niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 5 - Small, fucking provocateur...


    ***Zayn's P.O.V***

    Kroki, choć ciche i delikatne, powodowały nieznośne kłucie w skroniach, które przeradzało się w pulsujący ból całej głowy. Z wciąż opuszczonymi powiekami, uniosłem dłonie i przyłożyłem do skroni dwa palce, wskazujący oraz środkowy, masując je delikatnie okrężnymi ruchami. Co prawda, nie przyniosło to długotrwałego ukojenia, lecz na parę sekund uśmierzyło ból.

    -Trzeba było pić więcej, kretynie - kroki ucichły. Zastąpiła je jednak mała pupa, dociskająca moje biodra do podłoża i przyjemnie drażniąca okolice mojego krocza.

    Już kilka sekund później poczułem miękkie kosmyki włosów, delikatnie łaskoczące moją klatkę piersiową i policzki, a później pełne, słodkie usta dotknęły moich warg. Zrobiły to w sposób denerwujący, ponieważ nie zaspokoiły moich potrzeb, a jedynie je rozbudziły.

    -Mówiłem ci wiele razy, nie denerwuj mnie w ten sposób - wymruczałem, opuszczając dłonie z twarzy. Przyłożyłem je do gładkich ud dziewczyny, która rozsiadła się na mojej dolnej połowie, jak na najwygodniejszym fotelu. Co więcej, nie miała najmniejszego zamiaru zsunąć się, lub choćby zmienić pozycji.

    -Oboje dobrze wiemy, że uwielbiasz, gdy to robię. - jakby na potwierdzenie swoich słów poruszyła się, dosadnie ocierając o moje przyrodzenie. Kochałem, gdy zmieniała się w zarozumiałą sukę. Jeśli mam być szczery, była taka niemal zawsze i właśnie tym różniła się od innych dziewczyn. One słodkimi uśmiechami zdobywały serca facetów. Moja dziewczyna natomiast nigdy nie upadłaby tak nisko, aby płaszczyć się przed mężczyzną. Chętny musiał zabiegać o nią, nie na odwrót.

    -Mam cholernego kaca. - wyjęczałem. Nie liczyłem już nawet, że Bree pochyli się i delikatnie pocałuje mnie w czółko. Przyzwyczaiłem się, że interesował ją jedynie czubek własnego nosa, poza który, nie widziała niczego. Pozostawała niewzruszona na ludzkie cierpienie.
    -Mówiłam, trzeba było pić więcej, a z pewnościsa nie stanąłbyś dzisiaj na nogach. Widocznie masz za słabą głowę, aby pić na umór - powiedziała z wyższością. - A teraz wstawaj. Nie zamierzam słuchać, jak użalasz się nad sobą.

    Uderzając lekko w moją klatkę piersiową, przełożyła jedną nogę na drugą stronę moich bioder i stanęła prosto na materacu, na którym oboje spedziliśmy noc. Zamknęła w dłoniach burzę swoich długich, brązowych włosów i przełożyła wszystkie na jedno ramię, okryte cienką koszulką bez rękawów, uprzednio roztrzepując je lekko, zwiększając tym samym ich objętość.

    Była moją piękną księżniczką. Urody zazdrościła jej każda, młoda kobieta, natomiast mi zazdrości każdy facet, że bezkarnie mogłem nazwać ją swoją. I chociaż Bree zawsze upierała się, że nie jest od nikogo zależna, ja i tak będę uważał, że jest moja i tylko ja mam do niej prawo. Tylko ja mogłem ją przytulać, tylko ja mogłem całować jej pełne, malinowe wargi i tylko ja mogłem z nią grzeszyć, czego oboje nie mieliśmy w zwyczaju sobie odmawiać. Ja byłem młodym mężczyzną, którego hormony buzowały w organizmie. Bree natomiast była jedną, wielką zagadką i z perspektywy czasu uświadomiłem sobie, że w rzeczywistości nie wiem o niej nic, prócz jej imienia, nazwiska, wieku oraz faktu, że byłem w niej bezgranicznie i niezaprzeczalnie zakochany.

    -Stary, śpisz? - potrząsnąłem ramieniem kumpla, leżącego na kanapie. Było tak bezwładne, że pod wpływem jednego dotyku zsunęło się na ziemię i uderzyło w nie z cichym brzdękiem.

    Siedemnastolatek mlasnął cicho i zaczął mrugać oczami, jednocześnie osłaniając je przed światłem słonecznym, wpadającym do salonu. Rozbudził się dopiero po kilku minutach, kiedy usiadł prosto na kanapie, a nogi zsunął na podłogę.

