niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 10 - Pure innocence...


      ***Justin's P.O.V***

      Odwróciłem w rękach kopertę, aby znaleźć na niej jakikolwiek znak nadawcy. Jej powierzchnia była jednak śnieżnobiała. Nie widniał na niej żaden ślad atramentu. Jeszcze raz wróciłem wzrokiem do paru słów tekstu, zamieszczonego na kartce i pierwszy raz poczułem prawdziwy niepokój.
      Zgniotłem kartkę i schowałem ją głęboko w lewej kieszeni marynarki. Ponownie rozejrzałem się po najbliższej okolicy, licząc na to, że tym razem ujrzę kogoś, budzącego mieszane uczucia, oprócz sąsiadki, całe dnie spedzającej w oknie domu.
      Pospieszeni otworzyłem drzwi i wszedłem do wnętrza, odkładając kluczyki od samochodu na komodę. Usłyszałem dochodzący z salonu odgłos włączonego telewizora, przed którym na beżowej kanapie, pod cienką narzutą, spała Vicky. Jej włosy w paru kosmykach opadały na twarz i poruszały się pod wpływem spokojnego, miarowego oddechu, opuszczającego jej usta.
      Wchodząc do domu, chciałem spytać Vicky, czy podczas mojej chwilowej nieobecności ktoś wszedł do domu, lecz kiedy tylko ujrzałem, jak słodko drzemie, odpoczywając po ciężkim dniu, uznałem, że grzechem byłoby wybudzić ją ze snu. Podszedłem jedynie do skulonej dziewczynki, kocem okryłem jej plecki, a na czółku złożyłem krótkie muśnięcie.
      Podszedłem do szklanego stolika, na którym, obok mojego kubka z pozostałością czarnej kawy oraz teczki z dokumentami, stała szklanka Vicky z sokiem wieloowocowym. Wsunąłem pod ramię potrzebne papiery i ruszyłem w stronę wyjścia. W momencie, w którym schowałem już klucze do kieszeni i wyciągnąłem dłoń w stronę klamki, drzwi otworzyły się przede mną na oścież.
      -Tata? Co ty tu robisz? Nie miałeś być w pracy? - uniósł wysoko brwi, wyjmując klucz z zamka w drzwiach i upychając go niedbale do skórzanej kurtki.
      -Twoja matka, jak zwykle, zdążyła zepsuć mi humor - westchnąłem, starając się nie okazywać przed Zaynem poddenerwowania, spowodowanego zarówno kłótnią z Anastasią, jak i ostrzeżeniem, zapisanym na śnieżnobiałym skrawku papieru.
      -Rozmawiałeś z nią dzisiaj? - przerwał zdejmowanie ze stóp butów i uniósł z zaciekawieniem głowę. Jeszcze do niedawna bardzo zależało mu, abyśmy doszli do porozumienia i wrócili do siebie, jednak z biegiem czasu, gdy dojrzał, pogodził się z naszym rozwodem.
      -Tak, przyszła do nas, chciała rozmawiać o tobie. Wiesz, co wymyśliła tym razem? - oparłem się jednym ramieniem o drzwi, podczas kiedy Zayn przez parę chwil myślał ze zdenerwowaniem nad kontynuacją moich słów. - Spokojnie, tym razem nic nie przeskrobałeś. Matce chodziło o to, że jesteś zbyt młody na seks - stwierdziłem wprost, obserwując reakcję syna, który sprawiał wrażenie zaskoczonego, lecz jednocześnie powstrzymywał parsknięcie.
      -Naprawdę moja własna matka wnika w moje sprawy łóżkowe? Przecież to nawet w najmniejszym stopniu nie jest jej sprawą - pokręcił z zażenowaniem głową, kiedy ja uśmiechnąłem się lekko i zmieniłem ramię, na którym wspierałem się o drzwi.
      -Naprawdę nie musisz mi tego mówić. To samo powiedziałem jej. Twoja matka uważa również, że nie powinieneś spotykać się z Bree, że nie jest odpowiednią dziewczyną dla ciebie.
      -Skąd ona może cokolwiek wiedzieć? Nie zna Bree, nie wie, jaka ona jest, a przede wszystkim nie ma prawa decydować, z kim będę się spotykał. Mam nadzieję, że ty nie masz nic przeciwko Bree - spojrzał na mnie z czystą nadzieją w zakochanych oczach. Samym wzrokiem przekonywał mnie, że jego uczucie do szatynki nie było jedynie chwilowym zauroczeniem, a szczerą miłością, której doznał pierwszy raz w swoim nastoletnim życiu.
