piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 6 - Old traces, new traces...


    ***Vicky's P.O.V***

    Kiedy za Justinem zamknęły się drzwi, poczułam dziwną ulgę. Szybko jednak pojęłam, że nie zostałam sama, we własnych czterech ścianach, z możliwością swobodnego wypuszczenia z siebie uczuć i emocji. Czułam się obserwowana. Chociaż tego nie chciałam, myślałam dwa razy, nim wykonałam jakikolwiek ruch.

    -Jestem Zayn - syn Justina wydawał się sympatyczny, jak jego uśmiech, rozciągający się na ustach. Zdałam sobie jednak sprawę, że Justin również był miły. Przez cały czas uznawałam go za najbardziej pozytywnie nastawioną do mnie osobę, wśród wszystkich, których miałam okazję spotkać w ciągu swojego krótkiego życia. Dzisiejszej nocy przekonałam się jednak, że każdy człowiek posiada drugą, ukrytą twarz, którą ukazuje w najmniej spodziewanym momencie.

    -Vicky - uścisnęłam delikatnie jego dłoń, lecz zabrałam ją dość szybko i gwałtownie. Poczułam bowiem prąd, nieprzyjemny prąd, który odnowił wspomnienie dotyku Justina. Czułam lęk w stosunku do Zayna, dlatego starałam się zachować między nami dystans. Niestety, nie potrafiłam utrzymać go dyskretnie. Kiedy puścił moją dłoń, po prostu wykonałam jeden krok w tył, nie kryjąc strachu.

    -Coś się stało, Vicky? - spytał ostrożnie, jednak widząc, jak reaguje na jego bliskość, nie starał się zbliżyć.
    -Nie, wszystko w porządku, naprawdę - wymamrotałam.
Zdałam sobie jednak sprawę, że Zayn musiałby być zupełnym idiotą, gdyby uwierzył w chociaż jedno moje słowo. Mój głos drżał, a twarz od samego rana z pewnością była nienaturalnie blada. Nawet ślepy zauważyłby, że nie jestem przeciętnym, szczęśliwym dzieckiem, uśmiechającym się na każdym kroku, tylko smutną, wiecznie przygnębioną dziewczynką, która zapomniała, jak wyglądają kolory oraz promienie słońca, docierające do serca.

    -W takim razie chodź na górę, pokażę ci twój nowy pokój. Ojciec z pewnością pozwoli ci przemalować go na dowolny kolor i urządzić tak, jak będziesz chciała, więc przytłaczającym nastrojem, panującym wewnątrz, nie musisz się na razie przejmować - w zupełnie przyjaznym geście przyłożył rękę do moich pleców, aby pokierować mną na górę. Okazałam się tchórzem. Nie potrafiłam zacisnąć zębów i przyzwyczaić się do rzeczy tak banalnej, jaką był dotyk kogoś obcego. Nigdy nie miałam z tym problemów i nie potrafiłam jeszcze przyswoić, że dzisiejsza noc zmieniła wszystko, co do tej pory miało znaczenie. W dalszym ciągu obwiniałam samą siebie, za każdy nieprzyjemny dreszcz, wysyłany przez moje ciało. Widziałam winę tylko i wyłącznie w sobie. Smutne, prawda?

    Zayn podniósł jedną ręką moją torbę i zaczął iść schodami na górę. Wraz z każdym krokiem rozglądałam się po domu, po osobnych korytarzach. Mierzyłam wzrokiem każde drzwi, każdy obraz, wiszący na ścianie, każde zdjęcie, ustawione w ramce. Skoro życie postawiło na mojej drodze nowych ludzi, nowe miejsce i nową sytuację, będę musiała pogodzić się ze wszystkim i zaakceptować. Właściwie, sama chciałam coś zmienić. Może gesty, wykonywane przez Justina nocą, miały na celu mi pomóc? Może po tym wszystkim, wraz z upływem czasu, odnajdę w sobie więcej zaufania do świata i otaczających mnie ludzi?

    -Czuj się tu, jak we własnym domu. W końcu, od dzisiaj nim jest - Zayn otworzył przede mną jedne z drzwi, prowadzące do pokoju po środku korytarza, następnie wszedł do środka, postawił na podłodze torbę, a na koniec usiadł na dużym łóżku, przykrytym białą pościelą, i poklepał miejsce obok siebie, z życzliwym uśmiechem, do którego powoli byłam w stanie się przekonać.

