środa, 17 czerwca 2015

Epilog - Goodbye...


        Justin Black miał w swoim otoczeniu naprawdę wielu znajomych. Jednych bliższych, drugich dalszych, z jednymi porozumiewał się lepiej, z innymi gorzej. Utrzymywał z nimi zarówno stosunki służbowe jak i prywatne. Niektórym potrafił się nawet zwierzyć. Na jego pogrzeb nie przyszedł jednak nikt. Nikt nie zostawił choćby jednego kwiatu nad jego trumną, nikt nie uronił łzy nad zwęglonymi zwłokami. Nikt bowiem nie czuł względem szatyna współczucia. Gdy brutalna prawda i przez lata skrywany sekret ujrzały światło dzienne, Justin obrał miano potwora, bestii bez skrupułów. Nikt nad nim nie zapłakał.
        Ksiądz samotnie odmówił ostatnią modlitwę nad zamkniętą trumną, zakopaną trzy metry pod ziemią. Mimo wszystko modlił się za jego nieczystą duszę. Modlił się o błogosławieństwo, zbawienie i nawrócenie dla Justina. On również nie czuł współczucia, lecz jako ksiądz nie mógł przejść obok grobu obojętnie. Musiał wypełnić ostatnią wolę Boga i wypowiedzieć nad jego ciałem kilka szczerych słów. 
        Justin Black odszedł, pozostawiając po sobie przeraźliwe wspomnienia i łzy bólu. Nikt nie zapomni historii trzydziestoczteroletniego psychologa z zaburzeniami, który opieką krzywdził bezbronne, niewinne dzieci. Chociaż o zmarłych nie powinno mówić się źle, o nim nikt nie potrafił wypowiedzieć choćby jednego dobrego słowa. Przez całe życie pozostawał samotny i w samotności również odszedł.
        Tymczasem na jednej z ławek na cmentarzu na obrzeżach Seattle siedzieli Zayn z jedenastoletnią Vicky. Nie mieli odwagi zbliżyć się do grobu, nie mieli odwagi przystanąć nad trumną, nie mieli odwagi po raz kolejny spojrzeć na Justina. Jedynie w ich sercach przez ciemne chmury okrutnych uczynków Blacka przebijały się jasne promienie. Dostrzegali w nim dobro, pomimo zła, wniesionego w historię świata. Dostrzegali w nim człowieka chorego. Za późno było jednak na zmiany. On odszedł. Odszedł i nie wróci.
        -Przepraszam, Vicky, że niczego nie zauważałem. Może po prostu nie chciałem widzieć. Teraz żałuję, że dopuściłem do twojej osobistej tragedii - brunet ze skruchą położył dłoń na małej rączce jedenastolatki.
Miał ogromne wyrzuty sumienia, że godził się na codzienną krzywdę Vicky. Wyobrażał sobie jej cierpienie i miał ochotę płakać razem z nią. Nie potrafił zilustrować fizycznego bólu dziewczynki. Mógł jedynie domyślać się, jak wielki uraz w jej psychice pozostawił każdy gwałt, każde niewłaściwe dotknięcie. Nie mógł uwierzyć, że przez tyle lat nie dostrzegł niczego. Ani on, ani nawet jego matka, żona Justina, która przez kilkanaście długich lat sypiała z nim w jednym łóżku. Chyba oboje nie chcieli dostrzegać niczego niepokojącego, żadnych zmian. Nie chcieli dostrzegać problemu.
        -Nie przepraszaj mnie, to nie twoja wina - odparła cicho, lecz już bez strachu. Nie bała się, nie miała kogo. Człowiek, który krzywdził ją przez wiele tygodni, odszedł, zabierając ze sobą ból i cierpienie. - Miło było cię poznać, Zayn - dodała szeptem, po czym zsunęła się z ławki i pobiegła wprost w otwarte ramiona starszego z braci, razem z młodszym czekającego na nią na końcu alejki.
Po śmierci Justina bracia Vicky zostali powiadomieni o sytuacji, przez którą przeszła dziewczynka. Młodszy z braci, mimo ponad dwudziestu lat, musiał otrzeć kilka łez z policzków. Starszy zaciskał jedynie zęby i przypisywał sobie całą winę za krzywdy siostrzyczki. Obiecali sobie, że już nigdy nie spuszczą dziewczynki z oczu i zastosują względem niej wzmożoną opiekę. Było im tak cholernie wstyd, że opuścili ją i sprzedali w łapy potwora. Oboje byliby w stanie zabić Justina, gdyby nie zostali uprzedzeni przez dwie czarnowłose siostry.
        Na miejscu zbrodni technicy nie odnaleźli żadnych śladów. Wszystkie zostały spalone. Prawdę powiedziawszy nie doszukiwali się szczegółów morderstwa. Każdy z nich uważał, że Justin zasłużył na poniesioną karę. Większa część miasta czuła względem nieznanych sprawców wdzięczność, odetchnęli z ulgą. Nikt, zupełnie nikt nawet przez moment nie postawił go w pozytywnym świetle. Nikt, z wyjątkiem Zayna.
        Gdy Vicky zniknęła z zasięgu jego wzroku, powoli wstał z drewnianej ławki i niepewnym krokiem przebył sporą odległość dzielącą go od grobu ojca. Nie był pewien, czy chce zbliżać się do miejsca z nowo zasypaną dziurą w ziemi, w której spokojnie spoczywało spalone ciało ojca. Stał parę metrów ponad jego zwłokami, kopał stopą mały kamień i denerwował się jak nigdy przedtem. Nie potrafił się odezwać, bo gdy tylko otwierał usta, ponownie widział krzywdę jedenastoletniej Vicky, której doświadczyła wyłącznie z rąk Justina.
        -Dlaczego taki byłeś? - wyszeptał, wbijając tępy wzrok w czarną ziemię. - Dlaczego skrzywdziłeś tak wiele osób, tato?
Na te dwa pytania szukał odpowiedzi odkąd poznał skrywany sekret mężczyzny. Nie potrafił pojąć, skąd u jego ojca tyle zła i brutalności. Nie mógł również zrozumieć, dlaczego nie ujrzał niczego przez tak wiele lat, mieszkając z nim pod jednym dachem, rozmawiając z nim każdego dnia. Nie rozumiał, jak mógł być tak głupi, tak ślepy, tak nieodpowiedzialny. Nie widział niczego i teraz żałował, że nie otworzył oczu szerzej.
        -Może pewnego dnia Bóg wybaczy ci to, co zrobiłeś. Ja nie potrafię - ostatni raz zerknął przelotnie na metalową tabliczkę, wbitą w świeżo skopaną ziemię, i pociągnął nosem. - Żegnaj, tato.


