, była w stanie mimowolnie wywołać ten gest. Była niesamowitym dzieckiem, niesamowitą dziewczynką. Prócz tego, że rysy jej twarzy komponowały się w piękną, idealną całość, jej osobowość - cicha, skryta i zagadkowa - spędzała mi sen z powiek. Chciałbym jedynie, aby zaufała mi, aby mówiła o sobie więcej. A wszystko po to, abym ja również mógł otworzyć się przed nią i wyrzucić wszystkie smutki, zalegające na sercu.
Moj nastrój był dzisiejszego dnia naprawdę depresyjny, dlatego zamiast eleganckich spodni od garnituru wyciągnąłem z szafy szare dresy i wciągnąłem nogawki przez nogi. Przeczesałem kilka razy brązową grzywkę palcami, aby odgarnąć ją z czoła. Nie fatygowałem się nawet, aby ubrać koszulkę i z nagim torsem wyszedłem z sypialni.
Była sobota, w dodatku wczesna godzina, dlatego w całym domu panowała martwa cisza. Nie przerywały jej żadne kroki, ani uderzanie talerza o talerz. Napawałem się ciszą tak długo, jak mogłem, dopóki Zayn nie wybudzi się ze snu i nie zacznie krzątać się po całym domu, układając porozrzucane ubrania, bądź szukając kluczy od domu.
Wyszedłem przez otwarte na całą szerokość drzwi tarasowe. Pomimo początku października, powietrze na dworze było niezwykle ciepłe, a temperatura podnosiła się z każdą kolejną minutą, w której słońce wschodziło ponad horyzont. Ponownie spojrzałem na równo przycięte krzewy w ogrodzie i kolorowe tulipany, zasadzone w rabatce, lecz mimo kolejnego, bardziej wysilonego spojrzenia, nie dostrzegłem tych pięknych kolorów, otaczających mnie z każdej strony. Ogarnęła mnie jedynie przytłaczająca szarość, z przebijającymi się promieniami słonecznymi.
-Cześć, Vicky - ziewnąłem cicho, gdy doszedłem do bujanej ławki, pomalowanej ciemnym lakierem, na której delikatnie huśtała się Vicky, obejmując chude kolanka ramionami. Jej wzrok wbity był w krzak z różami, kołyszący się na wietrze i przywiewający zapach kwiatów pod same nozdrza. - Jak ci się spało, księżniczko? - objąłem dziewczynkę ostrożnie lewym ramieniem i oparłem jej główkę na barku.
Vicky co prawda poddała się moim ruchom, lecz nie dało się zlekceważyć strachu, jaki przemawiał przez jej ruchy. Dziś po raz pierwszy dostrzegłem go tak wyraźnie i dosadnie.
-Dobrze - odparła nieśmiało, zakładając zbłąkany kosmyk włosów za ucho. Musnęła przy tym jednocześnie opuszkiem palca skórę na moim przedramieniu. W efekcie poczułem prawdziwą armię dreszczy, wstrząsającą mną delikatnie. - A tobie? - dodała, spoglądając na mnie spod rzęs.
Była przestraszona, lecz mimo to nic w jej gestach nie wskazywało, aby miała zerwać się z ławki i uciec ode mnie, od mojego dotyku, od mojego wzroku. Tłumiła bojaźń w swoim wnętrzu, jednocześnie sprawiając, że oczuwałem mniejsze poczucie winy i wyrzuty sumienia.
-W porządku, chociaż mogłoby być lepiej - posłałem jej delikatny uśmiech, lecz to, co otrzymałem w zamian, zamurowało mnie na dobre kilkanaście sekund.
Jej małe, śliczne, brązowe oczka, otoczone ciemną obramówką i gęstymi rzęsami, wyrażały naturalną troskę, której nigdy wcześniej nie dane mi było oglądać i odczuwać. Czułem się niesamowicie, gdy widziałem, jak ta mała dziewczynka, wbrew samej sobie, pałała chęcią opieki i zmartwieniem względem mojej osoby. Czułem się w pewien sposób wyjątkowo.
-Coś się stało? - wymamrotała cicho, gdy przytuliłem ją mocniej do siebie. W pewnym stopniu chciałem przytulić się również do niej, do jej chudego ciałka, do jej małego, szybko bijącego serduszka.
-Po prostu mam dzisiaj gorszy humor - westchnąłem szczerze, wbijając tępy wzrok w krawędź błękitnego basenu, po brzegi wypełnionego chlorowaną wodą. - Ale nie jest to powód, dla którego powinnaś przestać się uśmiechać, kruszynko. Twój uśmiech podnosi mnie na duchu.