    -Zawsze chciałem mieć młodszą siostrę, wiesz? A teraz, kiedy moje życzenie w końcu się spełniło, chciałbym mieć z tobą jak najlepszy kontakt - zaczął, pocierając dłonie o materiał dresów. - Słyszałem, że mieszkałaś z braćmi, to prawda?
    -Tak, mam dwóch braci. Jeden ma dwadzieścia siedem, a drugi dwadzieścia cztery lata.
    -Jakie były wasze relacje? Dogadywaliście się bez problemu, czy traktowali cię, jak dzieciaka, którym ty nie chciałaś być w ich oczach? - jego głos emanował sympatią, dlatego z nutką chęci zagłębiałam się w rozmowę z nim, mimo że dotyczyła moich prywatnych spraw, o których nie miałam w zwyczaju rozmawiać z kimkolwiek.
    -Wręcz przeciwnie, na siłę traktowali mnie, jak dorosłą, zapominając, że w dalszym ciągu jestem dzieckiem. I tego mi w nich brakowało - po raz pierwszy wyjawiłam drugiemu człowiekowi, czego potrzebowałam, a z czym nie potrafiłam się zgodzić. Może rzeczywiście zaczynałam nabierać odwagi? A może to zwyczajne, chwilowe załamanie, na widok osoby, która naprawdę chce mnie wysłuchać?

    Zayn zamilkł. Zrozumiał, jak poważnie zabrzmiały moje słowa, zwłaszcza zawarte w wypowiedzi jedenastolatki. I choć nie był jeszcze dorosły, poczułam, że potrafi mnie zrozumieć, mimo że był dla mnie praktycznie obcą osobą, którą dopiero poznawałam. Z każdą chwilą bałam się go coraz mniej. Właściwie, to, co odczuwałam względem Justina również nie było lękiem. Myślę, że z niewiadomego powodu czułam po prostu ogromny wstyd.

    -Mogę cię o coś spytać? - szepnęłam, zawijając końcówki rękawów na dłoniach. Okazywałam w ten sposób zdenerwowanie i ciągnęłam za materiał mimowolnie.
    -Oczywiście. Zostałem twoim starszym bratem, który będzie traktował cię lepiej, niż twoi biologiczni bracia. Możesz pytać mnie, o co tylko będziesz chciała, a ja zawsze postaram się pomóc - udało mi się nawet uśmiechnąć. Widziałam, że Zayn podchodzi do mnie poważnie, lecz jednocześnie, jak do dziecka, którym wciąż byłam.

    -Czy twój tata jest dobrym człowiekiem?

    Tym razem w powietrzu zapadła jeszcze głębsza cisza, niż przed momentem. Kiedy Zayn nie odpowiadał przez dobrą minutę, uniosłam głowę i, ignorując włosy, opadające na moje policzki, spojrzałam w górę, na skupioną i poważną twarz Zayna.

    -Dlaczego o to pytasz, Vicky? - zmieszałam się, kiedy jego ostre spojrzenie nie opuszczało mojej twarzy, tylko badało ją, jakby chciało wypalić dziurę na wylot.
    -Z ciekawości - mój głos był na pograniczu szeptu. Bałam się, że Zayn zdoła to usłyszeć. W końcu, obiecałam Justinowi, że w tej jednej kwestii, która zaistniała między nami, będę milczeć.

    -Wiesz, według mojej matki jest skończonym dupkiem i największym draniem, jakiego poznał świat - w tym miejscu wstawił do swojej wypowiedzi cytat. - Ale rozwody zazwyczaj kończą się tego rodzaju wyzwiskami. Moim zdaniem jednak jest w porządku. Czasem przesadza z dyscypliną i porządkiem, ale kiedy ma dobry humor, mogę z nim pożartować, czasem nawet poradzić się, zwłaszcza w kwestii dziewczyn. Nie mogę na niego narzekać. Jest naprawdę w porządku facetem.