    -Już nie, dzięki - mruknął, wykonując dokładnie taki sam gest, jak ja, zaraz po przebudzeniu. Mianowicie, przyłożył palce do skroni i zaczął masować je okrężnymi ruchami. - Która godzina? - spytał, wciąż nieprzytomnie.
    -Chwilę po ósmej. - zerknąłem na zegar, wiszący na przeciwległej ścianie i ciężko było mi wręcz uwierzyć, że po całonocnej imprezie, syto zakrapianej alkoholem, o tak wczesnej godzinie jestem już na nogach.

    -Do cholery, dlaczego budzisz mnie w środku nocy? - opadł z powrotem na beżowe poduszki, a palcami lewej ręki przeczesał gęste, brązowe włosy.
    -Uwierz, wolisz zostać obudzony przeze mnie, niż przez tę chodzącą marudę i wiecznie niezadowoloną księżniczkę - nie zdążyłem nawet dokończyć zdania. W trakcie przerwała mi mała dłoń, uderzajaca mnie w tył głowy. I nie, nie delikatnie, ale mocno, w wyniku czego na moich ustach zaczął błąkać się grymas.

    -Jeśli ja marudzę, chyba nigdy nie słyszałeś siebie - Bree, z kubkiem kawy, przeszła między moimi nogami. Kiedy była tak blisko, nachyliłem się i musnąłem delikatnie gładką skórę jej uda. - Nie dotykaj mnie - fuknęła, podchodząc do drugiej kanapy, na której w dalszym ciągu spał jeden z chłopaków.

    Bez cienia wyrzutów sumienia strąciła na podłogę jego nogi i sama rozsiadła się na większej części kanapy. Była chyba największą egoistką, jaką znałem, a mimo to kochałem ją, jak szaleniec. Była pierwszą dziewczyną, na której naprawdę mi zależało. Często jednak wątpiłem, czy jej zależy na mnie, z czasem przekonując się, że dla Bree nie liczą się inni. To ona stała w jej małym centrum wszechświata, do którego nie wpuszczała nikogo innego.

    Przyglądałem się kolejno twarzy każdego z kolegów. Czterech przebudziło się już, natomiast ostatni, największy imprezowicz, nadal pozostawał w głębokim śnie, z którego nie byłoby w stanie wybudzić go nawet trzęsienie ziemi. Jednakże, te cztery pary oczu, które już od paru minut uchwytywały światło słoneczne, teraz wpatrzone były w postać Bree, w jej pełne piersi, osłonięte jedynie lekko prześwitującą koszulką, bez materiału stanika, oraz długie, smukłe nogi, delikatnie opalone.

    Doskonale wiedziałem, w jaki sposób działała na moich kolegów, a i oni nigdy nie starali się tego przede mną ukrywać. Kiedy nie byliśmy jeszcze z Bree parą, każdy z nich starał się zdobyć względy dziewczyny, jednak ona wybrała mnie. Wśród wszystkich, których mogła zdobyć jednym skinieniem palca, odnalazła mnie i to ze mną spędzała każdą, wolną chwilę. I może była wredna i arogancka, ale kocham ją taką, jaka jest, nie oczekując od niej zmiany.

    -Mam dla was propozycję. Jeśli zmyjemy się stąd, zanim Mike otworzy oczy, cały ten burdel pozostanie na jego głowie. Co wy na to? - mogłem się spodziewać, że brunetka nie będzie skora do pomocy. Dbała wyłącznie o siebie, a problemy innych omijała szerokim łukiem.
    -Jestem jak najbardziej za. - po minucie od propozycji chyba tylko ja nadal siedziałem na materacu, obserwując, jak koledzy w pośpiechu zakładają na siebie ubrania. Jednocześnie zachowywali przy tym nadzwyczajną ciszę, aby żaden, większy szmer nie doszedł do uszu śpiącego Mike'a, właściciela domu.

    -Idziesz z nami, czy zamierzasz do późnej nocy sprzątać z nim ten burdel? - nadal byłem w samych bokserkach, kiedy Bree ubierała już buty. I choć nie chciałem zostawiać przyjaciela z ogromnym bałaganem na głowie, który będzie musiał uprzątnąć przed powrotem rodziców, uległem Bree, zwłaszcza kiedy podeszła do mnie i zaczęła delikatnie muskać moją szyję, wypełniając drobne pocałunki namiętnością.

    -Wybacz, Mike. Z kobietami się nie dyskutuje - mruknąłem do śpiącego kumpla, pospiesznie wkładając na siebie czarne dresy, zwężane w nogawkach, oraz czarną koszulkę, z przypadkowymi napisami na piersi. Butów, Bree nie pozwoliła założyć mi w domu. Chwyciła je jedną ręką i wyszła na podjazd, oświetlony słońcem, sprawiając, że przez pewien czas szedłem po chodniku w samych skarpetkach.