      -Nawet sobie nie żartuj. Cieszę się, że wam się układa. Na pierwszy rzut oka widać, że jesteś w niej po uszy zakochany - poklepałem syna po plecach, aby pokazać mu, że ma moje wsparcie. - Nie pozwolę twojej matce wpieprzać się w sprawy, które jej nie dotyczą.
      Przed lustrem w przedpokoju poprawiłem grzywkę, której jeden kosmyk opadł niesfornie na czoło. Ułożyłem szary krawat po środku klatki piersiowej i wygładziłem materiał białej koszuli. Ponownie złapałem za klamkę i miałem wyjść z domu, kiedy ponownie zatrzymał mnie głos Zayna.
      -Tato, mogę zapytać cię o coś i liczyć na szczerą odpowiedź? - zmarszczyłem brwi, gdy z jego ust wydostał się głos niepewny, a jednocześnie z nutą rozbawienia
Zainteresowany, odwróciłem się powoli na pięcie i uniosłem wzrok. Zayn przygryzał dolną wargę z widocznym błyskiem w oku, który pojawił się u niego już wiele lat temu. Doskonale widziałem, że coś kombinował i aż bałem się go ponaglić.
      -Czy Bree podoba ci się wizualnie? No wiesz, buźka, ciałko i te sprawy - od czasu zadania pytania nie oderwał wzroku od mojej zaskoczonej twarzy, na którą z każdą chwilą wkraczał coraz większy uśmiech.
Przez parę długich sekund zastanawiałem się, w jakie słowa ubrać myśli, aby przekazać Zaynowi prawdę, lecz jednocześnie nie być przy nim zbyt wulgarny, wnikając w moje upodobania odnoście szatynki.
      -Muszę ci przyznać, że gust masz bardzo dobry, chłopaku. Z buźki przypomina aniołka, a z ciała - znów przerwałem, wypuszczając z ust ledwo słyszalne parsknięcie. - Myślę, że wiesz, co mam na myśli, a jednocześnie nie chciałbyć usłyszeć tego z moich ust. Czułbyś się przynajmniej niezręcznie - posłałem mu ostatnie znaczące spojrzenie i wyszedłem na rozświetlony słonecznymi promieniami podjazd przed domem.
      Temat, który poruszył Zayn, nie dawał mi spokoju. W rzeczywistości przy synu otworzyłem się minimalnie. Gdyby Bree nie była dziewczyną Zayna, zupełnie inaczej skomentowałbym jej urodę i ciało, które już od pierwszego dnia wywarło na mnie ogromne wrażenie. Przez pierwsze godziny nie byłem w stanie oderwać od szatynki wzroku. Była piękna, młodziutka, a ponadto niesamowicie pewna siebie. Każda z tych pojedynczych cech w połączeniu ze sobą docierała do mnie ze wzmożoną siłą. Chyba mogłem przyznać przed samym sobą, że byłem głęboko zauroczony jej ciałkiem, rysami twarzy, dużymi oczami i pełnymi wargami.
      Z powrotem wsiadłem na miejsce kierowcy i zatrzasnąłem za sobą drzwi mocniej, niż planowałem. Gdy znalazłem się w odosobnieniu, w zamkniętej przestrzeni auta, znów sięgnąłem dłonią do lewej kieszeni marynarki po kartkę z ostrzeżeniem. Czułem się nieswojo ze świadomością, że istnieje osoba, która odkryła nieczyste zamiary, snute wobec Vicky. Miałem wrażenie, że w każdej sekundzie jestem obserwowany i przez to nie potrafiłem dostatecznie skupić się na drodze, po której mknąłem z dozwoloną prędkością.
      Jedynie praca była w stanie oderwać mnie od myśli, błąkających się po zakamarkach umysłu. Praca, w którą wielokrotnie zatapiałem się, aby nie zastanawiać się nad istotą sensu życia i mojego miejsca w świecie. Pozornie przypominałem dobrze ustawionego, dorosłego mężczyznę, który uśmiecha się subtelnie jedynie wtedy, kiedy wymaga tego od niego sytuacja. W rzeczywistości jednak sam nie wiedziałem, jak scharakteryzować sens własnego istnienia. Codziennie rano wstawałem, zjadałem własnoręcznie przygotowane śniadanie, odwoziłem do szkoły syna i rzucałem się w wir pracy, zaczynając od przeglądania dokumentów, a kończąc na rozmowach z młodymi pacjentami.
