środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 1 - She's mine...


    ***Oczami Vicky***

    Słysząc donośny dzwonek szkolny, zaczęłam powoli pakować piórnik oraz zeszyt do torby, którą następnie zawiesiłam na prawym ramieniu. Nie spieszyłam się. Nigdy tego nie robiłam. Wolałam wyjść z klasy ostatnia, niż zostać popchnięta w drzwiach, przez resztę uczniów. Czułam się tutaj zupełnie obca. Nie pasowałam do otoczenia, nie miałam żadnej koleżanki, nie miałam do kogo się odezwać. Czułam się, jak wyrzutek.

    Ze spuszczoną głową wyszłam z klasy, na przepełniony korytarz, wyglądający, jak główny dworzec metra. Nie było wolnego od uczniów skrawka korytarza, a ja chciałam jedynie znaleźć się w miejscu, w którym nikt nie będzie na mnie patrzył. Zwyczajnie chciałam ukryć się przed wzrokiem kogokolwiek. Wszyscy dookoła rozmawiali, potrafili znaleźć wspólny język. Tylko ja wyglądałam tak, jakbym przez całe życie była zastraszana. Bałam się unieść głowę, bałam się krzywych spojrzeń, które zawsze mnie raniły.

    Nagle poczułam, jak moje ciało zderza się z czymś dużo większym i z pewnością silniejszym. Byłam słaba i przez uderzenie przewróciłam się i upadłam na pupę, upuszczając jednocześnie torbę. Niemal od razu na korytarzu rozległ się odgłos śmiechu, który odbijał się echem w mojej głowie. Nie byłam na tyle odważna, aby unieść głowę. Chociaż nic nie zrobiłam, czułam się winna. Nie wiem, dlaczego tak się działo. Bałam się całego świata.

    -Patrz, jak chodzisz, sieroto. - gdy usłyszałam głos jednego z chłopaków z najstarszej klasy, spod mojej powieki wypłynęła jedna łza. To okropnie głupie, że po jednym zdaniu rozkleiłam się, ale taka byłam. Małą, niewinną i bezbronną dziewczynką.
    -Przepraszam. - wyjąkałam, bo bałam się, że mogą zrobić mi krzywdę.

    -Lepiej patrz pod nogi. - schylił się i podniósł moją torbę, a potem gwałtownie wysypał z niej całą zawartość. Wszystkie moje książki oraz zeszyty wypadły na podłogę. Chłopak kopnął moje rzeczy, sprawiając, że rozmieściły się po całym korytarzu. - Gdzie zgubiłaś rodziców? - zakpił, wiedząc, jak bardzo mnie to zaboli. - Wybacz, zapomniałem, że zdechli. - i ponownie wszyscy uczniowie wybuchnęli śmiechem. Nie rozumiałam tego. Czy naprawdę śmierć moich rodziców jest powodem do śmiechu i radości? Czy oni nie mają w sobie za grosz współczucia i empatii?

    Ze łzami, pokrywającymi całą powierzchnię oczu, na kolanach zaczęłam zbierać swoje zeszyty i książki. Niestety, jemu nie wystarczyło słowne znęcanie się nade mną. Złapał moją bluzkę i z łatwością podniósł mnie do pozycji stojącej. Nadal nie uniosłam głowy i mogłam zobaczyć jedynie jego buty oraz spodnie. Możliwe, że nawet nie znałam jego imienia. Niestety, wszyscy znali moje. Byłam szkolną ofiarą, nad którą znęcał się niemal każdy.

    -Proszę państwa, oto Vicky! - krzyknął i popchnął mnie na szafki. Poleciałam na nie, jak szmaciana lalka, ponownie tracąc równowagę i uderzając głową o metal. - Nasza szkolna sierota. - nie mogłam wytrzymać już tych wszystkich śmiechów i chamskich docinek. Marzyłam o tym, aby zapaść się pod ziemię. Zwyczajnie uciec od cierpienia, czyli odizolować się od ludzi. Zdawało mi się, że to jedyne rozwiązanie.

    Wtedy na korytarzu zrobiło się spore zamieszanie. Ludzie zaczęli rozchodzić się na boki, aby zrobić komuś miejsce. Ja jednak nadal nie podniosłam głowy. Bałam się. Co mogłam na to poradzić? Tak samo bałabym się nadal, gdybym nie zobaczyła przed sobą dwóch, dobrze mi znanych, par butów, należących do moich braci. Sama nie wiedziałam, czy cieszyć się na ich widok, czy załamać jeszcze bardziej. Znów widzieli mnie w takim stanie i znów będą na mnie źli. Zawsze są. Mówią, że mnie kochają, a później wyzywają i dodatkowo poniżają, jakbym wcale nie odczuwała tego w szkole.