    -Długo jeszcze masz zamiar znęcać się nade mną w ten sposób? - westchnąłem zrezygnowany. Kiedy tylko zbliżałem się do Bree wystarczająco, aby odebrać od niej swoje buty, ona uciekała kawałek w przód, śmiejąc się pod nosem i powtarzając tę czynność wielokrotnie.

    Mówiłem już, że dodatkowo bywa cholernie złośliwa?

    -Bree, mam białe skarpetki, jeśli jeszcze nie zauważyłaś, a nie chciałbym, aby za parę sekund stały się czarne - nie byłem zirytowany nawet w najmniejszym stopniu. Zwyczajnie zdążyłem przyzwyczaić się do jej momentami dziecinnego zachowania.

    Ona jedynie wzruszyła ramionami i zaczęła iść przed siebie, stawiając proste kroki w wysokich szpilkach, które jeszcze bardziej wysmuklały jej nogi i zwyczajnie przyciągały wzrok. Wykorzystując moment, w którym brunetka pozostawała odwrócona do mnie plecami, podbiegłem do niej najciszej, jak potrafiłem, i złapałem w pasie, przerzucając jej drobne ciało przez swoje ramię.

    -I kto jest teraz górą, ptysiu? - zachichotałem. Kiedy uniosłem ją, przypadkowo podwinąłem odrobinę materiał koszulki dziewczyny, która odsłoniła kawałem nagiej skóry biodra. Moje wargi automatycznie przywarły do niej delikatnie i kilka razy musnęły. Przez cały czas czułem wewnętrzną potrzebę, aby pokazywać Bree, ile dla mnie znaczy. Liczyłem, że każdy mój gest i czułe słówko zapisze się w jej główce i przypomni, kiedy Bree poczuje wątpliwości.

    -Wszystko, tylko nie ptysiu. Przez ciebie czuję się, jak ciastko z kremem. Mówiłam ci wiele razy, nie jestem słodka, tylko seksowna.
    -Aniołku, jesteś najsłodszą istotą, jaką znam. Nie wyprzesz się tego. Możesz udawać, możesz robić z siebie wredną sukę, ale wewnątrz serduszka nadal jesteś małym, zbłąkanym szczeniaczkiem.
    -Nienawidzę, kiedy traktujesz mnie, jak idiotkę, która tylko czeka, żeby chłopak lizał jej dupę czułymi, słodkimi słówkami. Nie cierpię tego, słyszysz? - choć, uderzając mnie w plecy, nie brzmiała na rozbawioną, ja i tak przez cały czas kroczyłem z uśmiechem.

    Przez całą drogę nie zdołałem założyć butów i w białych skarpetkach doszedłem do drzwi domu. Ani na moment nie postawiłem również Bree na chodniku, która ze znudzeniem wsparła się na łokciach o moje plecy i cicho nuciła melodię nieznanej mi piosenki. Jej głos, mimo że zwykle podnosiła go, teraz brzmiał uspokajająco, relaksował mnie. Kłótnie między nami zdażały się niestety dość często, dlatego korzystałem z każdej chwili ciszy, którą spędzaliśmy wspólnie. Wiedziałem jednak, że nie mogę przyzwyczajać się do takich momentów, chociaż bardzo bym tego chciał.

    Wszedłem do wnętrza domu, w którym panował nienaganny porządek i spokój. Każda, najmniejsza rzecz odnalazła swoje miejsce w szafkach bądź w szufladach, natomiast poza półkami znajdowało się jedynie kilka zdjęć, oprawionych w drewniane ramki, oraz skromne ozdoby. Ojciec od zawsze cenił sobie porządek, a ja nie szukałem pretekstu, aby wszczynać z nim kłótnie, dlatego poza granice swojego pokoju nie rozprowadzałem bałaganu, porozrzucanych ubrań oraz śmieci.

    -Co księżniczka zjadłaby na śniadanie? - spytałem, ostrożnie sadzając Bree na beżowej kanapie, z poduszkami po bokach.
    -Ciebie - zębami delikatnie przygryzła wargę, sprawiając, że wyglądała jeszcze bardziej smakowicie i kusząco. Poczułem potrzebę, aby poczuć ją na swoich. Nie protestowałem więc, kiedy mała dłoń brunetki zwinęła się w pięść na mojej koszulce i nie pozwoliła oddalić mi się w stronę kuchni. Zamiast tego przyciągnęła mnie na kanapę, na którą opadłem plecami. Poczułem, że powietrze wokół nas zaczyna robić się coraz cieplejsze, zwłaszcza wtedy, kiedy Bree z wdziękiem przeniosła jedną nogę na drogą stronę mojego biodra i usiadła na mnie okrakiem, znów dotykając mojego członka pupką.