      Vicky miała stanowić pewnego rodzaju oderwanie od codzienności. Nie widziałem, że ją krzywdzę, a może zwyczajnie nie chciałem tego dostrzegać i na siłę zamykałem oczy. Nie wiem. Czułem jednak, że stanie się urozmaiceniem każdego z moich dni. Wbrew pozorom nie chciałem żyć tak, jak żyłem od lat. Nie chciałem mieć zaplanowanego każdego dnia. Potrzebowałem odrobiny spontaniczności, której nie potrafiłem odnaleźć w codziennych czynnościach. Jednocześnie potrzebowałem zaspokojenia swoich chorych upodobań. Jedynie fakt, że w każdej chwili mogą one wyjść na światło dzienne, był pewnego rodzaju ryzykiem, jakiego doświadczałem. Wszystko inne było z góry zaplanowanym następstwem zdarzeń.
      Dotarłem do wschodniej dzielnicy miasta, kiedy słońce powoli chowało się za horyzontem, oświetlając budynki pozostawioną po sobie łuną kolorowych cieni światła. Znacznie zwolniłem, sunąc po asfalcie jednej z bocznych dróg. Dotarłem do jej końca równo z wybiciem godziny szóstej po południu. Zaparkowałem na jednym z miejsc parkingowych przed placówką szkolno-wychowawczą i wysiadłem z czarnego, matowego samochodu, nie wypuszczając z dłoni teczki z dokumentami czternastoletniej Abby Starling.
      Przeszedłem przez frontowe drzwi, nie zapominając o wytarciu butów w wycieraczkę. Na korytarzu panowała nienaturalna cisza, zważając na porę dnia i miejsce, w którym ciężko było znaleźć choć odrobinę spokoju. Rozejrzałem się po korytarzu i przeszedłem na jego drugi koniec, aby dotrzeć do jedynych otwartych drzwi, gdzie za dębowym biurkiem siedziała kobieta w szarej spódnicy, sięgającej przed kolano, i dopasowanej kolorystycznie marynarce, ciasno przylegającej do ciała.
      -W czym mogę pomóc? - uniosła wzrok spod szkieł okularów i odłożyła na biurko dokumenty, w których treść wczytana była przed pojawieniem się mojej osoby w jednym z gabinetów.
      -Nazywam się Justin Black, jestem psychologiem dziecięcym i zostałem skierowany na rozmowę z niejaką Abby Starling - wytłumaczyłem, wchodząc w głąb pomieszczenia. Nie wypadało mi bowiem stać w progu. Byłem cenionym człowiekiem, który długo pracował na szacunek w otoczeniu. Doskonale znałem swoją wartość i była to jedyna cecha, której nikt nie był w stanie mnie pozbawić.
      -Zgadza się. To ja poprosiłam pana o pomoc i o rozmowę z Abby. Udało mi się nakłonić ją do zamienienia z panem paru zdań pod jednym warunkiem. Jeśli dzisiaj nie dokona zmian w swoim postępowaniu, nie będę mogła kolejny raz zmusić ją do rozmowy. Liczę więc na to, że zrobi pan wszystko, aby dotrzeć do tej dziewczyny.
      -Proszę mi wybaczyć, ale swoim klientom poświęcam pełne zaangażowanie. Może być pani pewna, że wykorzystam wszelkie możliwe sposoby, jeśli tylko dostrzegę szansę, aby pomóc Abby.
      -Będę panu niezmiernie wdzięczna. Jest jedną z naszych najmłodszych wychowanek, dlatego tak bardzo zależy mi, by nie zniszczyła sobie życia i nie pogrzebała szansy na lepszą przyszłość - w jej oczach dostrzegłem determinację i prawdziwe zamiłowanie zawodem. Doskonale wiedziała, że nie jest tu jedynie po to, aby popijać kawę z filiżanki i co miesiąc otrzymywać za to należną pensję, ale ma za zadanie nakłaniać młodych ludzi do zmiany ich dotychczasowego postępowania. - Proszę za mną, zaprowadzę pana do jej pokoju.
      Ruszyłem za kobietą korytarzem, prowadzącym do schodów, które wznosiły się na pierwsze piętro placówki. Podążając po drewnianych stopniach zacząłem dostrzegać wychowanków ośrodka, ich ruchy oraz mimikę twarzy. Naprawdę nieliczni czuli skruchę i jakikolwiek żal. Większość z nich miała ostro zarysowane szczęki, a zęby zaciśnięte. Oczy nstomiast wyrażały nienawiść i pretensje do otaczającego ich świata.
      Po paru kolejnych krokach dotarliśmy do drzwi z numerem 26, wyrytym na mosiężnej tabliczce, przykręconej do drewna czterema srebrnymi śrubami. Kobieta zapukała dwa razy w drzwi, jednak odpowiedziała jej wyłącznie głośna muzyka, docierająca z wnętrza pokoju. Weszła więc do pomieszczenia, nie czekając dłużej na odzew ze strony Abby.
