***Justin's P.O.V***
Powoli wsunąłem kluczyki do stacyjki, jednak zanim przekręciłem je w środku, włączając silnik, wyciągnąłem w stronę dziewczynki otwartą dłoń. Malutka była przerażona. Mogłem niemal zobaczyć, jak jej ciałko drży. Chciałem, aby oswoiła się z moją obecnością, jak i z moim dotykiem, którego nie odczuje po raz pierwszy i ostatni. Z pewnością nie.
-Jestem Justin. - zachęciłem ją cicho, wpatrując się w policzek szatynki, lekko przysłonięty kosmykami włosów.
-Vicky. - wyszeptała. Nie odważyła się jednak uścisnąć mojej dłoni, ani nawet podnieść wzroku, który wciąż utrzymywała wbity w czarną wycieraczkę, ułożoną pod jej stopami.
Zdawałem sobie sprawę, że przyzwyczajenie jej do swojej osoby potrwa spory okres czasu. Ale właśnie po to przy mnie była. Miała pozostawać blisko mnie, w każdym, możliwym tego słowa znaczeniu.
-Nie musisz się bać. - powiedziałem cichym, spokojnym głosem, aby nie przestraszyć jej jeszcze bardziej. I tak była już wystarczająco skrępowana i nieśmiała. Prawdę powiedziawszy, nie chciałbym, aby była inna. Właśnie pod tak bezbronną i niewinną postacią pociągała mnie najbardziej. - Nie zrobię ci krzywdy, słonko. - wewnętrzny demon rwał całe moje ciało, aby tylko znalazło się bliżej niej. Tak blisko, jak było to możliwe. Bardzo ciężko było mi nad sobą panować, kiedy ona siedziała tuż obok. Ostatkami sił utrzymywałem nad sobą kontrolę.
-Nie znam cię. - wyszeptała, jedynie odrobinę głośniej, niż poprzednio. Jednak zdecydowała się spojrzeć mi w oczy. W prawdzie trwało to ułamek sekundy, lecz ja zdążyłem zapamiętać kolor jej tęczówek. Były piękne, jak cała jej delikatna twarzyczka. - Więc mam prawo się bać.
Poczułem potrzebę, aby ją dotknąć. Teraz, w tym momencie. Inaczej mógłbym zwariować. Dlatego ułożyłem dłoń na jej kolanie, osłoniętym cienkim materiałem rajstop. Po tym pierwszym, drobnym kontakcie fizycznym z Vicky, zapragnąłem, aby był on dużo bardziej intensywny. Nie mogłem jednak wystraszyć jej jeszcze bardziej. Bałem się, że byłaby w stanie otworzyć drzwi od strony pasażera i po prostu uciec.
Zacząłem powoli przesuwać dłoń w stronę wewnętrznej części jej uda. Ona jednak szybko zacisnęła razem nogi i odwróciła głowę w stronę okna pasażera. Teraz widziałem jedynie jej długie, kasztanowe włosy, delikatnie falowane. Sam zrozumiałem, że posunąłem się za daleko. Znała mnie dopiero kilka minut i nie zdążyła mi jeszcze zaufać. Czułem, że będę musiał poczekać, choć jednocześnie było to dla mnie tak cholernie trudne.
Dłuższe stanie przed jej domem nie wniosłoby do naszych relacji niczego pozytywnego, dlatego kiedy dziewczynka nadal utrzymywała wzrok, wbity w szybę, odpaliłem silnik i wjechałem na osiedlową drogę. Miałem lekkie problemy z pełnym skupieniem się na jeździe, ponieważ całe moje ciało pragnęło co chwila spoglądać na nią. Rozpraszała mnie sama jej obecność. Rozpraszała w ten jeden, znaczący sposób, który musiałem kontrolować, mimo że tego nie chciałem.
Vicky okazała się jeszcze ładniejsza, niż na zdjęciach, które wysłał mi jej brat. Miała jasną, nieskazitelną cerę, która sprawiała wrażenie, że jej oczy są chłodne i pozbawione uczuć. Taki wizerunek stawiał ją w bardziej tajemniczym świetle. Była dla mnie trudną do odkrycia zagadką, czym dodatkowo przyciągała mnie do siebie.