    -Wczoraj nie pozwolili mi zbliżyć się do ciebie, więc dzisiaj muszę odebrać to, co mi się należy. - Bree nie czuła przede mną skrępowania, dlatego kiedy położyłem dłonie na jej nagiej talii, nawet nie drgnęła. Wręcz przeciwnie, zachęcała mnie, abym przełożył przez głowę jej koszulkę i odrzucił ją na tyle daleko, by nie stanowiła przeszkody. Może to pusty i głupi tok myślenia, ale za to również tak bardzo ją kochałem. Nie należała do grupy dziewczyn, które po każdej pieszczocie w pośpiechu biegły do kościoła, aby wyspowiadać się z grzechów. Chwytała to, co każdego dnia dawało jej życie.

    -Uwielbiam, kiedy zmieniasz się w niegrzeczną dziewczynkę - wymruczałem, pozwalając jej sprawnym dłonią ująć między palce gumkę dresów i powoli zsuwać je w stronę stóp.
    -Nie zmieniam się w nią. Zawsze taka jestem - lekceważąco wzruszyła ramionami. Tym razem zawędrowała dłońmi do guzika swoich spodenek. Odpinała je stanowczo zbyt wolno, dlatego po kilku chwilach, zniecierpliwiony, odsunąłem jej rączki na bok i sam przywarłem palcami do zapięcia, zwalniając je jednym, szybkim ruchem.

    -Panie Black, co tak agresywnie? - wymruczała, sunąc nosem po mojej szyi, wrażliwej jedynie na jej dotyk.
    -Nazywając mnie panem Blackiem, mam wrażenie, jakbyś rozmawiała z moim ojcem. I wybacz, słonko, ale przez moment wyobraziłem go sobie na moim miejscu - parsknąłem głośnym śmiechem, a mina Bree dodatkowo pobudziła kolejną falę rozbawienia.
    -Masz zbyt wybujałą wyobraźnię. Przez ciebie ja również zobaczyłam go pod sobą i uwierz, teraz czuję się bardzo niezręcznie - aby zahamować nasze wzajemne wybuchy śmiechu, kilka razy musnęła moje usta, rozprowadzając przyjemne ciepło w moim wnętrzu.

    Naraz usłyszeliśmy przekręcanie klucza w zamku drzwi wejściowych. Nim ja zdążyłem w ogóle zrozumieć, w jakim położeniu znaleźliśmy się oboje z Bree, brunetka już trzymała w dłoniach swoją koszulkę, zapinając jednocześnie guzik jeansowych spodenek. Mi wystarczyło, że uniosłem delikatnie biodra i wciągnąłem wyżej dresy. Zapomniałem jednak o roztrzepanych włosach, którymi zwinne palce Bree bawiły się przez ostatnie minuty, nie oszczędzając sobie rozrzucania ich w każdym kierunku świata.

    Po domu rozniosły się kroki. Prócz ciężkich i spokojnych mojego ojca, usłyszałem również ciche, nierównomierne i delikatne, które zagłębiały się w panelach, jak stopy w piasku. I chociaż nigdy przesadnie nie interesowałem się, kogo mój tata przyprowadza do domu, ten jeden raz usiadłem prosto na kanapie i rzuciłem spojrzeniem w stronę drzwi wyjściowych.

    Nagle wszystko dookoła zniknęło, zostało stłumione przez drobną postać małej dziewczynki, której brązowe kosmyki włosów przykrywały policzki i opadały łagodnymi falami na ramiona. Spoglądała spod rzęs na wnętrze domu, z naciągniętymi na dłonie rękawami, obejmując się ramionami, jakby chciała w ten sposób wytworzyć wokół siebie barierę, chroniącą ją przed resztą świata.

    Doskonale widziałem, że była przerażona i z perspektywy czasu zaczałem dostrzegać, że to właśnie w tamtym momencie zamknąłem oczy, nie dopuszczając do siebie brutalnej prawdy. Zdołałem otworzyć je dopiero wtedy, kiedy było już za późno.

    -Bree - zaczął ojciec, wpatrując się w moją dziewczynę, która, tak jak ja, siedziała w szoku na małym dywaniku obok kanapy, dalej trzymając w swoich dłoniach koszulkę. Jej usta pozostawały delikatnie rozchylone, a jej ciało nie było w stanie nawet drgnąć. - Jestem przyzwyczajony do widoku półnagich kobiet, ale myślę, że poczułabyś się lepiej, gdybyś jednak założyła na siebie bluzkę.