      Wnętrze pokoju wyglądało typowo. Na ścianach wisiało kilka plakatów amerykańskich boysbandów, a parę koszulek porozrzucanych było po podłodze. Na łóżku natomiast leżała czternastoletnia Abby, ze słuchawkami włożonymi w uszy, stanowiącymi przegrodę pomiędzy odprężającą muzyką, a szarą rzeczywistością.
      Kobieta posłała mi ostatnie, wdzięczne spojrzenie i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi i zostawiając mnie samego z Abby. Kiedy odgłos kroków kobiety ucichł, czternastolstka szarpnęła czarnym kablem, wyciagając z uszu słuchawki, które razem z komórką niedbale odrzuciła na przeciwległy koniec łóżka.
      Przez dwie minuty wpatrywaliśmy się w siebie w zupełnej, martej ciszy, aż w końcu Abby przerwała ją głębokim westchnieniem. Uniosła rękę i chwyciła między palce gumkę, która zapleciona była na końcu jej grubego warkocza, opadającego na lewe ramię. Miała włosy w kolorze kasztanu, z lekką domieszką bordowego. Były idealnie, lecz naturalnie proste, zdrowe i zadbane. Grzywka Abby przechodziła na skos przez jej czoło i kończyła się na kości policzkowej, w znacznej części zakrywając jedno z oczu, przyzdobione mocnym makijażem. Czerwona szminka na ustach podkreślała jej pełne wargi i jednocześnie postarzała ją o dwa lata. Ubrana była jedynie w czarną koszulkę z krótkim rękawem, za dużą o kilka rozmiarów, sięgającą do połowy bladych, szczupłych ud. Cała jej karnacja była niezwykle jasne, lecz dzięki temu doskonale kontrastowała z kolorem włosów. W dolnej wardze, nosie oraz łuku brwiowym Abby widniały srebrne kolczyki, mieniące się delikatnie pod wpływem ostatnich promieni słońca, wpadających przez okno. Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie młodej buntowniczki, która nie dopuszcza do wiadomości, że ma dopiero czternaście lat i jej dzisiejsze postępowanie będzie miało odbicie w czekającej ją przyszłości.
      -Ładniutki jesteś, ale daruj sobie te wszystkie umoralniające gadki. Nasłuchałam się ich w życiu wystarczająco - odgarnęła kosmyk kasztanowych włosów, kiedy do końca rozplotła warkocz, uwalniając każdy pojedynczy włos. - Mam za to inną propozycję, jak spożytkować ten czas.
      Wpatrywałem się w nią, jak w obrazek, wyrażający czyste piękno. Nie była dorosła i wiele brakowało jej jeszcze do kobiecych kształtów. Delikatnymi rysami twarzy i wychudzonym ciałkiem radowała mój wzrok. Pomimo makijażu nie była w stanie ukryć dziecięcego wyglądu. Wrażenie dorosłej sprawiała tylko jej pewność siebie, która nie opuszczała czternastolatniej Abby.
      Od pierwszych chwil wpatrywałem się w nią, jak w potencjalną zdobycz, głodnym i spragnionym spojrzeniem. Była dziewczynką i mimo że starszą od Vicky, wpływającą na mnie w ten sam sposób. Również ruchy jej warg, kiedy zaciskała je, a potem rozluźniała delikatnie, aby przejechać po nich krańcem języka, wprawiały mnie w uczucie błogości i potrzeby, aby zbliżyć się do niej chociaż jeden metr.
      -Więc słucham - wykonałem jeden krok w jej stronę i przysiadłem na drewnianym krześlem, opierając się na łokciach o lekko rozszerzone kolana. Jednocześnie będąc bliżej, pod innym kątem mogłem obserwować jej długie, gęste rzęsy, co chwila opadające na powieki. Ich ruchy porównałem do trzepotania skrzydeł motyla.
      Dziewczynka powoli zsunęła się z materaca i postawiła bose stopy na zimnej podłodze. Czarna koszulka luźno wisiała na jej ramionach i zakrywała nagie ciało do połowy ud, a pasma włosów przykrywały wystające obojczyki. Biustu nie miała niemal wcale, dlatego też koszulka jedynie delikatnie odznaczała się w okolicach piersi. Jednak właśnie te cechy, zebrane razem, były powodem, dla którego moje usta pragnęły wykrzywić się w nieznacznym uśmiechu.
      Abby zbliżyła się do mnie, usiadła na moim prawym kolanie i zarzuciła ramiona na moją szyję. Niemal od razu zaczęła drażnić palcami włoski na karku, a także z tyłu głowy. Moje ciało zareagowało instynktownie na jej delikatny dotyk i pokryło się przyjemnymi dreszczami, przechodzącymi od czubka głowy, po palce u stóp. Zaczęła uśmiechać się do mnie jednocześnie zalotnie, jak i słodko, z błyszczącymi iskierkami w oczach i dołeczkami w policzkach.