    -Trzymaj się od niej z daleka, gówniarzu. - mruknął starszy,  jednocześnie łapiąc moje ramię i pomagając mi wstać z podłogi. Nie, nie zrobił tego ze współczuciem, delikatnie. Szarpnął mną mocno, jakbym była kukłą. Jak zawsze. Młodszy brat w tym czasie zebrał z ziemi moje książki, spakował do torby i przewiesił ją przez ramię. O dziwo, kiedy obaj mężczyźni pojawili się na korytarzu, wszystkie śmiechy ucichły, a w powietrzu słychać było jedynie mój przyspieszony oddech i ciche pochlipywanie, którego nie byłam w stanie powstrzymać.

    W ciszy wyszliśmy ze szkoły, na słoneczne podwórze. Niestety, słońce nie poprawiło mojego humoru. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem się uśmiechałam. Nie miałam do tego powodów, a ludzie dookoła jeszcze bardziej oddalali mnie od szczęścia i radości. Już chyba nawet nie potrafię się uśmiechać. Zwyczajnie zapomniałam, jak ułożyć usta w tym przyjaznym geście, którym ludzie obdarzali się co chwila.

    -Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że życie to nie bajka? Nie możesz ciągle chodzić z głową w chmurach. Zejdź wreszcie na ziemię, postaw im się, a nie robisz z siebie prawdziwą sierotę. - młodszy z braci naskoczył na mnie, kiedy tylko zajęłam tylne siedzenie w samochodzie. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, mimo że bardzo chciałam chociaż ten jeden raz stać się bardziej dorosła, niż byłam w rzeczywistości.

    -Nie czepiaj się jej. To jeszcze głupi, niedoświadczony dzieciak. Nie zna życia i musi uczyć się na własnych błędach. - rozmawiali o mnie tak, jakby wcale mnie tu nie było. Właśnie przez to czułam się tak odrzucona. W ich oczach byłam nikim. Małym, głupim gówniarzem, który niczego nie rozumie. Zdziwiliby się, jak wiele wiem o otaczającym mnie świecie.

    Przez całą drogę nie odezwałam się ani słowem. Spędziłam podróż w ciszy, czyli dokładnie tak, jak zawsze. Nie lubiłam się odzywać. I tak nie miałabym nic do powiedzenia. Wstydziłabym się, a nawet bałam wyrazić to, co naprawdę myślę. Na co dzień spotykałam się jedynie z odrzuceniem i brakiem zrozumienia.

    Kiedy samochód zatrzymał się na podjeździe przed niewielkim domem, wypadłam z niego, jakby ktoś mnie gonił. Dosłownie biegiem dotarłam do drzwi, otworzyłam je kluczem i wpadłam do środka. Nie trzaskałam drzwiami, to nie było w moim zwyczaju. Po prostu zostawiłam je otwarte i pobiegłam schodami na górę, gdzie znajdował się mój pokój. Kolejnymi drzwiami również nie trzasnęłam, tylko po cichu je zamknęłam. Wszystko, aby nie zwracać na siebie uwagi.

    Powoli podeszłam do łóżka i ułożyłam się pod cienką kołdrą. Zmierzyłam wzrokiem swój pokój. Przy oknie stało niewielkie biurko, zupełnie puste. Wszystkie książki schowane miałam w szafce. Cały pokój był małych rozmiarów. Mieściła się w nim jedna szafa z ubraniami, łóżko i biurko. Nie potrzebowałam niczego więcej. Kiedy tylko wracałam po szkole do domu, zasypiałam. Budziłam się tylko po to, aby zjeść cokolwiek, chociaż rzadko kiedy miałam apetyt. Następnie znów kładłam się spać, aby przespać całe swoje życie.

    Odkąd zginęli nasi rodzice, całe życie pozbawione zostało sensu. Nie miałam ochoty na nic. Nie miałam sił, aby każdego dnia wstawać z łóżka. Wiele razy marzyłam o tym, aby zamknąć oczy, zasnąć i nie obudzić się nigdy więcej. Słyszałam o wielu sposobach, aby odebrać sobie życie, ale zawsze uważałam, że jestem na to zbyt mało odważna. Może kiedyś, gdy będę starsza, a w moim życiu nic się nie zmieni. Wszystko okaże się z czasem.