    Słowa Zayna sprawiły, że znów oddaliłam od siebie potencjalną winę Justina. Skoro w oczach własnego syna był dobrym człowiekiem, mnie również musiał potraktować dobrze. Jedynie ja odebrałam to inaczej. Czułam się okropnie z faktem, że choćby przez moment pomyślałam o nim źle. Teraz nagle zapomniałam też, że sprawił mi silny ból. W zasadzie, o niczym już nie pamiętałam. On był dobrym człowiekiem. Tylko to się liczyło.

    -Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem w pokoju zaraz za ścianą, drugie drzwi na lewo - Zayn podparł się o kolana i powoli oderwał się od łóżka, podchodząc do futryny. - I jeszcze jedno, Vicky. Nie wiem, czego się boisz i co paraliżuje całą ciebie, sle powiem ci jedno. Nie myśl o tym, zapomnij, wyrzuć z pamięci. Od razu poczujesz się lepiej.

    Kiedy w końcu zostałam sama, a żaden dźwięk nie rozpraszał mojej uwagi pomiędzy dwoma równorzędnymi racjami, położyłam się na czystej pościeli i ostrożnie przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, nadal odczuwając kłujący ból w dole brzucha i pomiędzy nogami. Nie rozumiałam go, nie wiedziałam, w jaki sposób powstał, nie wiedziałam, jak mam na niego reagować.

    Pozwoliłam jednej samotnej łzie spłynąć w dół policzka, lecz resztę, które napływały pod powieki, zatrzymałam. Nie mogłam płakać, nie miałam ku temu powodu. Byłam po prostu zbyt słaba, aby zrozumieć, że wszystko, co zaszło w ciągu tych dwóch krótkich dni, w rzeczywistości miało służyć mojemu dobru. Musiałam się po prostu dostosować i nie rozważać więcej tego, co dla mnie słuszne, oraz tego, co wydaje się zupełnym przeciwieństwem.

    Zaczęłam powoli wyjmować z torby ubrania i układać je na pustych półkach w starej, drewnianej komodzie, uatawionej przy jednej z beżowych ścian. Chciałam zająć czymś ciało, zająć umysł, aby znów nie wspominał dotyku Justina, który teoretycznie nie krzywdził mnie, lecz jednocześnie powodował pieczenie nagiej skóry. Skąd te wszystkie odczucia?

    Gładząc fioletowy sweterek, ułożony w komodzie, usłyszałam skrzypnięcie drzwi i spokojne kroki za plecami. Zanim odwróciłam się przez ramię, poczułam unoszącą się w powietrzu woń silnych, męskich perfum. Wyczuwałam je notorycznie od wczorajszego popołudnia. Należały do Justina i biły od niego ze sporej odległości. Ja jednak w nocy czułam je z bardzo bliska. Zapamiętałam je aż nazbyt dobrze.

    -Jak się czujesz, aniołku? - spytał, a jego twarz, umieszczona niedaleko mojego ucha, rozniosła głos po jego wnętrzu. Drgnęłam niespokojnie, oddychałam niespokojnie, byłam niespokojna. Przed chwilą odczuwałam ulgę. Teraz jednak znów był blisko, a ja czułam zagrożenie i strach przed jego dotykiem.

    -Dobrze - wymamrotałam.
Moje powieki opadły mimowolnie, kiedy przyłożył dłoń do mojej głowy i pogładził nią miękkie kosmyki włosów. Zacisnęłam je i zupełnie nieświadomie wstrzymałam oddech. Przez moment miałam wrażenie, że czas dookoła zatrzymał się. Staliśmy w tej samej pozycji przez długie chwile. Ja bałam się poruszyć, a on zwyczajnie nie chciał.

    -Mówiłem ci już, nie musisz się mnie bać. Jestem twoim przyjacielem, a przyjaciel nie zrobi krzywdy swojemu malutkiemu aniołkowi - Justin obrócił mnie twarzą w swoją stronę. Nie mając odwagi, aby spojrzeć w jego czekoladowe, skupione oczy, wbiłam wzrok w obiekt na przeciw mnie. Był to umięśniony tors Justina, odbijający się przez materiał białej, idealnie wyprasowanej koszuli. Skupiłam się na jednym z guzików i po prostu stałam, gdyż nie wiedziałam, co innego mogłabym zrobić.
   