      -Co ty robisz, dzieciaczku? - spytałem z łagodnym uśmiechem, jednak nie potrafiłem powstrzymać lewej dłoni, która ostrożnie spoczęła na biodrze Abby, a potem powoli przesunęła się na gładkie udo, którego znaczną część odsłoniła, przysiadając na moim kolanie.
      -Nie masz ochoty na odrobinę czułości? - wymruczała niewinnie, hipnotyzując mnie głębokością swojego spojrzenia, przenikającego moje wnętrze i wywołującego kolejną dawkę dreszczy. - Wiem, że masz - nie czekała na moją reakcję. Co więcej, nie obawiała się jej. Bez jakiejkolwiek wewnętrznej blokady zaczęła sunąć nosem wzdłuż mojej szyi i co jakiś czas zaciągać się zapachem perfum.
      Straciłem kontrolę nad sobą i zapomniałem o zachowywaniu jakichkolwiek pozorów. W przypływie przyjemnych doznać odchyliłem lekko głowę, aby dać Abby dostęp do mojej szyi, którą zaczęła obsypywać spokojnymi, delikatnymi muśnięciami, które co jakiś czas dopieszczała otoczeniem podrażnionej przez pocałunek skóry językiem.
      Rozsiadła się na moim kolanie, jak księżniczka na tronie, wyraźnie czekając, aż mnie i moje dłonie opuszczą wewnętrzne hamulce. Nie byłem w stanie dłużej walczyć z własnymi potrzebami i pragnieniami. Objąłem dziewczynkę w pasie, a drugą dłonią z większą gorliwością gładziłem jej udo, jednocześnie przeklinając w duchu jej pachnące włoski, zalotne spojrzenie z nutą słodkości oraz gładkie rączki, przebiegające przez moje włosy oraz umięśnione ramiona, skryte pod materiałem koszuli.
      -Chciałabym się zabawić - oderwała usta od mojej rozpalonej, wrażliwej skóry i spojrzała na mnie tak niewinnie, jakby miała nie więcej, niż pięć lat i oczekiwała upragnionej zabawki.
      -Przynieść ci lalki, słoneczko? - przesunąłem palcem po jej odkrytym ramieniu, aż do nadgarstka, zerkając na nią spod rzęs.
Zachichotała cicho, wprost do mojego ucha. Brzmiała tak dźwięcznie i jeszcze bardziej słodko, niż z początku. Pod wpływem tych wszystkich czynników znów zaczynałem się zmieniać z dorosłego, poważnego mężczyzny, w człowieka, którego rozpala dziecięcy uśmiech.
      -Wystarczy mi to, co chowasz w bokserkach. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję - zaćwierkała radośnie, chyba nawet nie zdając sobie sprawy, jak bardzo jej słowa mnie podnieciły.
Poczułem charakterystyczny uścisk w kroczu, a potem niespodziewanie małą dłoń czternastolatki, opartą na moich lekko nabrzmiałych spodniach. Wciągnąłem powietrze przez zaciśnięte zęby z cichym sykiem. Abby natomiast przygryzła jedynie wargę i uśmiechała się z tą samą niewinnością, którą dostrzegałem w jej oczach.
      Miałem na nią cholerną, ogromną i nieposkromioną ochotę.
      -Zdajesz sobie sprawę, że jestem od ciebie dwadzieścia lat starszy i mógłbym być twoim ojcem, aniołku? - udawałem przed Abby, że jej gesty działają na mnie w niewielkim stopniu, jednak lewa dłoń zdradziła moje zamiary, kiedy pogładziła podbrzusze dziewczynki, drażniąc gumkę majtek.
      -I tak wiem, że mnie chcesz - musnęła krótko moją dolną wargę i zamruczała cichutko. Każdy dźwięk, jaki wydobywał się z jej rozchylonych ust, jeszcze bardziej popychał mnie w stronę grzechu.
      Niespodziewanie czternastolatka podniosła pupę z mojego kolana i zdjęła przez głowę zbyt dużą koszulkę. Zanim zdążyłem zareagować, zanim zdążyłem choćby mrugnąć, ona znów siedziała na kolanie, tym razem mając na sobie jedynie białe majteczki, nic więcej. Teraz nawet gdybym chciał, zbyt trudnym zadaniem było zachowanie kontroli nad samym sobą. W mgnieniu oka przyłożyłem dłoń do lekko odznaczających się żeber dziewczynki, a drugą umiejscowiłem na skraju materiału bielizny.