Zaczałem delikatnie przesuwać dłonią w dół i w górę jej ramienia, zatapiając twarz w burzy jej gęstych włosów, pachnących delikatnym, kwiatowym aromatem. Druga dłoń straciła nad sobą kontrolę i znów przylgnęła do gładkiego uda Vicky. Było na tyle chude, że byłem w stanie niemal w całości objąć je dłonią. Wtedy jednak dziewczynka zacisnęła nogi, znów dając upóst strachu.
-Proszę, nie rób tego. Proszę - jej głos nie brzmiał, jak prośba. Był błaganiem, kierowanym do mnie. Błaganiem, które ja powoli zaczynałem słyszeć, lecz wciąż byłem zbyt chory, aby je zaakceptować.
-To nie jest takie proste - w końcu nie wytrzymałem. Pragnąłem, aby ktoś wysłuchał moich żałosnych słów, pogrążających mnie jeszcze bardziej. - Wiesz, aniołku, bardzo bym chciał być normalny, mieć pełną rodzinę i codzienny uśmiech na twarzy. Ja nie chcę cię krzywdzić. To jest po prostu silniejsze ode mnie. Cierpię, gdy widzę twój smutek, gdy widzę smutek każdego dziecka, zwłasza, kiedy spowodowany jest moim dotykiem. Chciałbym mieć żonę, którą kochałbym najmocniej na świecie, która byłaby dla mnie prawdziwym oparciem. Chciałbym również, aby moje relacje z synem były na właściwym miejscu. Pragnę po prostu pozbyć się tych zboczeń. One niszczą mi życie, ale nie potrafię poradzić sobie z nimi. Nie potrafię zebrać się w garść i naprawić wszystkiego. To dla mnie za trudne.
Otworzyłem się przed nią ze sporą łatwością chyba dlatego, że Vicky nie zrozumiała połowy z moich słów. Mi jednak mimo wszystko było dużo lżej. Przyznałem się do tego, co skrywałem w środku. Naprawdę chciałem mieć normalne, poukładane życie, szczęśliwą rodzinę i żonę, która każdego ranka obdarzałaby mnie pocałunkiem, pełnym ciepła i miłości.
-Vicky wpatrywała się we mnie wielkimi oczami. Jak przypuszczałem, mało rozumiała z mojego wyznania. Uśmiechnąłem się blado i kilka razy musnąłem czubek jej głowy, okryty pasmami włosów. I chociaż ona siedziała, jak sparaliżowana, ja objąłem ją ramionami i zacząłem delikatnie kołysać nasze połączone ciała. Kiedy nikt nie widział mojej poważnej twarzy, pozwoliłem jednej łzie spłynąć po moim policzku, jednak szybko otarłem jakiekolwiek oznaki po niej.
-Może wybierzemy się na zakupy, Vicky? Kupimy ci parę ubrań - uderzyłem dłońmi o kolana, jednocześnie chcąc tym gestem pobudzić samego siebie do życia.
Nie czekałem na reakcję Vicky, tylko wstałem z ławki i pociągnąłem za sobą dłoń dziewczynki. Wiedziałem, że dalsze siedzenie w domu i użalanie się nad własnym losem wprowadzi mnie w jeszcze bardziej depresyjny nastrój, z którego będę w stanie wyciągnąć samego siebie z wielkim trudem. Teoretycznie wszystko dookoła było piękne. Nikt, patrzący z zewnątrz, nie powiedziałby, że mam tak ogromne problemy ze sobą i z własną psychiką. A jednak, pozory najczęściej mylą. Przekonałem się o tym wielokrotnie.
Wróciłem do sypialni i ponownie otworzyłem szafę. Chwyciłem w dłonie pierwszy lepszy garnitur, wiszący na drewnianym wieszaku, i westchnąłem. Nie miałem najmniejszej ochoty zakładać eleganckich ubrań i znów udawać człowieka poważnego. Czasem chciałbym, jak każdy, zaśmiać się z własnych myśli, lub z usłyszanego w radiu kawału. Ja natomiast całe życie chodziłem z powagą, wymalowaną na twarzy. I właśnie to było przytłaczającym mnie elementem.
Zamknąłem za sobą drzwi łazienki, w której zarówno podłoga, jak i każda z czterech ścian, wyłożona była białymi, matowymi kafelkami, każdy w kształcie idealnego kwadratu. Rozebrałem się do naga i wszedłem pod gorący strumień wody, wypływający z prysznica. Pozwoliłem, aby pojedyncze krople dotarły do każdej części mojego wyrzeźbionego ciała, a następnie przykryłem skórę żelem pod prysznic, który ponownie został spłukany przez stróżki wody.