    -Vicky, odezwij się do mnie - kiedy ostrożnie przyłożył dłoń do mojego rozgrzanego, zaczerwienionego policzka, znów zadrżałam. On jednak nie zabrał dłoni i tym samym w pewien sposób oswajał mnie ze swoim dotykiem. Postanowiłam opanować przejawy paniki i w żaden sposób nie reagować na opuszki jego palców, delikatnie sunące wzdłuż linii mojej szczęki. Po prostu stałam, z czasem przekonując się, że Justin w rzeczywistości nie robił mi krzywdy, nie sprawiał bólu, tylko gładził delikatnie. W każdej chwili, w każdym momencie zdawał mi się zupełnie innym człowiekiem, niż przed paroma minutami. Chociaż wyraz jego twarzy pozostawał identyczny, krył za maską wiele innych odsłon.

    -Co masz zamiar ze mną zrobić? - spytałam cicho, mimo że chciałam, aby mój głos rozbrzmiał chociaż odrobinę głośniej. Mężczyzna onieśmielał mnie bardziej, niż moi bracia, niż Zayn, niż jakikolwiek inny człowiek. Miałam świadomość, że on jako jedyny widział mnie bez ubrań, nagą, bezbronną.
    -Nic, słoneczko. Nic - nie rozumiełam, dlaczego nawet na moment nie odrywał dłoni od mojego ciała. Raz dotykał włosów, raz policzka, raz ramienia, a także ledwie widocznej talii. Sprawiało mu to przyjemność?

    Justin odsunął się ode mnie, odwrócił i wolnym krokiem podszedł do łóżka, na którego skraju usiadł. Wyglądał na smutnego, lub bynajmniej zmęczonego. Jego oczy nie lśniły tak, jak wczorajszego wieczoru oraz dzisiejszego poranka, kiedy całował mnie, dotykał i przytulał z troską.

    -Jesteś jeszcze maleńka, Vicky, dlatego będziesz musiała chodzić do szkoły. Zapisałem cię do tej samej, do której chodzi Zayn. W budynku znajduje się zarówno poziom podstawowy, jak i wyższa szkoła, a pomyślałem, że wolałabyś znać chociaż jedną osobę. Wtedy nie będziesz czuła się tam tak bardzo samotna. Jestem pewien, że z czasem znajdziesz koleżanki, kolegów.
    -Nigdy ich nie miałam. Nie wiem, jak rozmawiać z rówieśnikami, nie wiem nawet, o czym mogłabym. Zazwyczaj jedynie przysłuchiwałam się rozmowom innych i nigdy nie starczyło mi odwagi, aby również się odezwać. Dlatego nie wierzę już, że ktokolwiek mógłby mnie polubić i traktować, jak koleżankę.

    Nogi mimowolnie zaprowadziły mnie do łóżka, na którym spoczywał mężczyzna. Usiadłam obok niego, jednak pamiętałam o zachowaniu dystansu i bezpiecznej odległości. Tym razem nawet nie starał się zbliżyć do mnie, przysunąć. Siedział w jednym miejscu, opierał łokcie o kolana i wpatrywał się w niewielki, brązowy dywan, ułożony na podłodze, po środku sporego pokoju. Przez parę chwil chciałam go dotknąć, dowiedzieć się, dlaczego jego ust nie zdobi uśmiech, który potrafił nawet mnie, najbardziej pesymistycznie nastawioną do życia osobę, podnieść na duchu. Chciałam spytać go, dlaczego jego wzrok jest tak zamglony. Chciałam wiedzieć, czy to przeze mnie jest nieobecny i zdołowany. Może powiedziałam coś, co dogłębnie go uraziło, lub sprawiło mu najzwyczajniej w świecie przykrość?

    Szybko jednak zrezygnowałam z prób nawiązania z nim kontaktu. Chyba wolałam, aby nie patrzył na mnie, nie odzywał się do mnie, nie starał się dotknąć. Wtedy czułam się pewniej. Niepokoiło mnie jednak jego milczenie. Czułam, że Justin chce coś powiedzieć, może wyrzucić z siebie pewnego rodzaju ciężar, ale nie potrafi zebrać w sobie sił, aby otworzyć usta i wypuścić pojedyncze słowa.

    Zamiast tego wstał i ostatni raz przed wyjściem z pokoju pogładził mnie po głowie. Zdawało mi się, że zrobił to jeszcze delikatniej, niż każdym poprzednim razem.
    -Za dziesięć minut zejdź na dół, aniołku. Odwiozę ciebie i Zayna do szkoły.