      Miała mnie.
      Wsunąłem rękę pomiędzy jej uda, które pod wpływem mojego dotyku rozchyliły się delikatnie. Palec wskazujący nakierowałem na dół majteczek i delikatnie o niego zahaczyłem. Czternastolatka bez mrugnięcia obserwowała, jak opuszki moich palców zataczają małe kółka u jej wejścia. Wciąż przygryzała dolną wargę, samą postawą wyrażając spore podekscytowanie.
      Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo ja byłem podekscytowany.
      Nagle wstała i oddaliła się ode mnie na dwa kroki. Poczułem instynkt, który nakazywał mi złapać jej małą dłoń i z powrotem skierować bliżej siebie, jednakże ona zacisnęła palce na gumce bielizny i zsunęła ją po same kostki. Zostawiła biały skrawek materiału, a sama podeszła do łóżka, odkryła czystą pościel i w kuszących ruchach ukryła się pod nią.
      -No chodź, czekam tu na ciebie - poklepała miejsce obok siebie i znów posłała mi zalotne spojrzenie, udekorowane uśmiechem.
Poczułem się tak, jakbym miał kilkanaście lat i po raz pierwszy dotykał ciałko dziewczyny. Abby wprawiała mnie w taki nastrój, a ja nie chciałem się z niego wybudzić. Dzięki temu nie widziałem w swoim postępowaniu winy.
      Przestałem się łudzić, że dam radę odpierać od siebie atak pragnień. Z westchnieniem wstałem z krzesła i krok po kroku podszedłem do łóżka. Ukucnąłem przy nim, opierając się przedramionami i głęboko spoglądając w oczy Abby, która niemal natychmiast zbliżył się do mnie, celowo odsłaniając kołdrę. Była małą prowokatorką, która doskonale wiedziała, jak osiągnąć cel. Jednocześnie trafiła na ofiarę, która pomimo starań nie była w stanie odwrócić wzroku i zwyczajnie wyjść. Jej zadanie było tak cholernie uproszczone. Wystarczyło, że zamrugała niewinnie i przywołała na usta parę uśmiechów, aby oczarować mnie, zmienić i pozbawić samokontroli.
      Przesuwając opuszkami palców wzdłuż jej nagiego ramienia, a później przez obojczyki, wolną dłonią zacząłem sprawnie odpinać guziki koszuli oraz zdejmować krawat. Abby złożyła kilka muśnięć na mojej skórze, wyginając plecy w lekki łuk, gdy przyłożyłem dłoń do jej niewielkiego biustu. W jej oczach również błyszczało pragnienie. Chciała, abym ją dotykał, a ja zamierzałem dać jej to, o czym marzyła. Chciałem zatrzymać jej uśmiech, aby nigdy nie opuścił jej pełnych, malinowych warg, lekko rozchylonych, wypuszczających krótki, przerywany oddech.
      Nadal kucałem przy łóżku i nadal zajmowałem się głaskaniem wychudzonego ciałka dziewczynki, jednak w tym czasie potrzeba bliskości zdołała wzrosnąć do granic wytrzymałości. Dlatego zjechałem dłonią w dół swojego ciała i szarpnąłem zapięciem paska, które poluzowało wypukłość w kroczu. Razem z rozpinaniem guzika oraz rozporka czułem się dużo lepiej i przede wszystkim swobodniej, gdyż mojego nabrzmiałego członka przytrzymywał już tylko materiał czarnych bokserek.
      Podczas zdejmowania spodni, usiadłem na łóżku, aby mieć dostęp do zsunięcia ich przez kostki i odrzucenia na drewniane krzesło. Abby wykorzystała okazję, aby uklęknąć za mną na łóżku i objąć ramionami moją szyję. Uśmiechnąłem się, gdy zaczął obsypywać ją tysiącami, może nawet milionami muśnięć. Każdym gestem podniecała mnie jeszcze bardziej. I tak, jak w przypadku dorosłej kobiety byłbym ledwo pobudzony, tak teraz przypominałem zwierzę, które tylko czekało, aby zapolować na swoją ofiarę.
      Małe rączki czternastolatki zabłądziły w dół mojej klatki piersiowej, do gumki bokserek, którą zaczęły się nieznośnie bawić, powodując większy uścisk w kroczu. W dalszym ciągu wspierała się na moich plecach, dając dostęp mojej dłoni do jej nagiego uda, po którym przejechałem palcami. Musiałem ją widzieć, musiałem ją choćby dotknąć, aby nie zwariować. Czułem, że powoli moje ciało zaczyna drżeć. Potrzebowałem więcej niż to, do czego dopuszczałem dotychczas.