~*~


Opowiadanie "Goodnight sweetheart" było z pewnością specyficzne, a mimo to cieszę się, że udało mi się doprowadzić je do końca. Pomimo naprawdę ogromu hejtów, jakie dostałam, cholernie cieszę się, że parę osób zostało tu ze mną do końca i dotrwało do samego epilogu. Nie będę się rozpisywać i napiszę po prostu, że z całego serca dziękuję Wam za to, że pozwoliliście mi napisać tę mimo wszystko ważną dla mnie historię. Dziękuję.

16 komentarzy:

  1. Zakończenie piękne. Myślę, że właśnie takie, jakie być w tej historii powinno. Chociaż uważam, ze śmierć Justina była nazbyt brutalna, nie wyobrażam sobie innego zakończenia. Odkąd przeczytałam prolog, pragnęłam poznać drugie dno problemu Justina. To chyba jedyna rzecz, której mi tutaj zabrakło. Nic nie dzieje się bez przyczyny, zawsze musi być jakiś powód, choćby minimalny. Pomimo tego bardzo podobało mi się to opowiadanie, było specyficzne, jak napisałaś, kontrowersyjne, no i bardzo bliskie tej niepisanej granicy moralności. Przede wszystkim to tyle osób Ci zarzucało. Przekroczenie tej granicy. Ale jednak dotrwałaś do końca, skończyłaś rozdział pt. "Goodnight Sweetheart" i możesz zacząć kolejny. I za to Cię podziwiam. Że nie poddajesz się i robisz to, co kochasz, niezależnie od opinii drugiego człowieka. To dobra cecha. Dzięki niej mogłam przeczytać to opowiadanie do końca i właśnie za to powinnam Ci podziękować! Dało mi ono z pewnością wiele do myślenia, odrobinę zmieniło mój światopogląd. Sprawiło, że dotarło do mnie "Cholera, tak naprawdę jest. Takie rzeczy dzieją się wokół nas każdego dnia". Tak więc dziękuję za to, że skończyłaś to opowiadanie, że udało Ci się i, że się nie poddałaś!
    Kocham<3
    three-months.blogspot.com
    shy-boy-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo iz jak najbardziej wole zakonczenia szczesliwe, to jednak uwazam teraz, ze to opowiadanie nie byloby tak dobrze skonczone, gdyby to zakonczenie bylo inne, mysle, ze bardzo dobrze oddaje cala sytuacje opowiadania.
    Dziekuje ci, ze mimo tych hejtow nie poddalas sie i napisalas wszystko do konca tak jak zaplanowalas!
    Mam nadzieje, ze tak jak na innych blogach, tutaj tez napiszesz jeszcze kiedys rozdzial dodatkowy, w ktorym opiszesz jak powiodlo sie dalsze zycie Zayna, Vicky, Bree, Diany...
    Nie wiem juz nawet co napisac, ten epilog jest taki piekny i dopracowany, ze nawet nie ma co juz komentowac ;D
    Tak, wiec jeszcze raz dziekuje i weny na nastepne opowiadania <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego to koniec do chuja!!!!!!!!!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że nie było w nim prawdziwej miłości :(. To było bardzo oryginalne opowiadanie. Uwielbiam twoją twórczość :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem z Tobą od samego początku gdy zaczęłaś pisać. Każde opowiadanie toleruje i jest swietne. Jestes cudowną osobą,masz ogromny talenty do pisania. Ja nawet zwykłego opowiadania do szkoły nie potrafie napisać. Podziwiam Cie od samego początku. Pomimo tych hejtów wszystkich,zostałaś ze swoimi stałymi czytelniczkami i nie poddałaś się. Pisz nadal,a w przyszłości ,napisz książkę:) przynajmniej spróbuj ,bo ta Twórczość Twoja to coś pięknego.