    ***

    Budynek szkolny był z pewnością dużo większy, niż moja poprzednia szkoła, do której uczęszczałam z ogromną niechęcią. Tutaj również bałam się przekroczyć próg i gdyby nie Zayn, nieodstępujący mnie na krok, nie dałabym rady odnaleźć w sobie odwagi. Szkoła wiązała się z dużą liczbą nastoletnich osób. Czulam przed takimi respekt. To oni przeważnie posyłali mi krzywe, lub pełne ironii spojrzenia. Chciałam uwolnić się od nich, lub choćby nauczyć się je ignorować, lecz nie widziałam sensu, aby okłamywać samą siebie. Nigdy nie będę wystarczająco odważna, aby puszczać mimo uszu spojrzenia i wredne docinki.

    -Nie musisz się bać, Vicky. Szkoła nie jest taka straszna, kiedy poznasz właściwych ludzi, z którymi chcesz zawrzeć bliższe więzi. Ja poznałem w szkole swoich najlepszych przyjaciół, a także dziewczynę, którą kocham ponad życie. Wystarczy, że otworzysz oczy, a ujrzysz mnóstwo osób, które tylko czekają, abyś podeszła do nich i wyciągnęła otwartą dłoń, zaufaj mi - oboje przemierzaliśmy wzdłuż szkolny korytarz. Chociaż postawiłam na nim naprawdę wiele kroków, nadal nie widziałam końca, za to uczniów z każdą chwilą przybywało. Widziałam ludzi w podobnym wieku do mojego, jak i tych parę lat starszych, którzy dużo bardziej pasowali do Zayna. Przerastali mnie posturą, a także sposobem poruszania się. Po tym bowiem mogłam poznać, kto czuje się w szkole pewnie, a kto jest równie wystraszony, co ja.

    -W tej sali będziesz miała pierwszą lekcję. Gdy ją skończysz, poczekaj tu na mnie, a zaprowadzę cię do następnej klasy, dobrze? - skinęłam jedynie głową. Chciałam, aby Zayn zostawił mnie już samą. Nie, nie dlatego, że wolałam przebywać tylko w swoim towarzystwie. W dziwny sposób czułam, że jestem dla Zayna problemem, którym musi się opiekować, mimo że nie dawał mi powodów do takich myśli. Chyba przyzwyczaiłam się, że dla moich biologicznych braci od zawsze byłam utrapieniem. Gdybym rzadziej wchodziła im w drogę, może nie oddaliby mnie Justinowi, a ja nie musiałabym przez długie godziny odpychać od siebie samych myśli, zawierających dotyk mężczyzny.

    Usiadłam pod jedną ze ścian na przepełnionym korytarzu. Będąc blisko podłogi, przy samej ziemi, czułam się bezpieczniej, niż gdybym miała stać, będąc dostępną dla wzroku wielu osób. Uznawałam zasadę, że dopóki zauważa mnie mniej uczniów, mniejsza ich ilość może obrać sobie moją drobną postać, jako cel, na którym będą mogli wyładowywać wszystkie złe emocje.

    Przymykając oczy dosłownie na moment, wyciągnęłam przed siebie obie nogi, aby chociaż w części rozprostować obolałe ciało. Niestety, na tę jedną chwilę zapomniałam o przepełnionym korytarzu. Los chciał, że o jedną z moich stóp potknął się rosły chłopak. Miał szesnaście, może siedemnaście lat, stanowczy, poważny wyraz twarzy i spojrzenie, potrafiące zabić. Był człowiekiem, któremu nigdy nie chciałabym się narazić, a nieumyślnie zrobiłam to już pierwszego dnia w nowej szkole.

    -Masz, kurwa, jakiś problem, dzieciaku? - ryknął, powodując zimne poty, oblewające mnie od szyi, po czubki palców u stóp.
Bałam się za każdym razem, gdy ktoś podnosił na mnie głos, nawet osoby, które znałam i do których miałam zaufanie. Teraz drżałam jednak przed całkowicie obcym człowiekiem. Nie znałam jego zamiarów, nie wiedziałam, do czego jest zdolny.