      Złapałem dłoń Abby swoimi palcami i skierowałem ją jeszcze niżej, na swoje nabrzmiałem przyrodzenie, które pod wpływem jej dotyku ponownie zaczęło szaleć. Do szczytu brakowało mi tak niewiele, że byłbym w stanie dojść w jej dłoni, którą instunktownie zaciskała i rozluźniała na moim członku, potrzebującym jej w tej chwili, jak niczego innego.
      Gdy uznałem, że czekanie było dla mnie zbyt wielką katorgą, przeniosłem obie nogi na łóżko i niedbale zarzuciłem na ciało kołdrę. Czternastolatka, cały czas ukazując mi rządek swych białych, prostych zębów, przytuliła się do mojego torsu, kiedy tylko położyłem głowę na jednej z wielu poduszek. Uniosłem biodra i sprawnym ruchem opuściłem bokserki do kostek, a następnie zsunąłem bieliznę na ziemię. Kiedy mój cholernie wrażliwy i jednocześnie ogromnie nabrzmiały członek został w końcu uwolniony spod wszelkiego rodzaju warstw materiału, niemal eksplodował w oczekiwaniu na orgazm. W dodatku wciąż dotykany był przez zwinne palce dziewczynki, która zaczęła bawić się nim, niczym najlepszą zabawką.
      Przełknąłem głośno ślinę i, oddychając ciężko, przeniosłem swoje ciało na ciało Abby. W jej oczach nie dostrzegałem strachu czy poddenerwowania, a jedynie ekscytację, która nakazała mi przybliżyć przyrodzenie do jej wyjątkowo ciasnego wejścia i zagłębiać się w nim powolutku, centymetr po centymetrze. Z każdą chwilą czułem na członku coraz większy nacisk i nawet kiedy wszedłem w nią do końca, potrzebowałem większych doznać. Zacząłem poruszać się w niej, wychodząc z niej całą długością, a potem z powrotem zagłębiając się w jej wnętrzu, jednym szybkim pchnięciem bioder.
      Budowałem w dole brzucha coraz większą dawkę podniecenia, objawiającego się pojedynczymi jękami i warknięciami. Moje czoło pokryło się kropelkami potu, natomiast dłonie zacisnęły na ramie łóżka, za naszymi głowami. Rozchylone wargi Abby wypuszczały ciche pojękiwania, a powieki przysłoniły duże, ciemne oczy. Jej ciałko momentami wyginało się w łuk pod moim, jedynie prowokując mnie do częstszego i szybszego poruszania się w jej ciasnym wnętrzu.
      Dzięki niewinności Abby, wyrażanej w każdym geście, mój orgazm był kwestią zaledwie paru chwil. Po kilku kolejnych pchnięciach mój umysł przestał produkować jakiekolwiek myśli, a ciało przeniosło się do nieba, gdzie przeżywało najpiękniejsze chwile. Dosięgnęło mnie niezwykle przyjemne spełnienie, przeplatane z rozluźnieniem całego ciała i umysłu. Wyjątkowo długo pozostawałem w stanie błogości, a kiedy w końcu zacząłem powracać do rzeczywistości, opadłem zmęczony na ciało Abby, oddychającej pode mną znacznie szybciej i bardziej płytko.
      -Pokazałeś, na co cię stać, a stać cię naprawdę na wiele - zamruczała cicho, otwierając oczy.
      Nie docierały do mnie jej słowa. W dalszym ciągu byłem zbyt zajęty sobą i uspokajaniem dudniącego w piersi serca. Uczucie, które dosięgnęło mnie parę chwil temu było wprost nie do opisania.
      Kiedy po paru minutach opuściły mnie wszelkie oznaki podniecenia, powrócił zdrowy rozsądek, który nakazała mi pozbierać z podłogi ubrania i jak najszybciej wyjść z pokoju. Dlatego odkryłem kołdrę i wciągnąłem przez nogi bokserki. Gdy ułożyłem w nich nadal wrażliwe przyrodzenie, ubrałem spodnie i zacząłem zapinać koszulę, która pogniotła się w kilku miejscach.
      Abby natomiast w dalszym ciągu łasiła się do mnie, jak kicia do dłoni człowieka, który może ją pogłaskać. Była niesamowita, ale jednocześnie bardzo zdemoralizowana. Zamiast jej pomóc, znów dałem upóst najgłębiej skrywanym emocjom.
      -Ubierz się, koteczku - zbliżyłem się do dziewczynki z czarną koszulką w rękach, którą następnie założyłem na rozpalone ciałko Abby. Jej policzki pokrywały rumieńce, a klatka piersiowa opadała znacznie szybciej.