    Wtedy drzwi od pokoju skrzypnęły cicho. Jeden z braci, lub, co gorsza, obaj, przeszli przez próg pomieszczenia. Nie byłam przyzwyczajona, że wchodzili tutaj. Rzadko ze mną rozmawiali. Twierdzili, że nie mają o czym. Byli sporo starsi ode mnie i nawet ja krępowałam się odzywać w ich towarzystwie. Krępowałam się odzywać przy kimkolwiek. Możliwe, że bracia nie pamiętają nawet mojego głosu. Nie zdziwiłabym się.

    -Vicky, nie śpij, bo cię okradną. - Taylor rzucił w moją głowę poduszką. Myślę, że każda inna siostra roześmiałaby się, lub rozzłościła. Ja natomiast pozostałam tak samo obojętna. Nawet nie otworzyłam oczu. - Chcemy z tobą porozmawiać, młoda. Obudź się. - wiedząc, że nie odpuszczą, usiadłam prosto na łóżku i oparłam się o ścianę za mną.

    -O czym? - były to pierwsze od bardzo dawna słowa, które wymówiłam w kierunku braci. Nie pamiętam jednak, aby kiedyś planowali poważną rozmowę ze mną. Mimo że byłam bardzo dojrzała psychicznie, jak na swój wiek, nigdy nie wtajemniczali mnie w swoje sprawy i trzymali na dystans.

    -Po śmierci rodziców nabawiliśmy się sporych długów. Z naszych pensji nie jesteśmy w stanie ich spłacić. Musieliśmy więc znaleźć inny sposób, aby poradzić sobie z tą sytuacją. - im dłużej ich słuchałam, tym większa niepewność we mnie narastała. Nie miałam pojęcia, do czego zmierzają i, prawdę mówiąc, nie wiem, czy chcę się dowiedzieć.

    -O co wam chodzi? - wyjąkałam, ponieważ od razy zaczęłam się bać. Nie byłam odważna nawet w najmniejszym ułamku procenta i nieświadomie pokazywałam to na każdym kroku.

    -Nie wiem, jak ci to powiedzieć. - oboje wymienili się znaczącymi spojrzeniami. Byłam pewna, że to, co usłyszę, zmieni moje życie. Zmieni, na gorsze, i wprowadzi do niego jeszcze większy bałagan.

    -Nie będziesz już mieszkać z nami. Porozumieliśmy się z pewnym mężczyzną, który przejmie od nas prawa do opieki nad tobą. Chociaż, przejmie to złe określenie. On je od nas kupi, dzięki czemu będziemy mogli spłacić wszystkie długi. Od dzisiaj zamieszkasz z nim. Uwierz, naprawdę nie mieliśmy wyboru. W tobie nasza jedyna nadzieja. Nie musisz się bać. To porządny człowiek, a cała transakcja przypominać będzie zwyczajną adopcję, tylko płatną.

    Przez całe życie byłam niesamowicie łagodna i nigdy w życiu nie potrafiłam podnieść na kogokolwiek głosu. Tym razem było tak samo. Byłam zbyt zrozpaczona i zszokowana, aby odezwać się w jakikolwiek sposób. Patrzyłam na nich jedynie, z szeroko otwartymi oczami i nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że moi bracia sprzedadzą mnie, aby spłacić swoje długi. Czy ja byłam przedmiotem? Czy byłam zwykłą rzeczą, którą można wylicytować?

    Nie odezwałam się ani słowem. Teraz nawet celowo zamknęłam się w sobie. Jedyną oznaką, że słowa braci bardzo mnie dotknęły, były łzy, które wylewały się z moich oczu wielkie, niczym grochy. Przez moment patrzyłam na nich, tak smutna i załzawiona, lecz już po chwili wsunęłam się z powrotem pod kołdrę i naciągnęłam ją na głowę, aby mnie nie widzieli. Chciałam być sama, lecz nie byłam w stanie nakrzyczeć na nich i wyrzucić z pokoju, choć miałam do tego prawo. Wolałam ukryć się pod kołdrą, niż wrzeszczeć i rozpoczynać awanturę. Przeżyłam ich w swoim życiu zbyt dużo. Bracia nigdy nie potrafili się dogadać, co zawsze odbijało się na mnie.

    -Vicky, proszę, nie płacz. Przecież nadal będziemy twoimi braćmi. Nic się nie zmieni. Po prostu zamieszkasz z kimś innym, w innym miejscu. Będziemy się widywać, obiecuję ci to. Oboje z Taylorem cię kochamy, ale nie płacz już. - Austin, młodszy z braci, położył się obok mnie i zaczął gładzić moje plecy, chociaż ja nadal ukryta byłam pod kołdrą.