Rozmowa z Vicky, chociaż była praktycznie jednostronna, znacznie podniosła mnie na duchu i wyprowadziła z podłego, sobotniego nastroju, podczas którego nie mogłem popaść w wir pracy. Każdy człowiek cieszył się z wolnych chwil i spędzał je w gronie rodziny lub przyjaciół. Ja natomiast z rodziną nie utrzymywałem kontaktu, a znajomych nie miałem prawie wcale, dlatego z takim utęsknieniem wyczekiwałem poniedziałku, w którym chwycę do ręki kolejną teczkę z dokumentami i popadnę myślami w problemy małych i tych nieco starszych pacjentów.
Wsunąłem każdą część w ciała w dopasowany materiał garnituru, lekko opinający się na każdym pojedynczym mięśniu. W takich chwilach wolałbym ponownie wskoczyć w stare dresy, lecz mój status i pozycja społeczna nie pozwalała mi na to. W taki właśnie sposób całe życie grałem wbrew sobie i na siłę unieszczęśliwiałem się. Gdybym tylko mógł, skończyłbym z tym wszystkim, zaszył się w ciemnej piwnicy i do końca rozpaczał, że kiedy życie dało mi do wyboru dwie drogi, ja postawiłem krok na błędnej.
Zszedłem schodami do salonu, gdzie na kanapie czekała na mnie Vicky. Miała na sobie spódniczkę przed kolana i rozpinany sweterek. Całość komponowała się z kolorem jej włosów, opadających na blade, lekko zapadnięte policzki.
-Chodź, słoneczko - wyciągnałem w jej kierunku dłoń. Szatynka ułożyła na niej swoją po kilku chwilach wahania. I chociaż widziałem w jej oczach, że najchętniej nie dotykałaby mnie, drżało w niej również widoczne współczucie, które mówiło jej, że gdyby zignorowała mnie i wstała sama, sprawiłaby mi tym ból. Była dużo bardziej inteligentna, niż sądziłem na początku.
-Gdzie jedziemy? - spytała nieśmiało, gdy usiadła już na fotelu pasażera w moim samochodzie, zaparkowanym na podjeździe.
Zanim odpowiedziałem jej na zadane pytanie, obkrążyłem samochód dookoła i zająłem miejsce kierowcy.
-Do najbliższej galerii handlowej, co ty na to? - dziewczynka jedynie skinęła głową. Nadal była zbyt wystraszona, aby w jakikolwiek sposób sprzeciwić mi się.
Cała droga była dla mnie uporczywie trudna i ciężka do zniesienia. Moje dłonie pragnęły choćby dotknąć Vicky, choćby pogładzić miękkie pasma jej włosów. Dzisiaj jednak do mojej wewnetrznej rozmowy włączył się jeszcze rozsądek, który kazał mi zacisnąć palce na kierownicy i nie dopuścić do tego, aby jedna z dłoni choć zbliżyła się do ciałka dziewczynki. Każdym spojrzeniem w jej oczy utwierdzałem się w przekonaniu, że w rzeczywistości nie sprawiam tej maleńkiej istocie przyjemności, a krzywdzę ją w sposób okrutny i niezrozumiały. I chociaż nie mogłem powiedzieć, że w końcu, po tylu latach, dopuściłem do siebie tę dręczącą myśl, byłem coraz bliżej pojęcia własnych błędów.
Nagle poczułem w kieszeni spodni wibracje, oznaczające doatarczenie nowej wiadomości do skrzynki odbiorczej. Podtrzymując jedną dłonią kierownicę i zatrzymując się na czerwonym świetle na jednym ze skrzyżowań, wyciągnąłem drogą komórkę i odblokowałem jej niezarysowany ekran.
Wiadomość zawierała multimedia, których pobranie zajęło kilka sekund. Kiedy jednak pobrany film zapisał się na karcie pamięci w telefonie i odtworzył po jednym dotknięciu ekranu, z mojej twarzy odpłynęły wszelkie kolory. Zastąpiła je blada poświata ze znacznie rozszerzonymi oczami, wpatrzonymi w ciemnowłosą dziewczynkę o imieniu Abby, rozbierającą się przede mną, siedzącym na drewnianym stołku. W filmie, który szybko przesunąłem do połowy, zawarty był każdy mój ruch, każdy gest i każde słowo. Zawarte było w nim wszystko, co byłoby w stanie mnie zniszczyć.