    Swoimi słowami otrzeźwił zarówno Bree, jak i mnie. Dopiero teraz zorientowałem się, że brunetka nie miała na sobie ubrania i od pasa w górę okrywał ją jedynie stanik, uwydatniający jej pełne kształty. W pierwszym odruchu chciałem rzucić się przed Bree i osłonić ją przed wzrokiem ojca, który bezczelnie wpatrywał się w miejsce poniżej jej twarzy. Ona jednak zdążyła w międzyczasie ubrać się i założyć ręce na piersi. Znałem ten gest nadzwyczaj dobrze. Wykonywała go przynajmniej pięć razy dziennie, kiedy z wesołej zmieniała się w obrażoną.

    -Zayn, chciałbym przedstawić ci kogoś wyjątkowego. To jest Vicky i od dzisiaj zostanie twoją młodszą siostrą - przyznam szczerze, w pierwszych momentach nie byłem w stanie wydusić z siebie żadnego dźwięku. Powtarzałem jedynie w głowie ostatnie słowo ojca, a wzrok, który tępo wbiłem w dziewczynkę, w rzeczywistości dostrzegał jedynie ciemną plamę przede mną.

    -Tato, możemy chwilę porozmawiać? - mężczyzna wykonał dłonią gest, sugerując, abym zaczął mówić. - Na osobności.
   
    Wstałem z kanapy, niepostrzeżenie poprawiając dresy. Wyszedłem za ojcem z salonu i zatrzymałem się po środku kuchni, w której mężczyzna opierał się o blat. Przez kilka sekund mierzyliśmy się spojrzeniami, lecz dopiero pod koniec tej wymiany zorientowałem się, że tata nie patrzy mi w oczy, tylko marszczy brwi pod wpływem widoku moich roztrzepanych włosów.

    -Nic nie mów. Ty też byłeś kiedyś młody i wiesz, co oznaczają szalejące hormony - wymamrotałam, gładząc dłońmi czarne kosmyki włosów. Mojej uwadze nie uciekł jednak nikły uśmiech, który przeleciał przez usta mężczyzny. - A teraz wytłumacz mi to wszystko.

    Mężczyzna wypuścił z ust powietrze z cichym świstem, zdejmując z szyi krawat, który wyraźnie denerwował go już od paru chwil.
    -Adoptowałem Vicky, ponieważ jej bracia nie mogli dłużej zajmować się nią. Od dzisiaj zamieszka z nami. Chciałbym, abyś traktował ją, jak rodzoną siostrę. Vicky jest wystraszona. Zależy mi na tym, aby czuła się tutaj dobrze i w ten właśnie sposób masz ją traktować, Zayn, rozumiesz?

    Z początku nieprzytomnie pokiwałem głową, ale gdy każde jego zdanie na nowo odtworzyłem w głowie, skinąłem nią z większą gorliwością. Chociaż nikomu tego nie mówiłem, zawsze chciałem mieć rodzeństwo, nawet jeśli miałoby być ono przybrane. Muszę przyznać, ucieszyłem się z wiadomości ojca. Ucieszyłem się, że będę miał siostrę, że będę mógł spełnić się w roli brata i przekonać ją do nowego otoczenia, nowych ludzi.

    -Szkoda, że nie powiedziałeś mi o niczym wcześniej. Urządziłbym imprezę na jej powitanie, zrobił naleśniki, kupił żelki i...
    -Wystarczy mi, że zajmiesz się nią i oswoisz z nową sytuacją. Jak rozumiem, mogę na ciebie liczyć, tak? - pokiwałem głową jeszcze szybciej, niż przed momentem. Chciałem wrócić do salonu i nawiązać z, bądź co bądź, siostrą, jakikolwiek kontakt. - W takim razie wracaj do Vicky. O Bree nie musisz się martwić. Odwiozę ją do domu.

    ***Justin's P.O.V***

    Szarpnąłem delikatnie klamką, przymocowaną do drzwi od strony pasażera. Chwyciłem ich ramę i otworzyłem na całą szerokość przed brunetką, powoli zmierzającą w stronę samochodu. Sądziłem, że podczas wsiadania obdarzy mnie chociaż jednym, przelotnym, zawstydzonym spojrzeniem. Ona jednak odgarnęła zza ucha kosmyk włosów, który wiatr rozwiał po jej twarzy, zasłaniając jednocześnie jej prawy profil. Nie spojrzała na mnie nawet przez ułamek sekundy.

    Wypuszczając z ust powietrze z cichym świstem, zatrzasnąłem drzwi, kiedy drugą nogę przełożyła z chodnika na wycieraczkę samochodową. Obszedłem samochód dookoła i usiadłem na fotelu kierowcy, poprawiając marynarkę oraz kołnierzyk w śnieżnobiałej koszuli. Na sam koniec upewniłem się w lusterku, że moja grzywka w dalszym ciągu postawiona jest nienagannie ku górze.