    -Nie kochacie mnie, nie musisz kłamać. Doskonale wiem, że chcecie się mnie pozbyć i będzie to wam na rękę. - wychlipałam, łkając cicho w poduszkę.

    -Vicky, co ty mówisz? Przecież jesteś naszą siostrą. - Taylor zabrał mi kołdrę, abym nie mogła dłużej chować się pod nią. - Chodź do mnie. - on był silny, a ja bardzo słaba, więc bez trudu posadził mnie na swoich kolanach.

    -Chcecie oddać mnie jakiemuś obcemu człowiekowi, którego nie znacie, o którym zupełnie nic nie wiecie. Macie pewność, że mnie nie skrzywdzi? A jeśli to zrobi, powiecie przepraszam i uznacie, że wszystko będzie w porządku? - już dawno nie powiedziałam tylu zdań jednocześnie, chociaż nie uważałam tego za przełom w swoim życiu, tylko za nagły, minimalny przypływ odwagi.

    Zsunęłam się z kolan brata. Czułam się przy nim strasznie malutka. I właśnie taka byłam, zwłaszcza w jego ramionach. Był dwa razy starszy ode mnie i również dwa razy większy. Wzbudzał u mnie respekt, jednakże był moim bratem i zawsze sądziłam, że mogę czuć się przy nim bezpiecznie. Teraz jednak zawiodłam się na obu braciach. Nie sądziłam, że będą w stanie potraktować mnie tak okrutnie. I może rozczulałam się nad sobą, ale miałam dopiero jedenaście lat, a przeżyłam w swoim życiu więcej, niż niejeden dorosły. Straciłam obojgu rodziców, a teraz mam zamieszkać z obcym człowiekiem, o którym nie wiem nic.

    -Zostawcie mnie samą, proszę. - szepnęłam tak cicho, że nie byłam nawet pewna, czy bracia usłyszeli mój nikły głosik. Oni jednak wstali z łóżka i bez słowa doszli do drzwi. Znów usłyszałam to samo skrzypnięcie, a potem chwilowe wstrzymanie oddechu przez jednego z braci.

    -Przepraszamy, Vicky. - i ponowne skrzypnięcie drewnianych drzwi, świadczące o tym, że obaj mężczyźni wyszli z pokoju i, jak prosiłam, zostawili mnie samą, abym mogła zebrać myśli przed nowym, trudniejszym okresem w moim życiu.

    ***Oczami Justina***

    Stanąłem przed wielkim lustrem, otoczonym pozłacaną ramą, trzymając w dłoniach granatowy krawat. Otoczyłem materiałem szyję, a potem zawiązałem go, na koniec idealnie układając pod kołnieżykiem białej koszuli. Zapiąłem pasek spodni, a na ramiona zarzuciłem marynarkę i podwinąłem rękawy do łokci. Uznając, że jestem już gotowy do wyjścia, spryskałem się drogimi perfumami i wyszedłem z hotelowej łazienki.

    Podniosłem z łóżka niewielką torbę i wyszedłem z pokoju, zamykając go elektroniczną kartą. Szedłem powoli wzdłuż długiego korytarza, przelotnie zerkając na zegarek, założony na lewy nadgarstek. Do umówionego spotkania miałem jeszcze sporo czasu, dlatego nie musiałem się spieszyć. Stawiałem krok za krokiem w stronę windy, a kiedy w końcu do niej wszedłem, wcisnąłem przycisk, który sprowadzi windę na parter.

    Przeszedłem przez hotelowy hol, w którym, na skórzanych kanapach, siedziało kilka osób. Podszedłem do recepcji, gdzie za ladą stała młoda recepcjonistka, ubrana w dopasowaną marynarkę i spódnicę przed kolana. Pod marynarką nosiła białą koszulę, zapiętą na ostatni guzik. Jej włosy były upięte w wysoką kitkę, aby żaden kosmyk włosów nie opadał na jej ramiona. Mogłem stwierdzić, że była ładna, jednak rzadko kiedy interesowałem się kobietami na poważnie. Jedynie mierzyłem je przelotnym spojrzeniem, a później odchodziłem, nie odwracając się już więcej.

    -Chciałbym się wymeldować. - położyłem na ladzie kartę od pokoju i uniosłem wzrok na kobietę.

    -Pańskie nazwisko? - stanęła przed komputerem, aby znaleźć w nim moje dane.