Po paru minutach ciszy zatrzymałem się na parkingu przed elegancką, włoską restauracją, znajdującą się na obrzeżach miasta. Podczas wspólnego obiadu chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o Vicky, o jej zainteresowaniach i życiu. Chciałem poznać ją w jak najszybszym czasie i wzbudzić w niej zaufanie do mojej osoby. Zależało mi na tym, aby widziała we mnie przyjaciela. A ja to wykorzystam.
Otworzyłem przed nią drzwi od strony pasażera. Vicky wysiadła bez mojej pomocy, nie obdarzając mnie ani jednym spojrzeniem. Jej bracia mieli rację. Już na pierwszy rzut oka wydawała się bardzo skrytym i nieśmiałym dzieckiem, któremu brakowało bliskości. A ja mam zamiar tę bliskość jej dać. Może w innej formie, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, ale przy mnie na pewno nie będzie samotna. Już nigdy.
Objąłem ją ramieniem w pasie, a moja dłoń, zupełnie umyślnie i celowo, zatrzymała się w dole jej wąskich bioder. Dziewczynka drgnęła, ale była zbyt skrępowana i przepełniona niepewnością, aby móc odsunąć się, bądź zareagować w jakikolwiek inny sposób. Właśnie dlatego chciałem mieć przy sobie akurat ją. Była zamknięta w sobie, więc dochowa sekretu, jaki na nią nałożę. Jaki nałożę na nas oboje.
Ani na moment nie przestałem uważnie przyglądać się jej. Zaczynałem od gęstych włosów i kilku niesfornych kosmyków, opadających na twarz, a później schodziłem wzrokiem w dół jej ciała. Płonąłem w środku, kiedy mogłem obejmować ją i trzymać tak blisko siebie. Dosłownie czułem, jak wszystko gotuje się we mnie. W końcu, apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc skoro Vicky już teraz była blisko mnie, całym sobą pragnąłem, aby była jeszcze bliżej.
Po wejściu do środka, znaleźliśmy wolny stolik, w jednym z kątów pomieszczenia. Vicky zaczęła rozpinać każdy z guzików w płaszczyku, sięgającym jej za pupkę. Złapałem jego materiał, aby odwiesić na oparcie krzesła. W rzeczywistości jednak, chciałem podczas tego gestu przejechać dłońmi po jej odkrytych ramionach i poczuć tę gładką, dziecięcą skórę, która rozpalała już nie tylko moje ciało, ale również wyobraźnię.
Po złożeniu zamówień i otrzymaniu ich od kelnera, ująłem w prawą dłoń widelec i nawinąłem na jego koniec makaron. Nie włożyłem jednak wydzielonej porcji do ust, tylko spojrzałem na Vicky. Dziewczynka wpatrywała się w swój pełen talerz, z którego nie ubyło jeszcze ani grama potrawy. Miałem wrażenie, że chciała zadać jakieś pytanie. Chciała zacząć rozmowę, czując, jak niezręczna cisza panuje pomiędzy nami. A ja czekałem jedynie, aż przełamie swoje wewnętrzne bariery i w końcu zacznie mówić.
-Do czego jest panu potrzebna córka? - po wielu chwilach niepewności w końcu odłożyła widelec, oparła się przedramionami o kraniec stolika i uniosła wzrok spod rzęs.
-Do kochania. - odparłem krótko, ale jakże szczerze. Odpowiedziałem nie to, co uważałem za słuszne, lecz to, co w moim przekonaniu było szczerozłotą prawdą. Chciałem ją pokochać, na swój własny, odrębny sposób.
-I proszę, mów mi po imieniu. W końcu, zostałem twoim nowym opiekunem. Chcę, żebyś odnalazła we mnie wsparcie i przyjaciela, jakiego nigdy nie miałaś. Możesz powiedzieć mi o wszystkim. Możesz również zapytać o wszystko, co leży ci na serduszku. - wszystkie moje starania sprowadzały się do jednego. Musiałem zyskać jej zaufanie. - Ja zawsze ci pomogę, pamiętaj o tym. - ująłem delikatnie jej dłonie w swoje, ponieważ nie potrafiłem zapanować nad tą potrzebą, objawiającą się niemal widocznym drżeniem całego ciała. Pragnąłem dotknąć ją, choćby musnąć opuszkiem palca. Wszystko, aby tylko poczuć jej skórę na swojej.