    Z sąsiedniego fotela doszło do mnie ciche prychnięcie dziewczyny. Spojrzałem na nią kątem oka, lecz zignorowałem jej niemy komentarz i skupiłem się na dalszym poprawianiu pojedynczych kosmyków grzywki. Nie mogłem pozwolić, aby którykolwiek z nich opadał w nieładzie na czoło. Według mnie wyglądało to po prostu nieestetycznie.

    -Czasem mam wrażenie, że spędzam przed lustrem mniej czasu, niż ty - prychnęła Bree, zakładając ręce na piersi. Jej wzrok jakby wyszukiwał punktu w oddali, przez przednią szybę, jednak spoglądała w tamtym kierunku tylko po to, aby przypadkiem nie spojrzeć na mnie i nie zarumienić się słodko pod wpływem mojego spojrzenia.
    -Z całym szacunkiem, ale wyglądasz tak, jakbyś nic innego w swoim życiu nie robiła - odparłem spokojnie, choć jej uwaga mogła podnieść mi ciśnienie. Z reguły byłem człowiekiem spokojnym i podobne komentarze puszczałem mimo uszu.

    Przez pierwsze momenty drogi brunetka milczała. Byłem przekonany, że dobierała w głowie odpowiednie słownictwo, aby odgryźć się na mnie. W przeciwieństwie do mnie, reagowała na komentarze, bądź co bądź, zawierające w sobie krytykę. Zayn nie raz opowiadał mi, do jakiego stopnia potrafi ludziom dopiec, kiedy ktoś wyprowadzi ją z równowagi. Miała prawdziwie ostry charakterek.

    -W przeciwieństwie do ciebie, jestem dziewczyną, która ma do tego prawo. Twój syn jakimś cudem nie ma tego problemu i wcale nie musi przeglądać się w lustrze. Tylko ty z taką starannością dbasz o swoją grzyweczkę. - kończąc, wykonała gest przy czubku swojej głowy, roztrzepując niewidoczną grzywkę.

    Zaśmiałem się krótko i zmieniłem pas ruchu, a kiedy prawa dłoń nie była mi potrzebna przy kierownicy, przeniosłem ją na nagie udo dziewczyny i zacząłem powoli błądzić po gładkiej skórze, na którą co kilka sekund zerkałem.

    -Skarbie, gdybyś tylko wiedziała, ile czasu Zayn spędza w łazience, odszczekałabyś każde swoje słowo - nie przestałem przyzwyczajać dłoni do jej skóry, na której moja ręka czuła się coraz śmielej, sunąc od kolana, do materiału spodenek, opinającego się w górnej partii uda.
    -Po pierwsze, nie mów do mnie skarbie - syknęła, prostując się na fotelu. - A po drugie i zasadnicze, zabieraj te łapy. Myślisz, że możesz mieć każdą, bo jesteś przystojnym facetem? Mylisz się. Na mnie nie działają twoje czułe słówka i gesty. Obrzydzają mnie, wiesz?

    Za jej poleceniem zabrałem rękę z nagiego kolana brunetki, natomiast przełożyłem ją na oparcie fotela, a pomiędzy dwa palce wsunąłem jeden z kosmyków jej włosów, błąkających się po głowie. Trzymając jedną dłonią kierownicę i mrużąc oczy przed słońcem, wpadającym przez przednią szybę, oddychałem spokojnie i równomiernie, co jakiś czas powtarzając słowa Bree.

    -Nie graj takiej niedostępnej, kochanie. Wszyscy dobrze wiedzą, że taka nie jesteś. Nawet ja. - tym razem to ja nie obdarzyłem jej spojrzeniem, które dziewczyna usilnie starała się uzyskać i zatrzymać na sobie choć przez chwilę.
    -Co masz na myśli? - spytała, lekko speszona i przygaszona. Zacząłem zyskiwać nad nię przewagę w tej bezsensownej i idiotycznej wymianie zdań.
    -Słyszałem od Zayna, że kiedy pierwszy raz z nim spałaś, nie byłaś dziewicą. Szybko zaczęłaś, biorąc pod uwagę fakt, że niedawno skończyłaś dopiero piętnaście lat. Przyznaj więc, czy dalsze robienie z siebie cnotki ma jakikolwiek sens?