    -Black. Justin Black. - kobieta autentycznie nie potrafiła skoncentrować się na swojej pracy, gdyż jej wzrok wciąż umykał w bok, na moją postać. Z nerwów nawet założyła kosmyk włosów za ucho. Niestety, nie pomyślała o tym, że wszystkie włosy ma nienagannie upięte i nawet jeden nie wydostał się spoza gumki.

    Podziękowała mi szybko za pobyt w hotelu, więc skinąłem głową i skierowałem się w stronę oszklonych drzwi. Kiedy wyszedłem przed budynek, oślepiło mnie słońce, dlatego przysłoniłem oczy dłonią. Doszedłem do swojego sportowego, idealnie zadbanego samochodu, do którego wsiadłem sprawnie i odpaliłem silnik. Zanim jednak wyjechałem z parkingu, ustawiłem w komórce trasę, prowadzącą do domu mężczyzn, z którymi umówiłem się na spotkanie.

    Ulice były dość puste, dzięki czemu szybko sunąłem po drodze. Kiedy jednak zatrzymałem się na czerwonym świetle, na jednym z większych skrzyżowań, sięgnąłem po zdjęcie, trzymane w niewielkim schowku pomiędzy dwoma przednimi fotelami. Na fotografii widniała dziewczynka w wieku jedenastu lat. Ubrana była w cienki, jesienny płaszczyk, w ręce trzymała różę, przyłożoną do twarzy, a jej brązowe włoski rozwiane były przez wiatr. Uśmiechnąłem się pod nosem, dokładnie oglądając jej nieskazitelną cerę i delikatne rysy twarzy, pokrywające jej buźkę.

    Byłem specyficznym człowiekiem. Nie pociągały mnie kobiety, które niemal każdemu, zdrowemu facetowi zawróciłyby w głowie. Ja wolałem dziewczynki, którym brakowało wiele do pełnoletności. Dość często siedziałem w samochodzie przed podstawówką i zwyczajnie obserwowałem. Albo kiedy miałem więcej czasu, siadałem na ławce w parku, w okolicach placu zabaw. To stanowiło dla mnie rozrywkę, której nie potrafiłem sobie odmówić.

    -Vicky... - wymruczałem, wpatrując się w fotografię i wystukując rytm na kolanie. Ze względu na swoje upodobania, miałem problem z oderwaniem wzroku od zdjęcia. Kiedy jednak wybiła pełna godzina, postanowiłem odłożyć fotografię na wcześniejsze miejsce i wysiąść z samochodu.

    Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi, które po chwili otworzyły się, ukazując postać umięśnionego bruneta koło dwudziestu pięciu lat. Przywitałem się z nim silnym, męskim uściśnięciem dłoni, po czym wszedłem do środka. Wnętrze domu było skromne, jednak dość przyjazne. Nie zastałem w salonie nikogo więcej. Dopiero po paru chwilach z góry zszedł drugi chłopak, nieco młodszy, jednak podobny do tego pierwszego.

    -Czego się pan napije? - spytał starszy, podczas kiedy młodszy wyjmował z szafki niezbędne dokumenty, które będę musiał podpisać, aby zaadoptować Vicky.

    -Wody, proszę. - odparłem, aby szybko przejść do znaczącej części spotkania. Nie chciałem tego przedłużać. Cóż, niecierpliwiłem się. Chociaż, mogę to nazwać inaczej. Nie mogłem się doczekać, aż zobaczę ją na żywo i będę mógł oficjalnie powiedzieć, że jest moja.

    -Aby nie przeciągać tego dłużej, tu są dokumenty, potwierdzające prawa do opieki nad Vicky. Pewnie pomyśli pan, że jesteśmy wyrodnymi braćmi, ale to nie jest takie proste. Gdybyśmy tylko mogli, nigdy w życiu byśmy jej nie... sprzedawali. Kochamy ją, naprawdę. Jest naszą siostrą, dlatego niech nam pan obieca, że będzie się pan nią opiekował i dbał o nią, jak o swoje dziecko. - słyszałem ogromną desperację w jego głosie, kiedy ja nadal byłem oazą spokoju.

    -Może pan być spokojny. Włos jej z głowy nie spadnie. Adoptuję ją dlatego, że pragnę mieć córeczkę, a niestety nie znalazłem odpowiedniej kandydatki na matkę dla dziecka. - wziąłem porządny łyk wody, a potem wyjąłem z kieszeni marynarki długopis i złożyłem podpis w wyznaczonym miejscu na dokumencie, jednocześnie kładąc na stole torbę z pieniędzmi, w kwocie takiej, jaką ustaliliśmy podczas naszej ostatniej rozmowy.