    W nowej szkole chciałam od nowa zacząć swoje życie, tak, jakby poprzednie nigdy nie istniało. Chciałam zapomnieć o ludziach, którzy upokarzali mnie każdego dnia. Chciałam zapomnież również o tych, którzy biernie przyglądali się czynom innych i nigdy nie wyciągnęli do mnie pomocnej dłoni. Tymczasem wszystko zdaje się być takie samo, jak w poprzedniej szkole, w poprzednim otoczeniu. Chciałam jedynie, aby zostawili mnie w spokoju, aby przestali się nade mną znęcać i taktować gorzej, niż zwierzę.

    -Nie - wyjąkałam, drżąc zarówno na zewnątrz, jak i w środku. I choćbym nie wiem, jak starała się nad tym zapanować, moje dłonie i tak nie potrafiły stanowczo złapać paska torby, a oddech ulatywał z moich ust w nierównych odstępach. - Przepraszam.

    Wystarczyło spojrzeć w jego ciemne oczy, aby wiedzieć, że nie zamierza mi odpuścić. Czasem miałam wrażenie, jakby cały świat zmówił się przeciwko mnie i za jeden, niewłaściwy ruch, pragnął mnie ukarać. W zasadzie, wystarczyło, że oddychałam i dawałam oznaki swojego istnienia. Samo to prowokowało innych do uprzykrzania mi życia, którego swoją drogą wcale nie potrzebowałam. Który człowiek chciałby żyć, mając świadomość, że jest zupełnie bezużyteczny?

    -Dla twojego dobra chowaj się za każdym razem, kiedy zobaczysz mnie w pobliżu, dziecinko. Nasza kolejna konfrontacja może skończyć się dla ciebie bardzo źle - zacisnął ogromną dłoń na materiale bluzki na moich plecach i szarpnął nim w górę. Nie miałam siły, aby dłużej siedzieć. Jego siła uniosła mnie z łatwością, a druga z dużych dłoni docisnęła do ściany. - Zrozumiałaś mnie?

    Po raz pierwszy poczułam, że bez sensu jest dłużej starać się i zabiegać o akceptację wśród rówieśników. Nie mam na nią najmniejszych szans, chociaż tak bardzo chciałabym żyć, jak inne dzieciaki. Zwyczajnie wyrwałam się nastolatkowi, przebiłam się przez tłum gapiów i uciekłam, aby schować się przed nim, jak mi polecił. Nie chciał, abym wchodziła mu w drogę, więc ja nie zamierzałam tego czynić. Postanowiłam z jeszcze większą gorliwością unikać kłopotów, unikać ludzi.

    W popłochu zamknęłam za sobą drzwi od łazienki. Okazałam się na tyle silna, aby nie rozkleić się. Nie dałam łzą pozwolenia, aby wypłynęły spod moich powiek. Założyłam na nich kłódkę, a klucz wyrzuciłam, tym samym zabraniając samej sobie płakania w rękaw bluzki. Im więcej płakałam, tym słabsza byłam i tym więcej osób mogło mnie zniszczyć.

    Zsunęłam się po ścianie na brudną, zimną, wilgotną podłogę. Brzydziłam się jej tak samo, jak całej tej szkoły, jak samej siebie. Za każdym razem, kiedy patrzyłam w lustro, widziałam brązowe, proste włosy, ciemne oczy, malinowe usta, mały nos. Nie widziałam jednak w swojej twarzy nawet minimalnej chęci do życia. I jakkolwiek źle to zabrzmi, kiedy Justin przytulił mnie po raz pierwszy, poczułam iskrę, która byłaby w stanie rozpalić w mojej duszy ognisko, pomagające mi po wszystkich przejściach.

    Siedząc skulona na ziemi, nie zauważyłam, że drzwi łazienki otworzyły się ponownie. Dopiero kroki uświadomiły mi, że nie jestem już sama. Miałam cichą nadzieję, że nie zostanę zauważona, jednakże wbrew pozorom moja postać wyjątkowo przykłuwała uwagę swoją bezradnością.