-W takim razie, czym się zajmujesz, masz żonę, dzieci? - chociaż nadal mówiła cicho i nieśmiało, powoli przekonywała się do mnie. Nie milczała, jak przed chwilą. Każde, nawet najprostsze pytanie, pokazywało mi, że chce dowiedzieć się czegokolwiek o mnie i o swoim nowym życiu, które zaczyna, razem z przeprowadzką do mnie.
-Jestem psychologiem dziecięcym. Pracuję z osobami w twoim wieku, które mają problemy w domu, w szkole. Z dziećmi, które przeszły w swoim życiu wiele, jak i również z tymi, które za wszelką cenę pragną zmienić się w dorosłych ludzi. Żonę miałem, jednak rozwiodłem się z nią parę miesięcy temu. Od tamtego czasu mieszkam z synem, który ma siedemnaście lat i buntuje się przeciwko mnie niemal na każdym kroku.
Nie zagłębiałem się znacznie w szczegóły, aby szybko skończyć i móc znów wsłuchać się w jej głos, a także obserwować mimikę twarzy, kiedy wypowiada pojedyncze wyrazy. Ona jednak nabrała na widelec makaron i powoli włożyła go do ust. Zamiast skupić się na swoim talerzu, bacznie przyglądałem się każdemu ruchowi jej szczęki, jej warg, a także dłoni, która w pewnym momencie mocniej zacisnęła się na metalowym sztućcu.
-Może teraz ty opowiedz mi coś o sobie. - zaproponowałem ostrożnie, aby jej nie spłoszyć. Ze względu na swój zawód, doskonale wiedziałem, jak powinienem się z nią obchodzić. Była jajkiem, w cienkiej skorupce, która w każdym momencie może pęknąć. Chociaż teraz zaczęła się przede mną otwierać, w każdej chwili mogła na nowo, jeszcze mocniej, zamknąć swoje emocje w środku.
-Nie wiem, co mogłabym powiedzieć. - nieśmiało założyła kosmyk włosów za ucho, odkrywając większą część swojej buźki.
-Czym się interesujesz, co lubisz robić w wolnym czasie. To dla mnie ważne, aby wiedzieć o tobie jak najwięcej. - Vicky rozpraszała sama moja obecność, natomiast mnie denerwowała długość stołu, dzieląca nas od siebie. Chciałbym usiąść obok niej, wziąć ją na kolana i, głaszcząc, słuchać jej słów.
-Nie mam żadnych zainteresowań i nawet sama nie wiem, co lubię robić w wolnym czasie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nigdy również z nikim o tym nie rozmawiałam. Jesteś pierwszą osobą. - nie przerywałem jej, ponieważ doskonale wiedziałem, że będzie mówić dalej. Dla mnie ważny był każdy, pozornie nieistotny szczegół. Byłem psychologiem i doskonale wiedziałem, w jaki sposób do niej podejść.
-Moich braci nigdy nie interesowało, jak się czuję, czy jestem szczęśliwa. Zazwyczaj traktowali mnie jak powietrze. Nie byli źli, ale po prostu mnie nie zauważali. - zostawiłem w połowie pełną porcję makaronu i usiadłem na najbliższym krześle, obok Vicky. Pragnienie ciepła, bijącego z jej ciała, wygrała z moją samokontrolą. Znów czułem, że zaczyna wstępować we mnie druga osobowość, z którą przestałem już walczyć.
-Słucham cię, słonko. Zawsze będę cię słuchał. - położyłem rękę niby na oparciu krzesła, lecz tak naprawdę moja dłoń spoczywała na jej ramieniu. Druga natomiast zaczęła głaskać jej kolano. Znów zrobiłem ten większy, fizyczny krok w jej stronę i teraz, mimo że Vicky od razu spięła swoja ciałko, nie zabrałem ręki, tylko nadal błądziłem nię po jej nogach, pod drewnianym stolikiem.