    -Vicky dopiero dzisiaj dowiedziała się o wszystkim. Nie byliśmy w stanie powiedzieć jej wcześniej. Ona jest bardzo nieśmiała, niewiele mówi. Właściwie, czasem mamy razem z bratem wrażenie, że wcale nie ma jej z nami. Po śmierci rodziców zamknęła się w sobie i nawet przed nami nie potrafi się otworzyć. - wsłuchiwałem się uważnie w każde słowo, wypowiadane przez młodszego z braci. Chciałem już na starcie dowiedzieć się o dziewczynce jak najwięcej, aby łatwiej było mi nawiązać z nią nić porozumienia.

    -Rozumiem. Mam nadzieję, że przy mnie zdobędzie więcej odwagi. Będzie naprawdę pod dobrą opieką. Nie musicie się martwić. - prawdę powiedziawszy nie kłamałem. W swoim odczuciu, nie zamierzałem jej krzywdzić.

    Wtedy usłyszałem na schodach cichutkie kroki, z pewnością należące do dziecka. Były ledwo słyszalne, jednak mój wyczulony słuch wychwycił nawet minimalne skrzypnięcie drewnianych desek. Do salonu weszła drobna dziewczynka, ubrana w czarną spódniczkę przed kolanka i czerwoną bluzeczkę z krótkim rękawem. Miała długie, proste włosy, jak zdążyłem zobaczyć na zdjęciu. Na żywo jednak jej delikatna twarzyczka wydała mi się jeszcze ładniejsza. Nawet z daleka mogłem dostrzec, jak długie rzęsy okalały jej duże oczy. Trzepotała nimi, nawet zalotnie, lecz była jeszcze dzieckiem i robiła to zupełnie nieświadomie.

    -Skoro wszystko zostało ustalone, pozwólcie, że ja i Vicky będziemy się już zbierać. - wstałem z kanapy i ostatni raz uścisnąłem dłoń obu braci. Wtedy nadszedł moment, w którym podszedłem do dziewczynki i delikatnie pogładziłem ją po włoskach. Były bardzo miękkie i nawet z lekkiej odległości mogłem poczuć ich słodki zapach. - Chodź ze mną, słoneczko. - ostrożnie objąłem ją ramieniem. Z tego, co mówili jej bracia, była nieśmiałą osóbką, dlatego łatwo było ją przestraszyć. Nie chciałem tego.

    Dziewczynka trzęsła się odrobinę. Bała się mnie i bała się całej sytuacji. A ja chciałem otoczyć ją opieką, taką wyjątkową. Dla innych może niebezpieczną, dla mnie bynajmniej interesującą.
    W przedpokoju zdjąłem z wieszaka szary płaszczyk Vicky i założyłem go na ramionka dziewczynki, a później czekałem, aż założy sznurowane botki na niewielkim obcasie. Czekałem również, aż w końcu odezwie się do mnie, jednakże czułem, że nie nadejdzie to tak szybko, jakbym pragnął. A chciałem jedynie usłyszeć jej głosik.

    Vicky co jakiś czas zerkała na mnie spod rzęs. Widziałem dokładnie każdy jej ruch, ponieważ, oparty o ścianę w przedpokoju, nie odrywałem od niej wzroku. Dzięki Bogu nie starała się jednak uciec, lub stawiać opór. Była grzeczną dziewczynką, a ja takie lubiłem najbardziej.

    W końcu wstała z ławki i spojrzała tęskno na swoich braci. Starszy ukucnął przed nią i złapał jej małe dłonie w swoje.

    -Przepraszam, Vicky. Mam tylko nadzieję, że kiedyś nam to wybaczysz. - szepnął, pogłaskał jej włosy i pocałował w czoło. Również młodszy pożegnał się z nią, tuląc jej ciałko delikatnie do swojej piersi.

    A ona stała, ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w panele. Miała za złe braciom, że oddali ją za pieniądze. Wyraźnie nie zamierzała żegnać się z nimi, choć z pewnością już zaczęła tęsknić. Musiałem sprawić, aby zaczęła nowe życie, z początku może bolesne, jednak z czasem stanie się codziennością, do której zdoła się przyzwyczaić.