    Ja jestem cały czas mimo że nie komentuje. Ale czytam i podziwiam. Jesteś wspaniała :) oby tak dalej kochana :* ~ Laura.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow. Doskonale pamiętam te hejty, lecz nadal nie potrafię zrozumieć, co w tym opowiadaniu jest tak niewłaściwego. Było ludzkie, było idealnie prawdziwe. To właśnie się dzieje w ówczesnym świecie. Lecz powinnam napisać tu swoją ocenę. Według mnie opowiadanie było dobre, co ja pieprze było niesamowite. Do samiuteńkiego końca nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak powinnam to skomentować. Zawsze gdy kończyłam czytać nadchodził ten najtrudniejszy moment, bo naprawdę nie ma takich pozytywnych przymiotników, aby skomentować twoje rozdziały. Jak mnie pamięć nie myli, co rozdział pisałam, że jest to niesamowite, ale takie nie jest, jest po prostu o wiele lepsze. Smutne, a jednocześnie szczęśliwe zakończenie to niczym wisienka na czubku tortu. Ja pomimo śmierci w tym opowiadaniu, widzę sprawiedliwość. Epilog to cud na cudy, to właśnie on powinien być jednym z cudów świata. Masz naprawdę niesamowity talent i pisz, napisz najwspanialszą książkę na świcie, bo z dnia na dzień z miesiąca na miesiąc, jesteś coraz to wspanialsza. Powodzenia życzę, w szczególności multum weny no i tego, abyś wymyśliła coś niesamowitego. :***

    OdpowiedzUsuń
  7. dobiegło końca :) Opowiadanie mi się bardzo podobało , było wciągające :D

    OdpowiedzUsuń
  8. To opowiadanie było inne niż wszystkie. To okropne co Justin robił małym dziewczynkom. Smutne zakończenie, ale nawet jakoś bardzo nie spodziewałam się szczęśliwego. Życzę weny x

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie lubie usmiercac ludzi, ale to opowiadanie skonczylo sie okej. Cudownie mi sie tp czytalo pomimo specyficznej historii. Fantastycznie! Dziekuje ci i zycze weny wnpozostalych opowiadaniach!

    OdpowiedzUsuń
  10. Opowiadanie podobało mi się bardzo :) szkoda że koniec :( życzę weny w pozostałych opowiadaniach i zapraszam do siebie moment-destorys-everything.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. kurwa, ryczę :< mi mimo wszystko jest trochę żal Justina, został pochowany niemal tak, jak ofiary rządowych mordów ;o w sumie i tak dobrze że nie w plastikowym worku bez księdza i wgl, ale jednak, to trochę okrutne, że zostawił go nawet syn i była żona, która podobno nadal go kochała. myślę, że nie da się przestać kochać osoby z dnia na dzień, nie ważne, co zrobiła no ale nie usprawiedliwiam go, wiem, że zasłużył na śmierć. opowiadanie dobre, poruszające <333

    OdpowiedzUsuń
  12. Będzie druga część?;)) może jego córka ma cos z głową i będzie cos robić $$ super ###natii

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeeej czytałam przez noc. Po kilkunastu rozdziałach spojrzałam w epilog, ale co tam. Świetne opowiadanie. Bardzo mi się podobało, mimo takiej tematyki. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. To opowiadanie przeczytałam w jeden dzień! Wszystkie Twoje opowiadania są fajne i takie nietypowe, najlepsze o księdzu Bieberze :D Życzę weny:)

    OdpowiedzUsuń