Doskonale wiedziałem, że takim gestem na nowo stracę jej zaufanie, które udało mi się lekko podbudować. Każdy dotyk jej niedoświadczonego ciała oddalał ją ode mnie psychicznie, za to zbliżał fizycznie. Kiedy jednak pozostawałem w znacznej odległości, mogłem pozyskać jej zaufanie. Musiałem dokonać wyboru, który dla mnie od dawna był sprawą oczywistą. Moje słabości ograniczały się do pragnień czysto fizycznych. Pragnień, które mogły zaspokoić jedynie dzieci.
Vicky, oprócz samego skrępowania, ponownie zaczęła odczuwać względem mnie lęk. Szybko wstała z krzesła, nawet nie zerkając w moją stronę. Musiałem oswoić ją ze swoim dotykiem. Musiałem oswoić ją z dotykiem mężczyzn, którego nie doświadczyła jeszcze nigdy w życiu.
Położyłem na stole odpowiedni banknot i wyszedłem z restauracji, zaraz za Vicky. Chociaż malutka była przestraszona, nie miała w sobie wystarczająco dużych pokładów odwagi, aby uciec ode mnie. Jeszcze raz mogę podkreślić, że jej nieśmiałość była w moich oczach zaletą, którą wykorzystam, kiedy tylko będę mógł.
Gdy otworzyłem samochód, Vicky bez słowa wsiadła na miejsce pasażera. Była mądrą dziewczynką i wiedziała, że próby ucieczki zdałyby się naprawdę na niewiele. Musiała zaakceptować fakt, że to ja stałem się jej nowym opiekunem, z którym zamieszka i którego będzie widywała każdego dnia. Rano, gdy otworzy oczka po wielogodzinnym śnie, jak i wieczorem, kiedy przykryję ją kołdrą, pocałuję, pogłaszczę i szepnę kilka słów do uszka.
Myślałem przez dość długi czas, jaki temat rozmowy zacząć, aby na nowo zaczęła mi ufać, aż w końcu poddałem się i włączyłem samochodowe radio. Nie lubiłem muzyki, ponieważ zawsze rozpraszała moje myśli. Nie chciałem jednak siedzieć w zupełnej ciszy. Nie była ona dobra dla nas obojga.
Na dworze zaczęło się ściemniać, a droga powoli pustoszała. Kierowałem jednym z nielicznych samochodów, sunących po gładkim asfalcie. Z natłoku myśli nie zauważyłem nawet, że Vicky przysnęła, a jej główka oparła się o boczną szybę. Chociaż przez cały czas bił od niej spokój, teraz wyróżniał się jeszcze bardziej. Mimo tych wszystkich uczuć i emocji, które kryła w środku, na zewnątrz zdawała się jedynie marionetką, za której sznurki pociąga zupełnie inna osoba.
Nie chciałem jej budzić, kiedy spała tak słodko i równomiernie, cichutko oddychała. Teraz jednak bez żadnych obaw mogłem dotknąć jej ponownie. Zwolniłem znacznie i rozproszyłem swoją uwagę, kiedy moja dłoń przejechała po jej dłoni. Później delikatnie musnęła wewnętrzną stronę uda, jak i miejsce pod jej dziewczęcą spódniczką. Wolną ręką, która w danej chwili nie spoczywała na kierownicy, zacząłem powoli rozpinać jej płaszczyk. Każdy guzik z osobna odsłaniał coraz więcej ciałka, pokrytego ubraniami. Ująłem również kilka kosmyków jej włosów i przyłożyłem do twarzy, aby móc po raz pierwszy poczuć ich zapach. Każda jej część zdawała mi się taka, jakie lubię najbardziej.
Im dłużej spała i nie powstrzymywała mnie w żaden sposób, tym głośniej odzywała się we mnie ta druga, obca osobowość. Do tego stopnia przejęła nade mną kontrolę, że położyłem jedną dłoń na swoim kroczu i zacząłem gładzić je przez spodnie, co chwila zerkając na małą postać Vicky.