    Podniosłem z podłogi jej torbę, do której, prawdopodobnie bracia, spakowali najpotrzebniejsze rzeczy szatynki. Ostatni raz spojrzałem na dwóch brunetów i skinąłem głową, z delikatnym uśmiechem, malującym się na ustach. Następnie otworzyłem przed Vicky drzwi, a gdy wyszła z domu, wiatr rozwiał jej włosy i dokładnie zaprowadził ich słodki zapach do moich nozdrzy.

    Dziewczynka była malutka, nawet jak na swój wiek. Sięgała mi ledwie do piersi, dlatego chcąc ją objąć, moja ręka wylądowała na jej ramieniu. W ciszy, przerywanej jedynie cichym odgłosem obcasów szatynki, doszliśmy do mojego samochodu. Wykazując się klasą, otworzyłem przed Vicky drzwi od strony pasażera.

    Czekając, aż wsiądzie, ułożyłem wszystkie myśli w głowie. Zaadoptowałem jedenastoletnią dziewczynkę, tworząc pozory samotnego mężczyzny, potrzebującego dziecięcej radości. W rzeczywistości była to jedynie aura, która nie ma odbicia w życiu. Vicky nie ma zastępować mi pragnień własnego dziecka, tylko spełniać niecodzienne upodobania.

    I w końcu zamknąłem drzwi od samochodu. Jest moja.

40 komentarzy:

  1. Zajebiste *.* / @wiktoriamaciszk

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za skurwysyny z jej braci !! Jak mogli oddać swoją młodszą siostrzyczkę za pieniądze? Kurcze , jestem ciekawa jak Justin będzie się w stosunku do niej zachowywał...Paula, ja chcę więcej ! Dodaj jak najszybciej 2 rozdział ,bo nie wytrzymam !! KOCHAM CIĘ I TWOJE OPOWIADANIA !!!;**<3
    http://boody-live.blogspot.com/
    http://road-to-love-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem jak to skomentować, naprawdę. Jestem na razie w szoku po przeczytaniu rozdziału... Myślę, że jest napisany dobrze. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O boże od dzisiaj jest to moje ulubione ff mam nadzieje że będziesz równie często jak na innych blogach dodawać rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham twoje opowiadania, i chociaż brzydzą mnie takie zachowania, co również tyczyło się WPS, to jednak czytam to z chęcią, nie powiem, ze te zachowania są fajne czy coś bo to nie prawda, to na prawdę obrzydliwe i chyba wszyscy się ze mną zgodzą, ale to jest opowiadanie, ono ma nam coś przekazać, pokazać jakie jest życie i trochę pokazać co myślą tacy ludzie. Niestety nie wybieramy sobie tego co nas "kręci" z tym się często rodzimy, lub jest to nam jakoś usilnie wpajane. Poza tym patrząc tak z drugiej strony, nie opierając sie na moich poglądach to Justin nie jest jej ojcem, co prawda nie ma jeszcze ukończonych 15 lat żeby współżyć, ale jeśli je skończy a ona wyrazi zgodę to jej sprawa, to nie jest jej ojciec, i ona na pewno nie będzie go tak traktować. Przecież zdarzają się związki dzielące ludzi po 30 a nawet i 50 lat i równie dobrze to można nazwać czymś obrzydliwym i chorym, ale serce samo wybiera i umysł wcale nie jest w stanie tego zmienić. Nie mogę się doczekać Nexta, ciekawa jestem dalszego ciągu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde to nie bracia tylko tyrany którym zależy na kasie. :-\
    Rozdział cudny czekam na kolejny :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde to nie bracia tylko tyrany którym zależy na kasie. :-\
    Rozdział cudny czekam na kolejny :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny! Wiedziałam, że warto zacząć to czytać i miałam racje, bo Justin jest bardzo tajemniczą osobą i chce wiedzieć co się za nim tak naprawdę kryje :) Szkoda mi tylko Vicky... Hm, chociaż może nie będzie tak źle jak ja zawsze myślę haha, co cóż. Świetny rozdział, możesz mnie informować?
    Czekam na nasteony i weny ;*
    http://let-me-to-love-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku aż się boję czytać dalej ale wytrzymam <3. To opowiadanie jest mega oryginalne!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeju, ale sie ciesze, ze juz jest pierwszy, tak bardzo kocham tego bloga. Z pewnoscia bede czytala <3
    Jeju, ale wredni bracia, sprzedali swoja siostre tylko, zeby miec troche kasy...
    Ciekawa jestem co z tego wszystkiego wyniknie, no i jak dalej napiszesz ich losy. Czekam na nn i weny <3
    believe-in-your-dreams-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowne :* *.* Czekam na 2 tak cholernie ciekawa,że nie wyrobie zaraz :D. Co ile będą rozdziay? Awww kurde kocham to a dopirro to pierwszy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny ! Czekam na next ! :)