    Myślę, że tym zdołałem zgasić ją na dobre kilka minut. Czułem na twarzy jej palące spojrzenie, ale powstrzymałem się od przelotnego zerknięcia na nią. Musiałem to przyznać, Bree była bardzo pociągającą dziewczyną. Nie dziwię się Zaynowi nawet w najmniejszym stopniu, że zawróciła mu w głowie i rozkochała go w sobie. Potrafiła uczynić to jednym skinieniem palca.

    -Widzę, jak na ciebie działam - odezwała się po kilkuminutowej przerwie, oglądając swoje idealnie wypiłowane paznokcie. - Widziałam, jak patrzyłeś na mnie dzisiaj, kiedy nie miałam na sobie bluzki. Nie ukryjesz tego przede mną.
    -Nigdy nie chciałem. Nie mam zamiaru ukrywać, że robię się twardy, kiedy tylko cię widzę. Nie zamierzam kłamać, że mnie nie podniecasz, kiedy w rzeczywistości za każdym razem, gdy opierasz się seksownie o blat u nas w kuchni, mam ochotę zerżnąć cię na nim do nieprzytomności. I w końcu, nie miałbym nic przeciwko, gdybyś stała się dziwką w moim łóżku. Ale przyznaj, czy chcesz, aby Zayn dowiedział się o tym wszystkim?

    Pewność w moim głosie po raz kolejny sprawiła, że Bree zamilkła. Widziałem, jak kilka razy zaczerpnęła głośno powietrza.
    -To było okropnie wulgarne - wymamrotała, teraz już bez odwagi, aby na mnie spojrzeć, przynajmniej tak sądziłem. Jednak już po chwili uniosła głowę i wbiła we mnie prowokacyjne spojrzenie. - Nie czujesz się z tym źle, że mówisz takie rzeczy dziewczynie swojego syna?
    -A ty nie czujesz się źle, prowokując ojca swojego chłopaka, obrzucając go ponętnymi spojrzeniami i kręcąc tyłkiem, kiedy tylko znajdzie się w pobliżu?

    I znów nastał między nami moment ciszy. Z jednej strony pokochałem delikatność i niewinność, bijącą od Vicky. Z drugiej jednak, ostry charakterek Bree potrafił wypełnić moje bokserki.

    -Zabrzmiałeś, jak seksoholik, który od dawna nie miał w dłoniach kobiecego ciała.
    -Skąd wiesz, że nim nie jestem? - na każde jej słowo potrafiłem odpowiedzieć dwoma. - Nadal czujesz się bezpiecznie, siedząc tak blisko mnie, w dodatku w zamkniętym samochodzie? - jej dłoń automatycznie powędrowała na klamkę i, pomimo głównej drogi w mieście oraz wielu kilometrów na prędkościomierzu, pociągnęła ją. Drzwi okazały się jednak zamknięte.

    -Boisz się? - wyszeptałem, ponownie przykładając dużą, silną dłoń do jej nagiego uda.
    -Nie. - mimo zdecydowanej odmowy, zacisnęła razem nogi.
    -Po co kłamiesz? Doskonale widzę, że najchętniej uciekłabyś stąd, a zostałaś jedynie dlatego, że twoja duma nie pozwala ci stąd wyjść - byłem pewien, że wygrałem. Byłem pewien, że w końcu okaże swoje słabości. Byłem pewien, że naprawdę przez moment poczuje lęk.

    Nie doceniałem jej.

    -Myślisz, że skoro jesteś przystojny, możesz mieć każdą? Nie znałam cię od tej strony. Nie wiedziałam, że potrafisz być do tego stopnia wulgarny i na swój sposób agresywny. - znów odzyskała całą odwagę. W dodatku, miałem wrażenie, jakby zyskała jej jeszcze więcej.

    Niepostrzeżenie, jej seksowne nogi, które do tej pory pozostawały mocno zaciśnięte, teraz rozluźniły się i lekko rozsunęły, zapraszając moją dłoń na wewnętrzną stronę jej gładkiego uda.
    -Prowokujesz mnie, Bree - warknąłem ostro, jednak nie potrafiłem odmówić sobie przyjemności, w której moje palce miały okazję badać jej skórę w miejscu, w którym kończyły się króciutkie, poszarpane szorty.
    -Wiem. - bawiła się mną. Bawiła się tak, jak każdym facetem, którego mogła zdobyć. Jak każdym, który pragnął jej równie mocno, co ja.

    Opierając się wygodnie o skórzane oparcie fotela, powoli uniosła lewą rękę i opuściła ją dopiero na moje udo, przykryte spodniami od garnituru. Poklepała je delikatnie kilka razy, a ja wiedziałem już, gdzie wyląduje jej dłoń, kiedy uniesie ją po raz kolejny.

    I nie myliłem się.