    -Cześć, wiesz, że to męska łazienka? - poczułam, jak chłopak, którego rozpoznałam po głosie, kuca obok mnie.
    -Przepraszam, zaraz stąd wyjdę - aby nie stracić wszystkiego, co miałam do stracenia w oczach innych, uniosłam głowę. Ujrzałam przed sobą parę niebieskich, siedemnastoletnich tęczówek, wpatrzonych we mnie przenikliwie, jednak z sympatią.
    -Coś się stało? Może będę potrafił ci pomóc? - sama nie wiem, czy naprawdę tego chciał, czy naprawdę wyciągał do mnie pomocną dłoń. Przyzwyczaiłam się, że jakiekolwiek życzliwe gesty, wykonywane w moim kierunku, nie są przepełnione szczerością, a przebiegłością i kłamstwem, lub po prostu zwyczajną litością. - Czy ty masz na imię Vicky? Jesteś nową siostrą Zayna?
    -Tak, skąd wiesz?
    -Zayn to mój przyjaciel. Widziałem, jak wchodziliście razem do szkoły. Może powiem mu, że źle się czujesz, żeby zabrał cię do domu? Naprawdę nie wyglądasz najlepiej.

    Chłopak nie musiał się fatygować. Dosłownie parę chwil później drzwi łazienki otworzyły się kolejny raz. Teraz jednak poznałam człowieka, który przekroczył próg. Był nim Zayn, z wyraźnie zaniepokojonym wyrazem twarzy. Czy martwił się o mnie?

    -Szukałem cię przed klasą, Vicky, ale inni powiedzieli mi, że uciekłaś po spięciu z jakimś chłopakiem. Jak się czujesz, nic ci nie zrobił? - właśnie tak od zawsze wyobrażałam sobie starszego brata. Chciaż znałam Zayna raptem parę godzin, troszczył się o mnie i naprawdę przejmował moim losem. Nie byłam do tego przyzwyczajona, ale również dzięki niemu czułam się odrobinę ważniejsza.

    Nie potrafiłam powiedzieć, dlaczego nic nie mówiłam. Kiedy znalazła się osoba, która naprawdę chciała mi pomóc, ja uznawałam to za litość, której nie chciałam na kimkolwiek wymagać. Przyłapałam samą siebie na tym, że naprawdę nie wiedziałam, czego sama chciałam.

    -Zadzwonię po tatę. Przyjedzie po ciebie i zabierze do domu. Myślę, że nie ma sensu, abyś dłużej tu dziś siedziała. Niepotrzebnie zrazisz się do tej szkoły - w tym momencie chciałam krzyknąć, powstrzymać go od zatelefonowania do Justina, w pobliżu którego również nie chciałam być. Jak zwykle jednak z moich ust nie uleciało ani słowo. Wciąż milczałam, jednocześnie zgadzając się na wszystkie warunki. - Wyjdź przed szkołę, Vicky. Tata czeka na parkingu. Nie zdążył jeszcze odjechać.

    Nawet nie podziękowałam Zaynowi, ani jego przyjacielowi. Nie zdołałam również pozbierać emocji i zbić ich chociaż odrobinę w jedną całość. Mocno zacisnęłam dłoń na pasku torby i niemal ciągnąc ją po korytarzu, doczłapałam się do dużych, wyjściowych drzwi.

    Samochód Justina zaparkowany był po środku parkingu, w tym samym miejscu, w którym wysiadałam z niego pięć minut temu. Wbiłam wzrok w betonowe płyty chodnika i nie podniosłam go aż do momentu, w którym złapałam klamkę, wsiadając na miejsce pasażera. Chciałam powiedzieć, że razem z zamknięciem drzwi poczułam się bezpieczniej, lecz niestety musiałabym skłamać. Strach przed szkołą zastąpił strach przed Justinem, dużo silniejszy, dużo bardziej paraliżujący i dużo bardziej zrozumiały.

    Razem z dużą dłonią, którą przyłożył do wewnętrznej strony mojego uda, rozwiał moje nadzieje, że kiedykolwiek znajdę w sobie wystarczające pokłady odwagi, aby cokolwiek zmienić.