Jeśli nie chcesz, aby film ten dostał się do internetu i do odpowiednich placówek, przygotuj na początek 5 000 dolarów. Dalej postępuj według kolejnych wskazówek.
~*~
Witam Was bardzo serdecznie :D Spodziewaliście się, że w sprawę Abby wmieszana będzie również Bree? Cóż, ona wszędzie musi wtrącić swoje trzy grosze haha. Jeśli ktoś byłby ciekawy, jak wyobrażam sobie Abby, zapraszam na aska, tam dodam jej zdjęcie :)
Mam do Was prośbę. W ostatnich dniach mam małe problemy z motywacją do pisania. Skomentujcie proszę rozdział, abym wiedziała, że mam dla kogo pisać i starać się <3
I trzecia sprawa, kolejny rozdział postaram się dodać szybciej, niż ten, gdyż w przyszłym tygodniu praktycznie wcale nie mam lekcji :)
ask.fm/Paulaaa962
Kurde, nieźle sobie to wszystko Bree zaplanowała. Teraz Justin będzie miał spore problemy... Rozdział jak zawsze, wspaniały <3 Weny <33
OdpowiedzUsuńi-hate-my-life-jbff.blogspot.com
Omg! Wiedziałam, że coś wyjdzie z tego i że Bree będzie miała jakiś plan, ale serio, nie że one uwodzą i nagrywają facetów,żeby mieć z tego kasę ;o
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Justin zaczyna rozumieć, że robi źle i skoro do niego już powoli dociera, to może się zmieni, pójdzie na jakieś leczenie czy coś w tym stylu, żeby przestać. c:
No i może po tej aferze Abby i Bree, zrozumie coś, i dotrze do niego co robi :)
Rozdział super, czekam na nn ;*
Weny <3
believe-in-your-dreams-jb.blogspot.com
Wiedziałam, że to sprawka Bree! Jednej strony ją lubię, a z drugiej nienawidzę! UGH... Justin będzie miał spoore problemy.
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział.
Wow, tego się nie spodziewałam ;)
OdpowiedzUsuńPisz dalej bo jestem cholernie ciekawa
Bo Ty jesteś zajebista <3 !
OdpowiedzUsuńuwielbiamuwielbiamuwielbiamuwielbiamuwielbiam <3
Uuuu. dużo się dzieje. Już pokochałam Bree. Rozdział cudowny, czekam na next i weny życzę.
OdpowiedzUsuńDzieje się ! Wiedziałam, że to Bree.
OdpowiedzUsuńRozdział super czekam na kolejny :-)
Wow tego sie nie spodziewalam :D Bree zamieszana w cala akcje? No to ci sie udało :D jestem ciekawa jak potoczy sie cala akcja :)
OdpowiedzUsuńWSPANIAŁY
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial piszdalej i zycze weny:* czekamm nn:)
OdpowiedzUsuńOch Justin. W zasadzie w pewnym sensie mu współczuję. Jednak jest to zdecydowanie inny rodzaj współczucia, niż ten jakim darze Vicky. Vicky współczuję jako skrzywdzonej dziewczynce, a Justinowi jako mężczyźnie, który zbyt daleko zawędrował w czarne zakamarki swojego umysłu. Prawdopodobnie nie powinnam darzyć go takimi uczuciami ale właśnie tak jest i nic na to nie poradzę. W takim samym stopniu w jakim go potępiam, nie jestem w stanie w pełni go winić za to co robi. Wiem ze jest człowiekiem i powinien być w stanie powstrzymać wszystkie swoje rządzę, ale właśnie, jest tylko człowiekiem.
OdpowiedzUsuńUmm...
Co do Bree, chyba troszkę przeczuwałam że będzie zamieszana w całą sprawę. Nom i mam wrażenie ze dziewczyny raczej nie głodują ;) a tak serio, nie jestem raczej zachwycona sposobem w jaki dziewczyny zarabiają. Mam nadzieje ze wywrze to również otrzeźwiający wpływ na Justina.
Hmm dziwny ten mój komentarz...
Och no i jeszcze jedna sprawa życzę powrotu motywacji bo piszesz na prawdę mistrzowsko! :D
Ps. Przepraszam za błędy - pisze z telefonu :)
W koncun inny obieg wydarzeń niż wszytsztkie oklepane opowiadania.. Z takim się jeszcze nie spotkalam ;))
OdpowiedzUsuń