      -Dziękuję - stanęła prosto na łóżku i dopiero wtedy była na równej wysokości ze mną. Stojąc na podłodze, sięgała poniżej mojego ramienia.
      Abby ostatni raz zarzuciła ramiona na moją szyję i pocałowała policzek. Nie mogłem dłużej przebywać w jej towarzystwie. Czułem, że parę kolejnych minut ponownie popchnęłoby mnie w stronę grzechu.
      Pospiesznie złapałem za klamkę i wyszedłem na korytarz ośrodka szkolno-wychowawczego. Do samego wyjścia przemknąłem niezauważony. Nie chciałem natknąć się na kogokolwiek. Moje rozedrgane ciało byłoby w stanie zdradzić wszystkie emocje, które starałem się ukryć jak najgłębiej. Niemal w amoku i zupełnym zaślepieniu dotarłem do samochodu. Teczkę z dokumentami rzuciłem na tylne siedzenie, a sam usiadłem na fotelu kierowcy, uderzyłem otwartą dłonią w kierownicę, a na koniec oparłem na niej głowę.
      Jesteś pieprzonym idiotą, Justinie Black.

~*~

      Chciałam od razu zaznaczyć, że postać Abby nie została wprowadzona przypadkowo, aby zapełnić rozdział :)
      ask.fm/Paulaaa962

14 komentarzy:

  1. Czuję, że ta cała Abby to jakiś podstęp, ale moja intuicja może mnie mylić. Justin chyba ciut nie potrafi panować nad swoimi potrzebami ;D Mam nadzieję, że w następnym będzie więcej Vicky, bo strasznie lubię ją i jej punkt widzenia.

    Zapraszam do mnie.
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja perdole kurwa jego mać!!!!!!!!!! Nie żyję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś dziwnego dzieje się w Twojej głowie...

    OdpowiedzUsuń
  4. O cholera, to jest genialne. Rozdział wyszedł Ci genialnie, a ja nie mogę się doczekać kolejnego. Więc czekam na next i życzę weny. Kocham twój charakter pisania i cholernie Ci zazdroszczę. Kocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. O masakra! Tego się nie spodziewałam, miałam nadzieję, że Justin jakoś powstrzyma swoje hormony i zspanuje nad sobą, nie robiąc nic z Abby. W tym jej zachowaniu wyczuwam jakiś spisek. No i skoro sama napisałaś, że jej postać nie jest przypadkowa do zapełnienia rozdziału to myślę, że teraz z udziałem tej dziewczyny będzie jakaś duuża drama :o
    No i ciągle nie wyjaśniona jest sprawa z tym listem pod drzwiami. Mam ciągle wrażenie, że to Bree, ale nie jestem tak na 100% przekonana.
    Rozdział super i czekam na następny :*
    Weny<3
    believe-in-your-dreams-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedno słowo może to opisać!!!- ZAJEBISTY

    OdpowiedzUsuń
  7. O kuuurde...co to sie dzieje? Matko...oh...nie mam slow...cudny rozdzial, buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  8. cholercia ; o ona ma 14 lat, czy on się zabezpieczył ? : oo nie wiem czemu, ale zawsze zwracam w blogach uwagę na gumki ;oooooo chora jestem, ale się martwię :> jej super rozdział i domyśliłam się, że nie jest ona tu przypadkiem xd

    OdpowiedzUsuń
  9. o mój boże szczere to jest <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Siedzę tu z otwartymi ustami i nie wiem co powiedzieć. Twoje rozdziały są świetnie, nie dość, że cudownie piszesz, to jeszcze tworzysz naprawdę genialną historię! Czuję, że z Abby będzie jakaś jazda. Liczyłam mimo wszystko że kiedy Justin już się rozbierze, ona wezwie pomoc i wtedy go nakryją, ale cieszę się, że tego nie zrobiłaś, ponieważ byłoby na to za szybko, ciekawi mnie, co ta mała dziewczynka jeszcze zrobi :) Buziaki!
    http://dearchloe-fanfiction.blogspot.com
    http://bieberstouch-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. uwielbiam <3 Kurde to opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga. Mimo, że jest tu tyle "grzechu" , ale no nie mogę oderwać wzroku od monitora jak czytam <3 Cudowne to jest kocham każde z Twoich blogów !!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej, nudzisz się? :) Jeśli tak to zapraszam Cię na Czat GG, gdzie miło i fajnie spędzisz czas. To proste! Dodaj ten numer gg:37841898 do kontaktów i w treści wiadomości wpisz "/join" i potem postępuj według wskazówki :)

    OdpowiedzUsuń