~*~

    I co sądzicie o rozdziale? :)

    Polecam! http://bieberstouch-fanfiction.blogspot.com

    ask.fm/Paulaaa962

18 komentarzy:

  1. O Boże. Tak bardzo mi szkoda Vicky. Ale jest Zayn, zajebisty starszy brat. Czekam na next i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Supcio czekam na kolejne zycze weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty jesteś najlepsza ! Jak ja uwielbiam czytać Twoje opowiadania :D JUż nie umiem się doczekac kolejnego rozdziału. Super , cudownie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. najlepszy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś genialna !! :) ksżdy kolejny rozdział lepszy od poprzedniego :) nie wiem jak ty to robisz :)
    Ten rozdział jest taki... gdjdbdjjdjd.... nie wiem jak to nazwać ale jest świetny chociaż to nie jest odpowiednie słowo opisujące ten rozdział ale nie potrafię znaleźć innego :)
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału głównie dlatego, że nigdy nie wiadomo co w nim będzie. Umiesz zaskakiwać i to w tobie uwielbiam :) a wiec czekam czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Brak mi słów
    Strasznie szkoda mi Vicky
    No a Zayn jest super bratem
    Muszę przyznać, że każdy kolejny rozdział jest jeszcze lepszy
    Do nastepnego<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kooocham Zayna !!!❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  8. niesamowite, zakochałam się

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam to opowiadanie i w ogole, ale troche mi smutno, ze tak dlugo nie dodajesz rozdzialu na final-justice, a tutaj tak ;( Mam nadzieje, ze nie meczy cie brak weny albo cos... Jakby co, to nam powiedz ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeju, to zdecydowanie inne opowiadanie niż wszystkie, które czytam. Nie wiem co myśleć o Justinie, a już tym bardziej o samej Vicky. Cholera, ona jest tylko dziewczynką, a ile już doświadczyła pomimo młodego wieku. Zayn jest bardzo opiekuńczy, ale szkoda, że Vicky nie za bardzo mu ufa. Cóż, jestem pewna, że niedługo porządnie rozkręcisz fabułę. Kurczę, Bree ma charakterek! Jestem nią zachwycona. Jest naprawdę wredna :D Trzeba przyznać, że chciałabym być tak pewna siebie chodź w połowie, jak Bree! :3
    Matko i co teraz? Vicky wróci z Justinem do domu, Jezu.. Boję się tego. Mam nadzieję, że nie zrobi jej tym razem krzywdy..
    Czekam na kolejny! :3
    ~ Drew.
    http://struggling-with-love-jbff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow świetny rozdział, nie wem co napisać :)
    Czekam niecierpliwie na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Biedna Vicky :c
    Wspolczuje jej, ze tak sie ktos nad nia zmeca, chciala zaczac od nowa i zebt wszystko bylo dobrze, a gdzie by nie poszla to ktos sie jej przyczepi i jest tak samo jak bylo wczesniej :/
    Ale Zayn jest takim fajnym bratem, taki wtmarzony starszy brat *.*
    Troszczy sie o nia i wgl jest strasznie kochany, szkoda, ze Vicky mu nie umie zaufac :c
    No i teraz bedzie z Justinem sama w domu... mam nadzieje, ze nic jej nie zrobi...

    Przepraszam, ze nie skometowalam poprzedniego, ale jakos mialam za duzo na glowie i nie zdazylam nawet przeczytac, co nadrobilam dopiero dzisiaj ;*

    Weny <3

    believe-in-your-dreams-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Naprawdę szkoda mi Vicky. Każdy traktuje ją jak śmiecia, każdy ma ją gdzieś, Justin może i obdarza ją uczuciem, ale nie tym, którego powinna doznać w tym wieku. Z tego powodu cieszę się, że na jej drodze pojawił się również Zayn. Wydaje się naprawdę miłym i pomocnym chłopakiem, myślę, że będzie idealnym starszym bratem. Szkoda, że trafił na taką dziewczynę jaką jest Bree. Racja, są świetna parą, naprawdę do siebie pasują, ale jednak ona zaczyna coś podejrzanie kręcić z jego ojcem.
    Najbardziej przeraża mnie myśl, co się stanie, gdy Zayn dowie się o wszystkim. Nie wiem, po prostu niewyobrażalne. Jeżeli się dowie, to myślę, że będzie z tego spora afera.
    W ogóle, śliczny szablon!
    Pozdrawiam i życzę weny! ;)
    [Tell me your story, Stiles.]

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy teraz kazdy rozdzial, zarowno na tym blogu, jak i na final-justice, bedzie dodawany co tydzien?;(

    OdpowiedzUsuń