Wtedy ujrzałem w oddali spory, kilkupiętrowy budynek, z oświetlonym parkingiem. Nie raz zatrzymywałem się w hotelu, na uboczu drogi, dlatego i tym razem miałem zamiar skorzystać z jego usług, zwłaszcza teraz, zwłaszcza z Vicky. Chyba nie byłbym w stanie dotrzeć do domu, bez zaspokojenia swoich potrzeb.
-Vicky, słonko, obudź się. - wyszeptałem, głaszcząc jej gładki policzek, kiedy zatrzymałem się na hotelowym parkingu i wyłączyłem silnik. Dziewczynka zaczęła powoli i ospale unosić powieki, aż w końcu zamrugała kilka razy. Kiedy zobaczyła, że znów znajduję się tak blisko niej, drgnęła lekko. Nie miała jednak miejsca, aby odsunąć się ode mnie, aby uciec. Nie miałem pojęcia, czy domyślała się, w jaki sposób na mnie działa. Ja jednak coraz bardziej zaczynałem czuć to w spodniach.
-Zatrzymamy się na noc w hotelu. - ostatni raz przejechałem dłonią po jej włosach, a później wysiadłem z samochodu. Poczekałem, aż Vicky, z jeszcze większą niepewnością, dołączy do mnie, abym mógł złapać jej rączkę. Do wszystkich jej emocji doszła jeszcze zupełna dezorientacja, która przejawiała sie szroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi ustami, szybko pobierającymi powietrze.
-Pokój dwuosobowy na jedną noc. - podchodząc do recepcji, wyciągnąłem z kieszeni banknot. Nie musiałem nawet podawać swojej tożsamości. Recepcjonista znał mnie na tyle dobrze, aby zapamiętać moje szczegółowe dane. Spojrzał jednak pytająco na Vicky, która, nadal onieśmielona, rozglądała się po bogato urządzonym holu.
Nie zamierzałem odpowiadać na jego nieme pytania. Bez słowa wziąłem do ręki klucz od pokoju i ruszyłem w stronę windy, pociągając za sobą szatynkę. Im bliżej pokoju byłem, tym bardziej stawałem się rozpalony. I w środku, wewnątrz mnie, jak i również na zewnątrz.
-Rozbierz się, słonko. - zapomniałem o pozorach nawet w windzie, kiedy nie byliśmy jeszcze zupełnie sami. Po prostu chwyciłem delikatnie materiał jej płaszczyka i zacząłem zsuwać go z ramion. Vicky nie postawiła się moim działaniom. Zwyczajnie nie potrafiła. Była uległa, ponieważ nikt nie nauczył jej, jak stawiać na swoim. I ja również nie zamierzałem. Jej obecny charakter wkomponował się idealnie w moje potrzeby.
Nieświadomie przyspieszyłem, w drodze do pokoju z odpowiednim numerem na drzwiach. Moja ręka niemal drżała, kiedy wsunąłem w dziurkę klucz i przekręciłem go. Chociaż bardzo chciałem siłą wciągnąć ją do pomieszczenia, musiałem wziąć kilka głębokich oddechów, aby nie zrobić jej krzywdy. Przecież miałem być jej przyjacielem. Przyjacielem, jakiego nie miała jeszcze nigdy. Przyjacielem, którego z całą pewnością nie zapomni.
Usiadłem spokojnie na pościelonym łóżku, kiedy Vicky nadal stała przy drzwiach. Wiedziałem jednak, że nie zamierzała się cofać. Czuła, że musi być mi posłuszna.
-Chodź do mnie, słonko. - wyciągnąłem w jej kierunku rękę. Znów nastąpił u niej moment zawahania, jednak w końcu ruszyła w moim kierunku i złapała moją dłoń.
Wtedy czułem, tak naprawdę, że jest bardzo blisko mnie. Żeby była jeszcze bliżej, objąłem jej wąskie bioderka i posadziłem na swoim kolanie. Była leciutka i malutka, jednak właśnie te cechy sprawiały, że chciałem mieć ją bardziej. Bardziej, niż było to moralnie i etycznie dozwolone.
-Nie bój się mnie. Ja cię nie skrzywdzę. - wypowiadając ostatnie słowo, moja dłoń unosiła jej bluzeczkę, ukazując prawdziwe oblicze moich słabości. Cholernych słabości do dzieci, a w szczególności, do małych dziewczynek.