    W jej ruchach nie było widocznego skrępowania, kiedy zaczęła sunąć dłonią w górę. Zdążyłem w porę przygryźć dolną wargę, aby zatrzymać w sobie jęk, który skumulował się w głębi mojego gardła i pragnął wydostać się na powierzchnię. Wtedy długie paznokcie Bree przejechały ostrożnie po materiale spodni w kroczu. Z moich ust wydobył się głośny syk, gdy poczułem, jak jej paznokcie, później opuszki palców, a na sam koniec cała dłoń spoczeła na moim przyrodzeniu, które zdążyło odznaczyć się w materiale spodni.

    Mała, pieprzona prowokatorka.

    -Kto jest teraz górą, Justin? - spytała głosem rozpalonym namiętnością, kiedy ja uderzyłem dłonią w kierownicę, łudząc się, że w ten sposób zdołam pozbyć się napięcia seksualnego. Było to jednak bezskuteczne, ponieważ Bree przez cały ten czas gładziła mojego członka, na zmianę ze ściskaniem go w małej, sprawnej dłoni.

    Mała, pieprzona mistrzyni.

    Nagle przestała. Zsunęła dłoń wzdłuż mojego uda, aż przeniosła ją na swoje. Dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, że zatrzymałem samochód przed domem brunetki. Wróciła do udawania pozornie grzecznej dziewczynki, zapisując się w moim umyśle, jako zupełne przeciwieństwo tej, którą pokazywała na co dzień.

    -Dziękuję, za podwiezienie, Justin - szarpnęła klamką w drzwiach i wysiadła na rozświetloną słońcem ulicę.
    -Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na "ty" - wydyszałem ciężko, w dalszym ciągu z trudem łapiąc w płuca powietrze.
    -Nie wiem, o czym pan mówi, panie Black - jej głos z prowokacyjnego zmienił się w słodki, kiedy puściła do mnie oczko, zatrzasnęła za sobą drzi i, kołysząc swoją małą, ale jakże zgrabną pupką, odeszła w stronę drzwi wejściowych.

~*~

    Chcieliście długi rozdział, więc dostarczam go Wam z uśmiechem :)

    Rozdział przedstawiony inaczej, niż poprzednie. Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli za wprowadzenie nowego wątku :)

    KAŻDEGO, KTO CHCIAŁBY BYĆ INFORMOWANY, ZRASZAM DO ZAKŁADKI "INFORMOWANI" PO LEWEJ STRONIE BLOGA.

    Polecam opowiadanie!
    http://bieberstouch-fanfiction.blogspot.com

    CZYTASZ=KOMENTUJESZ

    ask.fm/Paulaaa962

17 komentarzy:

  1. Jeeej. Jak ja lubię twój styl pisania *-* fantastyczne jest to, że szybko i często dodajesz rozdziały, które są długie i są świetnie napisane. Twoje opowiadania są takie oryginalne :) masz talent w pisaniu. Życzę weny
    Ola ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow... I Zayn... genialnie. Kocham twoje opowiadania. I nie wiem co mogłabym jeszcze napisać. Czekam na next i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, zaskoczyłaś mnie, czekam z niecierpliwością na rozwinięcie wątku z Bree -zaczął mnie intrygować :)

    OdpowiedzUsuń
  4. o matko Zayn i Bree <33 a Justin jaki omg *.* super czekam na nn :** <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy tylko ja mam nadzieję, że Justin zaliczy Bree?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow Justin i Bree :D coś czuję że to będzie goracy wątek :D jestem ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej... potrafisz zaskakiwać. Masz cholernie duży talent, kocham to jak piszesz :) Już czekam z niecierpliwością na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham ten watek! Blagam pisz czesciej o Zayn'ie i Bree, uwielbiam ich! Ich watek fajniej sie czyta :D

    OdpowiedzUsuń
  8. omomomom <3333 cudny <3 a ja chyba mam gorączkę : o

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowny. Mało było udziału Vicky w tym rozdziale, ale podobał mi się. Ciekawi mnie jak będzie się czuła w tym domu. Bree jak widać nie trzyma się jednego faceta. Życzę weny i czekam na kolejny. Kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny świetny świetny <3333 podoba mi się ten flirt Justina i Bree ;) jestem ciekawa co z tego wyniknie :D mało Viki w tym rozdziale ale rozumiem, że chciałaś pokazać trochę co innego :) czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  11. WSPANIALY ROZDZIAL ♥♥ CZEKAM NA NEXT <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialny rozdział. :-D W ogóle polubiłam Bree. Jej charakter jest ciekawy. Lubię jak są w opowiadaniach postacie z takim usposobieniem. Coś czuję że Justin się z nią bzyknie za jakiś czas :-P
    Wiki

    OdpowiedzUsuń