    http://justin-and-ana.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie jest zbyt dobry... jest dużo, dużo lepszy. W oczach mi łzy stanęły czytając to, a przed oczami pojawiła się chwila poniżania tej dziewczynki. Chciało mi się płakać. Boże... Od samego początku pokochałam to opowiadanie i jakoś nie sądzę, aby Justin miał zamiar zrobić większą krzywdę, niż zrobili jej to bracia. Chorzy skurwysyni. Sprzedać własną siostrę. Popieprzeni idioci. Mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze. Rozdział niesamowity, czekam na next i weny życzę <3 Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Jejkuu. Tak mi szkoda Vicki. Nie dość, że jest poniżana w szkole to jeszcze bracia tak ją traktują.
    Gdy przeczytałam Parolog to pomyślałam sobie " Ta...Justin na pewno będzie wykorzystywał małe, niczemu winne dziewczynki. ", ale teraz nie wydaje mi się by tak było. Coraz bardziej wciągam się w to opowiadanie i z jeszcze większą niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Oczywiście życzę duuużo weny.

    Zapraszam również do mnie. Jesli masz ochotę to zostaw po sobie ślad ;*
    http://neversaynever078.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. swietny czekam na next Szkoda mi Vicky jej bracia postapili egoistycznie nie licząc sie z uczuciami Vicky

    OdpowiedzUsuń
  16. swietny czekam na next Szkoda mi Vicky jej bracia postapili egoistycznie nie licząc sie z uczuciami Vicky

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem w szkou :O Pierwszy raz się spotykam z taką fabułą a naprawde dużo czytam fanfiction. Jest to cos nowego choć moim zdaniem troche psychczne.

    OdpowiedzUsuń
  18. To jest boskie mam nadzieję że jej nie zgwałci jak zobaczyłam bohaterów to z początku myślałam że będzie zmuszona do ślubu z Justinem czy coś

    OdpowiedzUsuń
  19. Przyznam że WPS mi się nie podobało przeczytałam parę pierwszych rozdziałów i epilog nie mogłam się przemóc żeby czytać więcej a to opowiadanie mnie już wkręciło czekam na wiecej ;)bo czuję że będzie genialne.Jestem też ciekawa jakie będą między nimi relacje.Super rozdział czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  20. czytając tan rozdział miałam normalnie ciarki na całym świcie ;)
    cudownie piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetny rozdział mam nadzieje ,że Justin nie będzie jej jakoś brutalnie gwałcił tylko naprawdę się o nią troszczył.Jestem też bardzo ciekawa jak będzie się między niby układało czy Vicky zaakceptuje tą całą sytuacje i też jakie podejście będzie miał do tego Justin.Nie mogę doczekać się następnego rozdziału życzę weny ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  22. Mi się podoba ;). Będę czytać ;*. Czekam na 2 i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  23. Super rozdział *-*
    Czekam na następny i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie mogę się doczekac kolejnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Cholera. Powiem Ci, że naprawdę mnie zaciekawiłaś.
    Masz bardzo oryginalny pomysł na to opowiadanie.
    Świetny rozdział, czekam na kolejny z niecierpliwością. ; )

    OdpowiedzUsuń
  26. Jak przeczytałam prolog, miałam mieszane uczucia do tego opiwiadania, ale teraz to mnie wciągnęło :)
    http://salty-tears-am.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. jaram się! :> nie mogę się doczekać co będzie dalej :o i współczuję Vicky :< straszne, że bracia ją sprzedali ;ooo w takich momentach cieszę się, że jestem jedynaczką ;o

    OdpowiedzUsuń
  28. to dopiero początek, a ja już uwielbiam to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  29. To jest boskie *.*

    OdpowiedzUsuń
  30. Super, bo inne. A tak z ciekawości ile lat ma Vicki i Justin

    OdpowiedzUsuń
  31. mam nadzieje że on jej nie będzie jakoś brutalnie gwałcić czy bić... :/

    OdpowiedzUsuń
  32. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  33. Rozdział jest bardzo dobry. Ja napewno będę czytać dalej. Przecież trzeba patrzeć na wszystko z dystansem. Trzeba myśleć nad treścią, którą chcesz nam przekazać. Pozdrawiam; ) zapraszam do siebie justin-dark-fanfiction.blogspot.com i faster-than-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  34. Głupi Justin. Zajebisty rozdial

    OdpowiedzUsuń